W naszym regionie od wielu lat funkcjonuje przedsiębiorca, który od zera zbudował swoją firmę, obecnie o randze europejskiej, i walnie przyczynił się do rozwoju kilku innych przedsiębiorstw w Tomaszowie Lubelskim i okolicach. Jego inwestycje są niezwykle ważnym elementem miastotwórczym, a aktywność na rzecz lokalnej społeczności wychodzi daleko poza ramy zawodowe i czas spędzony w pracy. O niełatwych początkach, wypracowanych sukcesach i planach na przyszłość z Prezesem Roztocze ZUP Sp. z o. o. Panem Romanem Rakiem rozmawiał Piotr Nowacki.
Panie Prezesie, skąd wzięło się u Pana zainteresowanie techniką? Czy są to tradycje rodzinne, indywidualne zamiłowanie, inne powody?
Zamiłowanie do majsterkowania, które miałem od młodych lat, a które rozwinęło się, gdy poszedłem do szkoły średniej o profilu mechanicznym we Wrocławiu. Dziś z wielkim szacunkiem wspominam tę szkołę i wysoki poziom, jaki prezentowała. Szkoła ta dawała gruntowne przygotowanie do pracy w zawodach mechanicznych, jej poziom zdecydowanie przewyższał ten, który ma szkolnictwo zawodowe w Polsce obecnie. Tam też rozpocząłem swój pierwszy „biznes”. Robiłem rysunki techniczne, za pieniądze, dla kolegów z klasy. Ale biznes szybko upadł, ponieważ nauczyciel rysunku technicznego wkrótce zorientował się, że wiele rysunków jest robionych jedną ręką. Później miałem szczęście ukończyć studia na prestiżowym Wydziale Mechanicznym Politechniki Wrocławskiej. Po ich ukończeniu trafiłem do pracy w WSK Tomaszów Lubelski, filii PZL Świdnik. Pracowałem tam łącznie 10 lat na stanowiskach kierowniczych wydziałów produkcji sprzęgieł do samochodów ciężarowych i na wydziale produkcji lotniczej przekładni śmigłowca M2. Była to bardzo wymagająca i ambitna produkcja na wysokim, jak na owe czasy, poziomie. Z dzisiejszej perspektywy wspominam ją bardzo pozytywnie.
Jest 1991 rok, co wówczas robi Roman Rak, co skłania go do tego, by otworzyć firmę?
Jestem kierownikiem produkcji elementów sprzęgłowych oraz elementów do przekładni śmigłowcowych w firmie WSK Tomaszów. Cały przemysł w Polsce, również WSK, zaczyna powoli upadać. Wtedy właśnie podejmuję decyzję – idę do własnego garażu, pod własnym mieszkaniem, kupuję starą tokarkę i frezarkę i zaczynam sam pracować przy tych maszynach przez rok, dwa. Po tym czasie na szczęście przychodzi propozycja produkcji jednego zamka, jednego zawiasu i tak się zaczyna.
Jednego zamka? Ktoś przychodzi z propozycją, żeby Pan go wykonał?
Tak. W firmie Aktel pan prezes Wiesław Plechawski rozwinął produkcję skrzynek przydomowych do przyłączy elektrycznych i nie było wówczas producenta zamknięć, zamków i zawiasów w Polsce. Przypadkowo trafił do mnie i poprosił o zrobienie jednego kompletu zawiasów i jednego zamka, bardzo prostych wyrobów. Od tego się zaczęło. Natomiast obecnie Roztocze ZUP Sp. z o.o. to już 30-letnia firma, łącznie z firmą WSK TL Sp. z o.o. blisko 1000 pracowników, 3 ha powierzchni hal, 350 maszyn, w połowie są to nowoczesne maszyny w technologii CNC. Stale inwestujemy w park maszynowy, w nowe technologie, w ludzi, w budynki. Poszerzamy produkcję. Z roku na rok produkcja rośnie.
Proszę powiedzieć, jak wyglądał rozwój działalności na przestrzeni tych 30 lat?
