fbpx

Zawsze realistycznie, zawsze trzy kroki do przodu

19 maja 2017
959 Wyświetleń

tekst: Grażyna Stankiewicz

foto: Artur voshack Woszak

Lubi czekoladę, czerwone wino i szybkie samochody. Zrobił w życiu woltę, dzięki której jest niezależny i może żeglować po dowolnym akwenie na Ziemi. Ale nic za darmo. Najpierw stawianie sobie celów, upór i konsekwencja w działaniu. Marek Danelczyk – chirurg, który stał się synonimem sukcesu w biznesie.

Duża czyta i o dziwo, znajduje na to czas. Dużo też podróżuje, ale na zwiedzanie trzeba być przygotowanym. Co to za wyprawa na Machu Picchu, skoro nic albo niewiele wie się o tym miejscu. Bez sensu. Marek Danelczyk czyta biografie – ostatnio Sapiehy, Wałęsy, Napoleona. Dobrze zna twórczość Sołżenicyna. Czyta o Etruskach i wywiadzie wojskowym, kulturze Egiptu i Inkach. Głównie tematyka historyczna oraz poświęcona osobowościom. Mocnym osobowościom. Czytać można przed snem albo rano. Wstać o piątej i czytać do siódmej. Dlaczego nie? Przecież to nie jest problem.

Mama – radca prawny, pochodzi z Baranowicz. Od dawna z powodzeniem poświęca się malarstwu, głównie martwej naturze i portretowi. Tata urodził się na Zaolziu. Jest lekarzem, przez wiele lat był dyrektorem szpitali w Jaszczowie i Maszowie. Marek Danelczyk wychowywał się tam, gdzie jego ojciec aktualnie pracował. Stąd wędrowanie po Lubelszczyźnie i takie adresy, jak właśnie Maszów i Jaszczów czy Świdnik i Łańcuchów. Liceum skończył w Milejowie. Potem poszedł w ślady ojca. Ukończył Akademię Medyczną w Lublinie i przez dwanaście lat kontynuował tradycję lekarską w rodzinie. Uzyskał drugi stopień specjalizacji w chirurgii ogólnej. – Całe życie chciałem być chirurgiem. Uważam, że mam do tego predyspozycje – podkreśla Marek Danelczyk.

Ma dwóch synów. Starszy skończył administrację i zarządzanie na UMCS w Lublinie i obecnie pracuje w salonie Audi. Nabywa doświadczenia, przechodząc przez wszystkie szczeble wtajemniczenia zawodowego. Młodszy jest jeszcze licealistą.

 

Od chirurgii do motoryzacji

 

W połowie lat osiemdziesiątych dr Marek Danelczyk wyjechał na kontrakt do Biafry, dzisiejszej Nigerii. Firmę zaczął budować kilka lat po powrocie, w 1992 roku. Intuicja mówiła mu, że motoryzacja ma perspektywy. Porzucił więc chirurgię na rzecz biznesu. Szybko okazało się, że predyspozycje ma również w zakresie bycia przedsiębiorcą.

Początkowo był związany m.in. z Kulczyk Tradex. Potem wraz ze wspólnikami kupił przedstawicielstwa Volkswagena i Audi, później dokupili jeszcze Škodę. Zawsze na trzeźwo, realistycznie i trzy kroki do przodu, obserwując, co z tego wyniknie. W takiej formie spółka działa od ośmiu lat. Na terenie Lublina posiada cztery salony samochodowe, w których zatrudnionych jest 130 pracowników. – Dużo podróżuję po świecie, chciałbym, żeby znalazł się menadżer, ale żeby tak to poprowadził, aby były z tego zyski. Koncerny takie jak Audi czy Volkswagen mają określone wymagania co do standardów i jest to rygorystycznie przestrzegane. Tymczasem trudno jest znaleźć ludzi, którzy wyznaczą sobie cele i będą je realizować, dopilnują szczegółów. Trudno innym się dostosować i zrozumieć taką politykę firmy – mówi Marek Danelczyk.

Nie toleruje ograniczeń w sprawach dotyczących rozwoju firmy. Ożywia się na pytania dotyczące branży motoryzacyjnej i kondycji gospodarki na Lubelszczyźnie. – Jest kryzys i utrzymuje się tendencja spadkowa. Ale to wynika z tego, że w ogóle jest problem ze ścianą wschodnią. Cały czas pokładamy nadzieję w drogach i lotnisku, ale to musi iść w parze z konsekwentną polityką władz regionu, która zainteresuje inwestorów. Poza tym trzeba zmieniać mentalność ludzi, żeby to tu kupować, ja u niego, a on u mnie, w myśl zasady, że to jest dobre, bo jest stąd. No i w końcu potrzebujemy jak najszybciej działań rządu dotyczących branży motoryzacyjnej. Odpisu pełnego VAT-u, co pozwoli na utrzymanie miejsc pracy i rozwój tej branży.

W salonie przy ul. Piaseckiej na pograniczu Lublina i Świdnika z dumą prezentuje motocykl Harley-Davidson z 1932 roku, którego kupił w częściach i własnoręcznie odrestaurował. Jednak jego największą pasją zawsze były i są samochody, wyścigi i rajdy. Nic więc dziwnego, że zainwestował w to i czas, i pieniądze. Pierwszy mocny akcent to udział w serii wyścigów długodystansowych Volkswagen Castrol Cup w 2005 i 2006 roku, które odbywały się na terenie Polski, Czech, Słowacji i Niemiec. Reprezentantem teamu z Lublina był kierowca wyścigowy Olek Michałowski. Zawody zakończyły się 3. miejscem w klasyfikacji generalnej.

Tegoroczny sezon upływa pod znakiem Volkswagen Golf R-Cup z kierowcą Kubą Litwinem, który w chwili pisania tego tekstu po 6 wyścigach zajmuje 2. miejsce w klasyfikacji generalnej wyścigów.

 

Tyle mam wakacji, ile sam sobie ustalę

 

Nie potrafi nic nie robić, nawet w czasie wolnym od pracy. Skutery wodne na Bugu, żagle, nurkowanie, motory. Lubi kontakt z przyrodą i ciszę. Jest członkiem koła łowieckiego. Jedną z form odpoczynku jest nurkowanie, podczas którego może oderwać się od zgiełku, wyobraźni, odpowiedzialności. Często żegluje z przyjaciółmi w egzotyczne miejsca – Polinezja Francuska, Karaiby. Z przyjaciółmi odbył też trwającą trzy tygodnie podróż na motorach kultową Route 66, liczącą prawie 2300 km nieczynną autostradą, łączącą Wschodnie i Zachodnie Wybrzeże USA.

Uważa, że ma same wady, ale kiedy pytam o te konkretne, zapada cisza. Twierdzi, że wszystko jest możliwe do zrobienia. Wymaga od ludzi i od siebie. Przekonuje, że tylko w takiej sytuacji może się udać to, co sobie zaplanujemy. Mówi o sobie, że jest zdecydowany i wymagający, ale w granicach rozsądku. Podczas rozmowy sprawia wrażenie osoby, która we wszystkim na pierwszym miejscu stawia perfekcjonizm. W bezpośrednim kontakcie niewiele się uśmiecha i jest mocno powściągliwy. – Plany? Przetrwać kryzys, realizować swoje pasje, mieć więcej spokoju, a mniej nerwów, podróżować i zwiedzać. Wszystko, co tylko można – kończy rozmowę Marek Danelczyk.

Zostaw komentarz