fbpx

Przebudzenie wiosny, czyli o seksualności młodzieży

18 maja 2017
761 Wyświetleń

Tekst  Marzena Boćwińska

„Panną byłam, dwoje dzieci miałam, ale co TO, to nie” mawiała moja babcia
o kobietach pruderyjnych. Mając liberalne poglądy, nigdy nie odnosiłam tego do siebie, aż tu naczelna zadała mi temat: „Napisz o seksie wśród nastolatków”. Aż mnie zmroziło! Przepraszam, o czym? I niby jak mam o TYM: że bocian, kapusta, a może tak po prostu – na chłodno, rzeczowo, bez przesadnej skromności?

Tak więc do dzieła! Główna bohaterka dramatu „Przebudzenie wiosny. Tragedia dziecięca” Franka Wedekinda z 1891 roku, 14-letnia dziewczyna, pyta się matki „Ale o co w tym wszystkim chodzi?” – w seksie właśnie i macierzyństwie. Zakłamany i obłudny mieszczański świat nie udziela odpowiedzi, reglamentuje wiedzę, lekceważy psychiczne i fizyczne dojrzewanie, hormonalną burzę, seksualną inicjację. Przodkowie nasi sięgali po „Nowoczesną sztukę chędożenia” Żeleńskiego lub „Sztukę obłapiania” Fredy, ale była to literatura tajemna, wyklęta,  „porno retro”. Trzymano je za rzędem dzieł wybitnych mistrzów pióra, którzy dosłowność zastępowali metaforą. Z czasem, gdy narodził się film, było nieco śmielej, dalszy ciąg (tak zwane „momenty”) ukazywany był w przedziwny sposób: płomienie
w kominku, widok gałęzi targanych silnym wiatrem lub ołowiane chmury ekspresowo przesuwające się po ciemnym niebie. „Groza i okupacja!” A dlaczego nie świergot ptasząt, tęcza czy coś równie optymistycznego? Bo seks to żywioł, zagrożenie i tajemnica. Tak wychowano nas – rodziców obecnych nastolatków. Wiem, że cywilizacja rozpoczyna się od represjonowania seksu, ale czy nie można było inaczej?

W dzisiejszych czasach – dobie globalnej wioski – nie jest jednak lepiej. Byliśmy na Księżycu, a nie umiemy rozmawiać o zwykłych ludzkich sprawach, do których seks w rzeczy samej należy. Unikamy rozmów o TYM. Tymczasem młodzież  bierze za doradcę przeglądarki  internetowe, gdzie wulgarność, pornografia, sceny zwane obscenicznymi, „rzeźniczymi”, zajścia „hardcore’owe”, arcyrealistyczne, a nawet fizjologiczne. Nastolatki oglądają poradniki typu: „Jak się całować – krok po kroku – video”, a potem na forach piszą:  „Gadali o tym, że najpierw się pije, jara itd., a potem zaczyna się zabawa w butelkę”. Trzymając się literatury, przeszliśmy drogę od Mickiewiczowskich mrówek do Historii oka” Bataille’a i „Kompleksu Portnoya” Rotha (nie idąc dalej ze wstydu). I co w związku z tym, jak mawia ciotka z Pobierowa? Otóż dorośli, unikając konfrontacji z odpowiedzią na pytanie: „Co robi młodzież, kiedy ściąga odzież?” , popychają ją w otchłań permisywizmu, lekceważą jej aktywność seksualną, infantylizują szesnastolatków, którzy przeżywając burzę hormonalną, mają problemy z własną tożsamością. Zostają sam na sam ze swoimi rówieśnikami. Przy bierności rodziców i impotencji szkoły uczą się nawzajem i nie bawią się tylko w lekarza. A ponieważ seks jest łatwy i przyjemny, rzucają się wzajem w ramiona, nie bacząc na konsekwencje takich przyjemności. Szukają bliskości, tracą zmysły, pozwalają traktować się przedmiotowo, myśląc złudnie, że to miłość.

W czasie kanikuły rodzice powinni więcej czasu i uwagi poświęcić TYM kwestiom. Choć Sztaudynger głosił: „Bądźcie godni, nie wychylajcie się ze spodni”, nie należy tego brać dosłownie. Co zatem? Albo pogodzimy się z akceleracją młodego pokolenia i zrewidujemy swoje konserwatywne, purytańskie poglądy, jednocześnie milcząc, albo otwarcie porozmawiamy o tym z młodym, rozedrganym człowiekiem i powiemy mu, że właściwie nie jesteśmy tak purytańscy i konserwatywni, lecz zwyczajnie, po ludzku, umieramy ze strachu.
O ich zdrowie, przyszłość,  utraconą młodość, przerwaną edukację. I może w tej właśnie chwili dziecko zobaczy w nas człowieka i to nam opowie o problemach własnej seksualności, a nie będzie je rozwiązywać metodą prób i błędów z koleżanką lub kolegą.  Więcej śmiałości i otwartości – czego wszystkim Państwu życzę.

Zostaw komentarz