Trudno sobie wyobrazić, że kiedyś był to garaż o powierzchni 40 mkw., 15-letnia tokarka, frezarka, a dzisiaj jest 350 nowoczesnych maszyn. Jest to konsekwencją codziennej ciężkiej pracy, często po 16 – 18 godzin dziennie.
Przedstawił mi Pan tę historię w ciągu 15 minut, a minęło przecież kilkadziesiąt lat. Jakie były decydujące momenty w Pana działalności, a jakie napotykał Pan trudności?
Przełomem było wspomniane przeze mnie spotkanie z panem Plechawskim, który podsunął mi propozycję produkcji zawiasów i zamków, a wtedy, można tak rzec, była pustynia w tej branży w Polsce. Produkcją tego asortymentu zajmowali się Niemcy, Włosi. Wykorzystałem tę niszę rynkową, a dzięki temu, że znałem się na technologii obróbki metali, poszło mi łatwiej. Oczywiście brakowało kapitału, nie było lokalu, nie było nowoczesnych maszyn, ale nadrabiało się to po prostu pracowitością i konsekwencją. Kolejnym wielkim przełomem było wstąpienie Polski do Unii Europejskiej. Sam okres przedakcesyjny, kiedy byliśmy już zapraszani na targi, misje międzynarodowe. Jeździłem tam bardzo chętnie. Dzięki temu nawiązaliśmy kontakty z zachodem, konkretnie z firmami niemieckimi i francuskimi. Podpatrywaliśmy ich. Mijał rok za rokiem, a my poszerzaliśmy produkcję. Później przyszły dotacje unijne, które nam w niemałym stopniu pomogły, choć teraz oceniam, że można było z nich bardziej skorzystać.
Kiedy zainteresował się Pan swoim dawnym miejscem pracy jako potencjalny nabywca?
Trzynaście lat temu pomyślałem o wykupieniu firmy WSK-Tomaszów. Był duży problem z restrukturyzacją tej firmy, a ja przepracowałem w niej przecież 10 lat na stanowisku kierowniczym.
Dlaczego zdecydował się Pan pozyskać tę firmę?
Dlatego, że to była wielka firma, na wysokim poziomie. Niestety w latach 90. została zdegradowana jak większość polskiego przemysłu. Jako wieloletni pracownik czułem wielki sentyment do tej firmy. Dodatkowo WSK posiadała niezagospodarowane duże hale, a firmie Roztocze brakowało już powierzchni produkcyjnej. Kupiłem WSK w całości, wraz z jej wszystkimi problemami wyniesionymi po czasach gospodarki socjalistycznej.
Czy produkcja firmy WSK była jakoś zbieżna z produkcją firmy Roztocze?
Była to technologia obróbki metali, gdzie się toczyło, frezowało, od zawsze byłem z tym związany. Firma WSK była wielką kuźnią kadr, a ja miałem możliwość tam pracować. Niestety firma na przełomie 2000-2005 podupadała. W 2005 roku właściciel – PZL Świdnik podjął decyzję o sprzedaży. Potrzebowałem 100 tys. zł kredytu, niestety bank polski w Tomaszowie nie chciał mi go użyczyć. W 2008 r. WSK ponownie było wystawione na sprzedaż, już za znacznie wyższą cenę. Bank polski w Tomaszowie ponownie odmówił mi kredytu na zakup. Na szczęście przypadkiem przyszedł dyrektor banku zachodniego i zaproponował mi kredyt. Wiedziałem, że rzucam się na głęboką wodę, ale wierzyłem w powodzenie tego przedsięwzięcia i dzięki bankowi zachodniemu kupiłem firmę WSK. Niestety ceną, którą już wówczas musiałem zapłacić, było około 3 mln dolarów.
Firma Roztocze i WSK działają na warunkach Polskiej Strefy Inwestycji.
