fbpx

Muzyczny pejzaż świata

14 lipca 2017
2 834 Wyświetleń

Tegoroczna edycja festiwalu „Wschód Kultury-Inne Brzmienia” była muzyczną pocztówką z całego świata, którą podziwialiśmy na zamkowych Błoniach w Lublinie. Pocztówką malowaną przez pięć dni wydarzenia w naszych głowach. I gdyby sztab artystów zwizualizował te obrazy, na pewno byłaby to zaskakująca kompozycyjnie, ale i niezmiernie ciekawa forma.

Twórcy festiwalu przyzwyczaili nas już do tego, że mieszanka brzmień i gości jest na Innych Brzmieniach przedziwna. Nie tylko pod względem brzmienia, bo nacieszyła również nasze oczy. Od 5 do 9 lipca na trzech scenach festiwalowych wystąpiło ponad 20 artystów. A mozaika muzyczna konsekwentnie układana była przez wszystkie dni. Równie różnorodna była mieszanka odczuć, jakie zaproszeni artyści zaserwowali. Pojawiło się też kilku wykonawców, których lubelska publiczność przyjęłaby ponownie z przyjemnością.

Imprezę otworzył koncert klarnecisty Wacława Zimpela, który zaserwował nam paletę jazzowo-klezmerskich brzmień. Występ był wachlarzem emocji i klatek filmowych. Od wybuchów, po wzruszające zwroty akcji, trzymające w napięciu pościgi i szczęśliwy finał. Kolejny dzień zdominował występ, nieco oderwany klimatycznie od pozostałych, pochodzącego z Holandii i RPA Skip&Die. Koncert okazał się niesamowicie energetycznym widowiskiem, podczas którego mogliśmy zobaczyć nieco futurystyczne kreacje bazujące na afrykańskich strojach idealnie komponujące się z mocną mieszanką rapu, etno i solidnej muzyki elektronicznej. Skojarzenia z piosenkarką MIA czy grupą Die Antwoord zdecydowanie uzasadnione.

Po podróży w okolice Południowej Afryki pojawia się reprezentant Demokratycznej Republiki Konga-Kasai Allstars (to już piątek), serwujący brzmienie etniczne. Ale nawet taka ciekawostka muzyczna nie była w stanie zachwiać pozycji francuskiego Nouvelle Vaque. Występ przeniósł publiczność pod paryski adres 82 Boulevard de Clichy, gdzie mieści się najsłynniejszy na świecie kabaret Moulin Rouge. Grupa zaprezentowała covery największych hitów muzyki rockowej, choćby Joy Division czy Dawida Bowie, ale przearanżowanie i wykonanie ich w klimacie bossa-novy z elementami burleski hipnotyzowało. Zwłaszcza tę męską część widowni (wokalistkami grupy są kobiety). Z coverami podczas tegorocznej edycji spotkamy się jeszcze raz, ostatniego dnia. Zanim to jednak nastąpi na scenie w klubie festiwalowym, po klimatycznym i czarującym występie Francuzów, pojawiają się ubrani w szare garnitury i wystylizowani na sowieckich oficjeli członkowie zespołu Gromyka, którzy tubalnymi głosami, śpiewając po rosyjsku z pełnym patosu oddaniem, porwą do pogo fanów punkrockowych melodii.

Sobotni koncert budzącego wielkie nadzieje Mulatu Astatke, etiopskiej gwiazdy jazzu spełnił tylko część oczekiwań. I to tę dotyczącą jazzowego brzmienia i wibrafonu na scenie. Mimo że muzyka brzmiała przyjemnie, nie był to zdecydowanie koncert spełniający warunki sceny głównej. Zwłaszcza że zaraz po Etiopczyku sceną zawładnęli Juno reactor. Legendarni twórcy soundtracku do Matrixa czy Mortal Kombat skutecznie rozgrzali publiczność. Brytyjska grupa przywiozła ze sobą tancerzy Mutant Theatre, którzy w nieco psychodelicznych, postapokaliptycznych strojach zgotowali przyjemne wizualnie show w rytm muzyki goa trance. Był więc pulsujący rytm, dużo elektroniki, dymu, laserów i tańca. A do tego latające w powietrzu konfetti i dwa abstrakcyjnie wyglądające potwory stojące po dwóch stronach sceny.   

Dobrym podsumowaniem festiwalu był odbywający się ostatniego dnia koncert KATOLUB Orchestra, czyli połączonych sił okołolubelskiej grupy Čači Vorba i katowickich zespołów Pigeon Break, Hengelo i Lód9. Projekt stworzony specjalnie na Inne brzmienia połączył ze sobą cygańską melodyjność i folkowe zacięcie z mocnym, rockowym riffem i solidną perkusją. Brzmiało świetnie.

Brytyjskie siły muzyczne ostatniego dnia reprezentowała Ukulele Orchestra of Great Britain, czyli eleganccy muzycy dzierżący w dłoniach ukulele różnych rozmiarów. Ten nieco groteskowy obrazek podtrzymany został przez lekko flegmatyczne show w montypythonowskim stylu. Znakomita forma dowcipu i eleganckiej interakcji z publicznością dorównała koncertowi, który był podróżą po hitach wszech czasów. Od kompozycji Ennio Moricone z filmu „The good, the bad and the ugly” przez „Born to be wild” Steppenwolf aż po Daft Punk czy Pharella Williamsa. Te koncerty śmiało mogą być wizytówką Innych Brzmień. Festiwalu, który mimo ugruntowanej pozycji i blisko dziesięciu lat historii wciąż, rokrocznie jest pewnym muzycznym eksperymentem. Po raz kolejny udanym.

tekst Jacek Słowik

foto Krzysztof Stanek

Liczba komentarzy: 3

Zostaw komentarz