fbpx

Gdy dyrektor śpiewa sopranem spinto

27 grudnia 2016
Komentarze wyłączone
1 903 Wyświetleń

iwona-sawulska-2Przez wiele lat występowała przed liczną publicznością. Teraz sama stoi na czele dużej grupy osób, wspólnie z nimi pracując nad sukcesem Teatru Muzycznego w Lublinie. Czy wrażliwość artysty pomaga jej w tym zadaniu? W jaki sposób z sukcesem zawiadywać tak dużą instytucją kultury? Iwona Sawulska, wybitna śpiewaczka operowa obdarzona nietuzinkowym sopranem spinto, dyrektor teatru, wykładowca KUL z 25-letnim doświadczeniem, manager kultury i reprezentantka wpływowego grona lublinianek.

 

Krok po kroku

W domu rodzinnym Iwony Sawulskiej muzyka nie odgrywała dużej roli. Wychowały ją mama i o 10 lat starsza siostra. Obie kobiety to silne osobowości, pracowite i dobrze zorganizowane, co miało silny wpływ na doskonałą organizację pracy przyszłej pani dyrektor. Talent muzyczny Iwony Sawulskiej ujawnił się bardzo szybko, dlatego już w wieku 7 lat rozpoczęła edukację w Państwowej Szkole Muzycznej w Lublinie w klasie fortepianu. W szkole średniej znalazła się w klasie prowadzonej przez Teresę Księską-Falger. – Był to ten typ nauczyciela z pasją, który potrafił w nas, uczniach, zakorzenić chęć zdobywania świata – wspomina. W gronie uczniów znakomitej pani pedagog znajdowali się również pianista Waldemar Malicki i kompozytor Mariusz Dubaj. Dzieci z domów o tradycjach muzycznych mogły liczyć na szybsze i łatwiejsze wprowadzenie w środowisko muzyczne. W przypadku Iwony Sawulskiej brak koneksji w świecie artystycznym tym bardziej zmotywował ją do ciężkiej pracy. – Brak internetu, zamknięte granice blokowały kiedyś szybki rozwój kariery. Receptą na sukces była sumienna praca i ciągły rozwój muzyczny. Przeszłam normalną stopniową drogę rozwoju zawodowego artysty. Wszystko odbywało się systematycznie i krok po kroku – wspomina. Dwustopniowa szkoła muzyczna w Lublinie cieszy się tak dobrą renomą, że większość jej uczniów bez problemu dostaje się na akademie muzyczne. Iwona Sawulska wybrała Akademię Muzyczną w Łodzi, na Wydziale Wokalno-Aktorskim. W 1992 roku jako świeżo upieczona absolwentka wraz z mężem Cezarym, który ukończył w Łodzi medycynę, powrócili do rodzinnego Lublina. Wprawdzie dostała propozycję pracy na swojej macierzystej uczelni, ale tęsknota za rodziną i bliskimi zwyciężyła. Jednak po powrocie okazało się, że Lublin nie jest tak otwarty na kulturę, jak inne większe miasta w Polsce. Szczególnie różnicę tę dostrzegała, goszcząc regularnie w Filharmonii Rzeszowskiej, z którą współpracowała. Na rzeszowską mentalność oddziaływało również sąsiedztwo z artystycznym Krakowem. Tymczasem Lublin wciąż był oporny. – Wszystkie decyzje w sprawach zawodowych zapadały tu bardzo wolno. Odczuwałam to zarówno ja, jak i mój mąż w swojej pracy. Dla młodych, ambitnych osób było to dosyć męczące doświadczenie. Moja mama i siostra, pracująca jako ekonomista, przyzwyczaiły mnie do szybkiego i efektywnego działania, to bardzo wpłynęło na moje późniejsze podejście do pracy. A w Lublinie wszystko działo się dużo wolniej – mówi.