Tak, dokładnie. W tym czasie firma Roztocze zobowiązała się do inwestycji w ciągu 5 lat od 30 do 40 mln zł i wszystko wskazuje na to, że przekroczymy tę kwotę. Korzystamy z preferencji, jakie są w tej strefie. Uważamy, że jest to bardzo korzystne rozwiązanie dla rozwoju przedsiębiorstw. WSK zobowiązała się do 10 mln inwestycji.
Na jakim obecnie poziomie mają Państwo roczne inwestycje?
Przez ostatnie dwa lata to były inwestycje rzędu 12-15 mln zł rocznie, głównie to była budowa hali oraz inwestycje w park maszynowy i w całą infrastrukturę firmy.
Czyli na tym obszarze 5 ha, w tym 3 ha zajmowane przez halę, zainwestowali Państwo w sumie ok. 30 mln?
Tak i mamy jeszcze trzy lata na dalsze inwestowanie, wobec tego inwestycje na warunkach polskich stref wyniosą 40-50 mln zł w ciągu 4 lat.
Tomaszów Lubelski został zaliczony do miast, które utraciły status społeczno-gospodarczy.
Tak, dlatego warunki do inwestowania są tak dobre. Podam przykład tego, co zrobiłem do tej pory – inwestując na dzień dzisiejszy w Tomaszowie Lubelskim 30 mln zł, firma teoretycznie ma 15 mln ulgi w podatku dochodowym PIT na przestrzeni następnych 15 lat.
To korzystne rozwiązanie dla przedsiębiorcy.
Bez wątpienia, cała sztuka polega na tym, aby inwestować, nie będąc zobowiązanym do płacenia podatku, dzięki czemu można te pieniądze przeznaczyć na kolejne inwestycje i w ten sposób nakręca się biznes.
Obecnie firma Roztocze ZUP Sp. z o. o. jest jednym z większych producentów zamknięć przemysłowych w Europie.
Myślę, że jesteśmy na 3 lub 4 pozycji. Ciągle się rozwijamy. Powiększamy swój potencjał i mamy wobec tego coraz większe regiony zbytu naszych wyrobów. Pomimo pandemii mieliśmy w ubiegłym roku dynamikę dodatnią i w obecnym 2021 roku też ta dynamika jest całkiem dobra. Zakładam, że to będzie co najmniej 30% wzrostu w stosunku do ubiegłego roku, który jak wspomniałem, również miał tendencję wzrostową.
Jeśli chodzi o sprzedaż, jaka część Pana wyrobów trafia na rynek polski, a jaka na eksport?
W sposób bezpośredni za granicę sprzedajemy 40% naszych wyrobów, ale drugie 40%, które wysyłamy do polskich producentów, oni również wysyłają za granicę, jako części swoich produktów. Czyli w sposób pośredni i bezpośredni nasza produkcja w ok. 80% idzie poza granice naszego kraju. Swoją wiedzę, pracę sprzedaję daleko poza regionem i krajem, tak by ten kapitał, robiąc koło w obrocie gospodarczym, wrócił do Tomaszowa. W ten sposób rozwijam swój region.
Czy może Pan podać ilość asortymentu wytwarzanego przez firmę Roztocze?
Zacznę inaczej, 5 lat temu nasza konkurencja zachodnia chwaliła się, że uruchamia codziennie jeden nowy produkt. Myślę, że my dzisiaj także praktycznie codziennie uruchamiamy jeden nowy produkt, więc asortyment rośnie lawinowo, a co za tym idzie, rosną również nasze możliwości produkcyjne. Posiadamy bardzo szeroki zakres technologii, w tym rzadko spotykaną technologię odlewnictwa stopów cynku, narzędziownię na wysokim poziomie, obróbkę skrawaniem, obróbkę blach, sześć laserów, linię do obróbki plastycznej blach i wiele innych technologii niezbędnych w produkcji zamków i zawiasów. To buduje silną podstawę do dalszego rozwoju firmy. Asortyment to ponad 10 tys. wyrobów.
