fbpx

Trzeba się poddać, żeby wygrać

13 listopada 2017
1 032 Wyświetleń

Ustawa o wychowaniu w trzeźwości i przeciwdziałaniu alkoholizmowi nakłada
na gminę obowiązek podejmowania działań zmierzających do ograniczania
spożycia alkoholu, inicjowania przedsięwzięć mających na celu zmianę
obyczajów w zakresie spożywania napojów alkoholowych, oddziaływania na
osoby nadużywające alkoholu oraz udzielania tym osobom i ich rodzinom
pomocy. Realizacja tych zadań prowadzona jest w postaci Gminnego Programu
Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, zawierającego
konkretne działania, których wykonanie gmina może zlecić swoim jednostkom
organizacyjnym, podmiotom leczniczym oraz organizacjom pozarządowym. Jedną z takich organizacji jest stowarzyszenie „Rodzina”. Z jego prezesem Panem Zbigniewem K. rozmawia Aleksandra Biszczad, foto Marek Podsiadło.

Jakiego rodzaju działania prowadzi stowarzyszenie?

– Mamy statut, na którym opieramy swoje działania i cele. Przede wszystkim udzielamy wszelkiej pomocy osobom uzależnionym i ich rodzinom. U nas można skorzystać z terapii u terapeutów i psychologów, którzy na co dzień pracują w Ośrodku Leczenia Uzależnień, a którzy przyjmują w określone dni w siedzibie stowarzyszenia. Cenna jest też sama rozmowa z osobami o podobnych problemach. Spotykamy się tutaj codziennie i rozmawiamy po prostu o życiu. Wspieramy się nawzajem. Partnerzy uzależnionych też muszą wiedzieć, jak postępować i jak uporać się z takim problemem.

Jakie są efekty działalności stowarzyszenia?

– Zgłasza się do nas sporo osób, w okresie jesienno-zimowym ponad 50 osób. Każdy, kto zwyciężył z alkoholizmem, jest naszym sukcesem, a jest ich naprawdę mnóstwo. Mój kolega, również dawny alkoholik, poradził sobie i założył podobne stowarzyszenie dla Polaków w Hiszpanii.

Czym konkretnie zajmuje się Pan w stowarzyszeniu?

– Jestem jego członkiem od 2000 roku, od niemal 10 lat jako prezes. Przez te lata stałem się po części terapeutą, ponieważ niektórzy alkoholicy wolą porozmawiać z osobą o podobnych doświadczeniach. Staram się pomóc, wysłuchać, motywować i namawiać do prawdziwej terapii. A poza tym dbam o siedzibę i staram się, żeby była jak najbardziej przyjazna. To trochę jak drugi społeczny etat. Mieszkam blisko, więc przychodzę tu codziennie, zawsze jestem pod telefonem.

Siedziba stowarzyszenia ma wręcz domowe warunki, jest miło, wyczuwa się przyjazną atmosferę.

– W przypadku uzależnienia alkoholowego na początku trzeźwienia zapełnienie czasu jest bardzo ważne. Siedziba musi być przyjazna, domowa, budująca zaufanie. Ludzie uzależnieni nie wiedzą, co zrobić z czasem, który na trzeźwo płynie jakby wolniej. W stowarzyszeniu oprócz rozmów oglądamy wspólnie telewizję, mecze, gramy w różne gry. Organizujemy nawet sylwestra. To bezpieczny azyl z rodzinną atmosferą.

W jaki sposób i w jakim zakresie działalność stowarzyszenia jest wspierana przez samorząd Lublina?

– Wszystkie nasze działania możliwe są dzięki Urzędowi Miasta Lublin, ponieważ pozyskujemy fundusze na te cele, biorąc udział w Gminnym Programie Profilaktyki i Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Dzięki pozyskanym w ten sposób funduszom mogliśmy stworzyć odpowiednie miejsce spotkań, a także korzystać z porad specjalistów. Urząd Miasta dofinansowuje również różne wyjazdy o charakterze edukacyjno-terapeutycznym, jak na przykład Ogólnopolski Zlot Rodzin Abstynentów, podczas którego można porozmawiać z takim znakomitymi psychologami, jak Sylwia Woronowicz, Wiktor Osiatyński czy Ewa Woydyłło. Tego typu wsparcie jest bezcenne.

Dlaczego osoby z problemem alkoholowym obawiają się tu przyjść? Co stanowi przeszkodę w zrobieniu tego pierwszego kroku?

– Bardzo trudno przyznać się do alkoholizmu. Na ogół długo zaprzecza się i dojrzewa do tej świadomości. Często zdarzają się momenty załamania, powroty do picia. Inni wmawiają sobie, że mają kontrolę nad piciem. Rujnuje się życie prywatne, ale alkohol zaciera postrzeganie rzeczywistości. Pokory nabiera się dopiero po wytrzeźwieniu.

Jest Pan osobą z podobnymi doświadczeniami. Co spowodowało, że Pan poprosił o pomoc?

– W moim przypadku również tak było. Chodziłem na terapię co drugi dzień, po wyjściu z niej kupowałem ćwiartkę wódki. Wiedziałem, że oszukuję sam siebie, rodzinę i terapeutkę. Pogubiłem się, miałem wrażenie, że alkohol odrywa od problemów, a tak naprawdę tylko je pogłębiał. Byłem dwa razy na odtruciu i na terapii wstępnej. Wydawało mi się, że już wiem, jak się nie upijać. Nie chciałem rzucić picia, tylko dozować je. W końcu zdałem sobie sprawę z tego, że niczego nie zmieniam. Pamiętam, że pod koniec roku 1999 zadzwoniłem do mojej mamy, która ciągle trzymała u siebie skierowanie od lekarza rodzinnego na terapię na oddziale zamkniętym. Powiedziałem, że nie daję sobie rady, chcę się leczyć. Mama była wzruszona, bardzo się cieszyła, że w końcu podjąłem tę decyzję. Dzięki temu od 19 lat jestem trzeźwy i mogę pomagać innym. Z alkoholizmem jest tak, że trzeba się poddać, żeby wygrać.

Zostaw komentarz