Debiut

iwona-sawulska-3Osobą, która umożliwiła jej debiut na dużej scenie, był profesor Adam Natanek, ówczesny dyrektor Filharmonii Rzeszowskiej. Zaprosił ją na występ w organizowanym przez nich prestiżowym Międzynarodowym Festiwalu w Łańcucie, na którym wykonała „Requiem” Gabriela Fauré, u boku słynnego barytona Andrzeja Hiolskiego. Po tym występie jej głos, sopran spinto, zwrócił uwagę wielu osób z branży. Wkrótce pojawiło się sporo propozycji do wykonania efektownych partii operowych i oratoryjnych w wybitnych dziełach. Danuta i Andrzej Natankowie ciągle wspierali Iwonę w jej dalszych krokach artystycznych, dlatego też szybko skierowali ją do Bogusława Kaczyńskiego, dyrektora licznych festiwali muzyczno-operowych, niekwestionowanego autorytetu w świecie muzyki operowej. Dzięki temu w niedługim czasie wzięła udział w tak prestiżowych wydarzeniach, jak Międzynarodowy Festiwal im. J. Kiepury w Krynicy i Międzynarodowy Festiwal S. Moniuszki w Kudowie-Zdroju, gdzie poznała Marię Fołtyn, legendarną polską śpiewaczkę. Równocześnie dostała pracę w Teatrze Muzycznym w Warszawie, którego dyrektorem był Bogusław Kaczyński. Swojego rodzaju przełomem był występ w Filharmonii Narodowej, kiedy znienacka musiała zastąpić śpiewającą sopranem Joannę Kozłowską. Na przygotowanie całego wieczoru arii operowych miała zaledwie jeden dzień, a w repertuarze przewidziano partie m.in. ze „Strasznego Dworu”, „Halki”, „Aidy”, „Hrabiny”, „Madame Butterfly”.

Byłam gruntownie wykształcona muzycznie już od dziecka. Program ówczesnych szkół muzycznych dał mi solidne podstawy, dzięki czemu bardzo szybko czytałam nuty. To duża zaleta w sytuacji, kiedy nie ma czasu na długie przygotowania, a internet wtedy był jeszcze mało dostępny. Nie było mowy o odsłuchiwaniu czegoś np. z YouTube’a – wspomina. Z występem poradziła sobie świetnie, później nawiązała współpracę z takimi kompozytorami muzyki współczesnej, jak: Andrzej Nikodemowicz, Paweł Łukaszewski, Mariusz Dubaj, Stanisław Moryto, Edward Pałłasz, Miłosz Aleksandrowicz, którzy powierzali jej partie solowe w prawykonaniach ich dzieł. Wielu znawców podkreślało, że utwory Pucciniego, Czajkowskiego, Rachmaninowa są wprost stworzone pod warunki głosowe Iwony Sawulskiej

 

Łamiąc bariery

iwona-sawulska-1Rozwój artystyczny równolegle łączyła z pracą naukową. Od 1993 r. związana jest z Instytutem Muzykologii KUL w Katedrze Dydaktyki Muzycznej, gdzie trzykrotnie przyznano jej nagrodę pedagoga roku. W 2003 roku obroniła habilitację na Akademii Muzycznej w Łodzi. W międzyczasie pojawiło się zainteresowanie zarządzaniem instytucją kulturalną. Powodem były własne doświadczenia, które zmotywowały ją do chęci pomocy młodym artystom. Szczególnie tym, którzy nie mają rodzinnych tradycji muzycznych, nie mogą liczyć na wsparcie doświadczonych artystów, a także tych niemających wypracowanych kontaktów w świecie muzycznym. – Czasami wystarczy jeden telefon, rada, by kogoś dobrze pokierować. Cieszę się, gdy mogę komuś pomóc, staram się promować utalentowanych artystów – podkreśla. W międzyczasie ukończyła studia podyplomowe na Wydziale Nauk Społecznych KUL w zakresie zarządzania kapitałem ludzkim, co dało jej mocne podstawy teoretyczne do zarządzania instytucją. Praktyczną stronę zaś znała z autopsji. Przez wiele lat obserwowała różne teatry muzyczne i opery. Podziwiała najlepszych, dostrzegała wady w zarządzaniu, znała zakulisową pracę. Wiosną 2015 roku została ogłoszona nowym dyrektorem Teatru Muzycznego w Lublinie. Czy wrażliwość artysty nie była przeszkodą dla Iwony Sawulskiej na tym stanowisku? Z całym przekonaniem odpowiada, że wprost przeciwnie. – Ponad 200 osób pracujących w Teatrze Muzycznym to wiele osobowości, różnych obowiązków, spraw i problemów. Instytucja kulturalna to wiele osób, oprócz widocznych na scenie artystów, które równie mocno przyczyniają się do sukcesu danego widowiska. Jestem zwolenniczką humanizmu i wsłuchiwania się w drugiego człowieka. Wrażliwość nigdy nie przeszkadza w życiu zawodowym, o ile nie jest mylona z brakiem asertywności – mówi. Dzięki temu jako dyrektor zna każdego swojego pracownika. Wielu z nich znała wcześniej, ponieważ środowisko artystów muzyków w Lublinie to grupa osób, która współpracuje ze sobą przy wielu różnych projektach. Z niektórymi muzykami chodziła do szkoły, innych zna z koncertów. Niezależnie od przypadku zawsze stara się ograniczyć bariery i usprawnić komunikację. – Nie lubię tworzenia sztucznego dystansu, rozmów zza długiego biurka – mówi. W ciągu naszego godzinnego wywiadu kilka osób przychodziło do pokoju dyrektor z różnymi sprawami do omówienia. Każdy został wysłuchany, a bezpośredniość i duże poczucie humoru w komunikacji czyni z Iwony Sawulskiej managera z dużą klasą.