Jak wygląda natomiast sytuacja firmy WSK Tomaszów? Jest to producent części podzespołów do samolotów, a obecnie przemysł lotniczy przeżywa duży kryzys.
WSK Tomaszów był kiedyś wydziałem zamiejscowym PZL Świdnik. Tutaj przez wiele lat produkowano 70% części do motocykli WSK. W Tomaszowie produkowaliśmy również, jako jedyni w Polsce, sprzęgła do samochodów ciężarowych. W latach 80. przeniesiono do Tomaszowa produkcję elementu przekładni pośredniczącej i przekładni napędu śmigła tylnego helikoptera Mi-2. Dziś WSK specjalizuje się w obróbce mechanicznej materiałów trudnoobrabialnych, tzw. „superstopów” niklu (Inconel) dla branży lotniczej. Dotyczy to zarówno obróbki, jak i badań nieniszczących (linia NDT: FPJ i MPJ). WSK TL jest certyfikowanym wg. międzynarodowej normy AS9100, zatwierdzonym dostawcą światowych potentatów, jak Pratt & Whitney, Leonardo, Liebherr Aerospace, Hutchinson czy Alfa Laval. Obecnie firma skupia się na dalszym rozwoju współpracy z koncernem Pratt & Whitney, największym producentem silników lotniczych na świecie. Kooperacja dotyczy m.in. części stosowanych w najnowszych silnikach samolotów pasażerskich, jak Airbus A320NEO. WSK dostarcza także wiele części do śmigłowców użytkowanych przez polskie siły zbrojne, będąc jednym z nielicznych dostawców. Są to samoloty: Mi-2, PZL W-3 Sokół, jak również AW-109, AWO130.
Zajmuje się Pan działalnością charytatywną. W 2015 roku założył Pan fundację Parasol Roztocza. Proszę o niej opowiedzieć.
Założenie fundacji było strzałem w dziesiątkę. Fundacja wspomaga firmę i otoczenie, w którym żyjemy, w wielu różnych sprawach, np. zdrowotnych, wypoczynku, sportu. Pomaga pracownikom w trudnych sytuacjach życiowych.
Jak fundacja jest finansowana?
Darowizna od fundatora wynosi około 30%. Darowizna od osób fizycznych to około 27%, a przychód z 1% podatku to 15-24%. Dotacje stanowią od 4-17%. Kilka procent to zbiórki publiczne i niepubliczne.
Jakie są jeszcze zadania fundacji?
Fundacja ma wiele do zrobienia w zakresie wspomagania lokalnego szkolnictwa zawodowego. Od wielu lat organizujemy praktyki zawodowe dla uczniów Zespołu Szkół Mechanicznych nr 4 w Tomaszowie Lubelskim, coraz więcej dajemy stypendiów dla uczniów, wspomagamy szkołę w środkach materialnych (prowadzimy klasę patronacką w szkole mechanicznej). Jest to działanie ważne ze względów społecznych i potrzebne firmie, z uwagi na wielką migrację młodzieży z Tomaszowa Lubelskiego. Opowiem o jednym przypadku sprzed 5 lat. Chłopak skończył studia i wrócił do Tomaszowa. Powiedział wtedy, że on jako jedyny z 30-osobowej klasy swojego liceum wrócił do swojego rodzinnego miasta. Moje firmy rozwijają się, a ja boję się tego, czego jeszcze pięć lat temu się nie obawiałem, że nie będę miał wykwalifikowanej kadry i ludzi o wysokim potencjale. Mam aktualnie ok. 40 podań o zatrudnienie, w większości to kobiety, ale niestety o niskich kwalifikacjach. Wszyscy chcieliby składać zamki, zawiasy, a tu trzeba rozwijać nowoczesne technologie, tworzyć je, nieodzowna jest znajomość języków obcych. Jest to wielka bariera w rozwoju naszych firm i miasta Tomaszów Lubelski.
Myślę, że to zjawisko dotyczy większości takich miast, jak Tomaszów Lubelski.
