fbpx

Do czego służy czerwona wstążeczka?

2 listopada 2013
Komentarze wyłączone
1 194 Wyświetleń

spiekładuchyNapisz o tej książce z sercem, nie rozumem – poprosiła mnie moja znajoma, która jest mamą Joanny Łańcuckiej. Długo przymierzałam się do wzięcia do ręki całkiem opasłego tomu, liczącego grubo ponad 400 stron, aż w końcu powiedziałam sobie „raz kozie śmierć”. I nie pożałowałam, bo dzięki lekturze tej książki niejako mogłam przeżyć swoje własne dzieciństwo raz jeszcze. Ze wszystkimi jego demonami i dobrymi duchami, które w wyobraźni naszego dzieciństwa zamieszkały dzięki opowieściom babć i dziadków.

 

Joanna Łańcucka, debiutująca trzydziestopięcioletnia pisarka, jak sama o sobie napisała, na co dzień zajmuje się malarstwem olejnym, czytaniem, pisaniem i haftem artystycznym. To również ona napisała, że wychowała się w małej wsi na wschodzie Polski. I tu kryje się całe sedno sprawy, ponieważ małe wsie na wschodzie Polski bywają nie tylko inspirujące, ale i mogą mieć wpływ na całe nasze życie. Więc gdzie jest ta wieś na wschodzie Polski? Gdzie mieszkają tytułowi Stara Słaboniowa i spiekładuchy? Wieś ma nawet swoją nazwę Capówka, ale i tak może być każdym innym miejscem na owym wschodzie Polski, gdzie kiedy Słaboniowa spojrzy, to ciężarne kobiety chore dzieci rodzą, mleko kwaśnieje, a dziewczyny starymi pannami zostają. Jak czytamy na okładce książki, w „Starej Słaboniowej i spiekładuchach” świat ludzi miesza się ze światem duchów rodem ze słowiańskiej mitologii i ludowych podań, ludzkie tajemnice i fantazje materializują się nieraz pod zaskakującymi i przeraźliwymi postaciami, a mała wieś gdzieś przy wschodniej granicy z niewiadomych przyczyn wciąż jest nękana przez siły nieczyste. A jednak Słaboniowa oprócz tego, że postrzegana jest przez wiejską wspólnotę jako guślarka, jest realną osobą z wyjątkowo zdroworozsądkowym myśleniem i empatią w stosunku  do innych ludzi, co najlepiej oddaje jedna z rycin Joanny Łańcuckiej, przedstawiająca rozległą wysprzątaną izbę mieszkalną z  łóżkiem, świętymi obrazami i  majestatycznie siedzącą kobietą przy ciepłym piecu, zatytułowaną „siadła przy piecu i jęła dumać”. Rzecz ciekawa, że bohaterka żyje w czasach niemal nam współczesnych, z nieopodal położonym przystankiem PKS, telefonami i samochodami, a jednak jest ostoją starego porządku, który sama pamięta jeszcze z czasów własnego dzieciństwa. Została wpisana przez Joannę Łańcucką w dokładnie opisaną topografię wsi z dowcipnie scharakteryzowanymi  mieszkańcami i ich chałupami, gnębiącymi ich zmorami, lękami, ale i marzeniami. Łańcucka malowniczo przedstawia stare obrzędy, a zbierane przez Słaboniową zioła swoimi zapachami niemal wychodzą poza karty książki, podobnie jak pieczone przez nią ciasto, na które pomimo ogólnie przyjętych obiekcji przez społeczność Capówki, chętnych  nie brakuje.

Tym, dzięki czemu czyta się tę książkę z przyjemnością, jest język – zwyczajny, prosty, bez intelektualnego bełkotu i niepotrzebnych barokowych stylizacji.

Język współczesny, ale który realistycznie oddaje to, co nam zostało w głowie z dzieciństwa. Joanna Łańcucka takich wspomnień ma niezmiernie dużo i z korzyścią dla czytelników postanowiła tym realizmem magicznym się podzielić. A my dzięki niej mamy sposobność odbyć podróż w głąb swojej wyobraźni i do… Capówki.    (gras)

Joanna Łańcucka, Stara Słaboniowa i spiekładuchy, Oficynka & Grażyna Łańcucka, Gdańsk 2013

Komenatrze zostały zablokowane