 

Małe wielkie zmiany

Gdy w ubiegłym roku objęła stanowisko dyrektora Teatru Muzycznego, z miejsca pojawiły się pytania o plany i nowe koncepcje na prowadzenie instytucji. – Nie chciałam wprowadzać zmian, jeżeli chodzi o skład kadry. Uważam, że jeżeli ktoś przez wiele lat pracuje i jest swojej pracy oddany, to zasługuje na szacunek i lojalność z mojej strony jako dyrektora. Natomiast chciałam zmienić na pewno tempo pracy. Wymagam dużo od siebie, co przekłada się na podejście do innych – opowiada. Za cel obrała sobie również opracowanie nowego repertuaru, ambitnego i spełniającego potrzeby wszystkich grup wiekowych. Takiego, który przyciągnie ludzi z całego województwa i przyzwyczai ich do obcowania z kulturą wysoką. Jest świadoma, że udana produkcja danego wydarzenia to połowa sukcesu, ta druga część to uczynienie jej opłacalną. W związku z tym w Teatrze Muzycznym pojawiły się wodewile, bajki, operetki, musicale, a wkrótce również balet. W ciągu wakacji organizowano spotkania z muzyką „lekką”, takie jak koncerty „Powróćmy jak za dawnych lat”, z utworami np. Édith Piaf czy Kaliny Jędrusik. Dyrektor Sawulska uważa, że niezbędnym jest również powtarzanie produkcji znacznie częściej i przynajmniej przez jeden sezon, tak by zdążyła dotrzeć do wielu osób. – Jeden przyjazd grupy baletowej to za mało, widowisko musi być dostępne częściej i bez większego problemu – mówi. Duże zainteresowanie produkcją „Queens of Opera”, połączonej z baletem, świadczy o tym, że ten rodzaj widowiska ma wielbicieli w Lublinie. Dlatego też w marcu na deskach Teatru Muzycznego planowana jest premiera „Coppélii”, baletu komicznego. Łącznie planowanych jest w tym sezonie aż pięć premier. Dla porównania dodajmy, że niegdyś nie było ich więcej niż dwie w sezonie. Zatem tempo pracy, które Iwona Sawulska wdrożyła, już po roku ma widoczne efekty. Rok 2017 prawdopodobnie będzie jeszcze intensywniejszy, ponieważ Teatr Muzyczny będzie obchodził jubileusz 70-lecia swojego istnienia, a zamierza również przygotować coś specjalnego na obchody 700-lecia Lublina.

 

Dyrektor Sawulska uważa, że specyfika teatrów muzycznych na przełomie lat zmieniła się, ich repertuar też. Nie ma już takiego sztywnego połączenia, jak grywanie oper w teatrze operowym, repertuar również bywa różny i bardziej dostępny, ale zmieniło się nie tylko to. W poprzednich latach stanowiska dyrektorskie obejmowały osoby w wieku około 60 lat. Z czasem wiek ten znacznie się obniżył, a doceniono energię i kreatywność dużo młodszych. Mimo że ciągle pozostają w mniejszości, to coraz częściej na czele instytucji kulturalnych w Polsce stają kobiety. – Styl życia kobiet z góry narzuca im rolę organizatora. Prowadzenie domu z miejsca uczy dobrej organizacji, a wręcz zarządzania. Na przykładzie tej małej domowej instytucji już nabywamy umiejętność planowania, dlatego też uważam, że kobiety świetnie radzą sobie na stanowiskach kierowniczych – przekonuje. To świetny przykład dla wielu kobiet, czego dowodem jest tytuł Ambasadora Lubelszczyzny „Aktywność kobiet”, przyznawany przez Fundację BezMiar.

 

Z panią dyrektor spotkaliśmy się tuż przed świętami Bożego Narodzenia. Jako przedstawicielka ważnej lubelskiej instytucji udziela się na różnych spotkaniach przedświątecznych, co oznacza, że jest to dla niej równie intensywny czas, jak i reszta roku. Święta w domu to dla niej przede wszystkim moment odpoczynku, zwolnienia tempa i długie rozmowy z mężem Cezarym, a także z córką Dianą, studentką Uniwersytetu Jagiellońskiego. – Ten świąteczny spokój jest niezwykle ważny, czeka nas bowiem kolejny rok wyzwań, które mamy nadzieję, zakończą się samymi sukcesami – mówi.

 

tekst Aleksandra Biszczad

foto Ewa Wartacz, Mieczysław Sachadyn

 

Komenatrze zostały zablokowane