Tak! Rzecz dziwna, ale możliwa. W sieci są tysiące przepisów kulinarnych, ale te najcenniejsze to te, które niespodziewanie ułatwiają nam życie i zaskakują nas samych.
Mając kolejny krzyżyk na karku, nagle odkryłam, że nie tylko upieczenie ciasta drożdżowego jest możliwe, ale dodatkowo wyrasta ono wysoko i posiada absolutnie cudowne walory smakowe. Taki przepis niespodziankę, który wywrócił moje dotychczasowe myślenie o udanym cieście drożdżowym, po wszystkich nieudanych próbach na przestrzeni dobrych 20 lat, znalazłam na jednym z blogów kulinarnych. I odtąd moje życie nabrało nowego wymiaru, a drożdże zajęły w mojej kuchni specjalne miejsce.
Do dużej miski wrzucamy 5 szklanek mąki pszennej i robimy dołek, w którym umieszczamy po kolei 5 rozbełtanych jajek, szklankę cukru, pół kostki rozdrobnionych świeżych drożdży, szklankę mleka i szklankę oleju. Co ważne, wszystkie składniki powinny mieć temperaturę pokojową. Ciasto przykrywamy ściereczką i odstawiamy na 2,5 godziny. Po upływie tego czasu mieszamy składniki drewnianą łyżką, a kiedy już się zespolą w jednolitą masę, przenosimy ją na blaszkę wyłożoną papierem do pieczenia. Na wierzch można dodać kruszonkę (masło, cukier i mąka) albo owoce sezonowe. Blaszkę z ciastem wkładamy do zimnego piekarnika i pieczemy w temperaturze około 200 stopni C przez około 40 minut. Wystygnięte ciasto, niezależnie czy z kruszonką, czy z owocami, polewamy lukrem (cukier puder i sok z cytryny). No i gotowe! Nie mówiąc o dobrym samopoczuciu i naszym drożdżówkowym ego!
Marta Mazurek