Tak, ale my, jako firma, musimy się temu przeciwstawić poprzez ścisłą współpracę ze szkołą, poprzez praktyki zawodowe. Gwarantujemy wszystkim absolwentom z profilu obróbki skrawaniem zatrudnienie u nas. Każdy absolwent, który po ukończeniu szkoły chce pracować, u nas znajduje zatrudnienie. Potwierdza to nasze hasło niezmienne od wielu lat: „Praca dla inżynierów w Tomaszowie Lubelskim”.
Może trzeba też tę kadrę ściągnąć z większych ośrodków miejskich, rekrutować chociażby spośród absolwentów Politechniki Lubelskiej.
Absolwentów Politechniki Lubelskiej, Wyższej Szkoły Zawodowej w Zamościu czy specjalistów z dużych ośrodków jak Warszawy czy Wrocławia bardzo trudno jest ściągnąć do miasta na wschodzie Polski, to niemal niemożliwe. Dlatego mam wielką satysfakcję, że jednak udało mi się przekonać kilka małżeństw z Wrocławia i Warszawy, które w rezultacie zechciały przyjechać do Tomaszowa, a dokładnie powrócić w rodzinne strony. Taka rodzina wraca, buduje dom i w taki sposób miasto rozwija się. Odczuwam wielką satysfakcję, że ściągnąłem kilku cennych specjalistów spoza Tomaszowa, którzy byli na emigracji za granicą lub mieszkali w dużych miastach polskich. Tu mają ciekawą i pewną pracę. Kojarzą swoje życie zawodowe, osobiste, przyszłość swoich rodzin z Tomaszowem, budują domy, chcą żyć i rozwijać się tutaj, w naszym mieście.
Współpracuje Pan z kilkoma firmami na rynku lokalnym. Na czym opiera się ta współpraca?
Jest firma SLC Automation, mająca swoją siedzibę 500 m od nas, która zajmuje się automatyzacją i robotyzacją procesów produkcyjnych. Wyrosła głównie na naszych potrzebach i w znacznej mierze na nie pracuje. Jest to firma na bardzo wysokim poziomie. Stworzyli ją nasi byli pracownicy, a ja byłem pomysłodawcą. W ramach firmy RST Roztocze był wydział automatyzacji wewnętrznych, gdzie pracowało wielu mądrych młodych ludzi. Zaproponowałem, aby stworzyli własną firmę. Dzisiaj pracuje tam już ok. 30 inżynierów. Nadal współpracujemy, natomiast to jest już niezależna od nas firma, która ma zlecenia z całego kraju i z zagranicy.
O ile wiem, na bazie firmy RST Roztocze powstała również firma ZWG Lubaczów, zajmująca się odlewnictwem cynku i obróbką galwaniczną.
Nie tylko ZWG Lubaczów. Do firm, które powstały na bazie firmy Roztocze, należy zaliczyć RS-Engineering. W kręgu tych 5 firm pracuje łącznie około 1100 osób. Mam cichą nadzieję na stworzenie w naszym regionie ośrodka przemysłowego o ścisłej specjalności obróbki metali, znaczącego na mapie Polski.
Jakie jeszcze inne branże reprezentują firmy, z którymi Państwo współpracują?
Po pierwsze mamy setki dostawców, kooperantów. Natomiast jeżeli chodzi o odbiorców, to jest ich ok. 2 tys. Jest to głównie branża energetyczna, teleinformatyczna, gazownicza. Są to zamknięcia dla szaf przemysłowych. Dzisiaj jesteśmy też znaczącym producentem zamknięć na potrzeby autobusów, pociągów, z uwagi na szybki rozwój kolejnictwa. Z naszych zamków korzysta też wojsko na potrzeby pojazdów wojskowych.
Jest Pan laureatem licznych nagród branżowych, m.in. „Gepardy Biznesu” w rankingu magazynu „Puls Biznesu”, Srebrny Gryf Powiatu Tomaszowskiego, „Gazela Biznesu” – wielokrotnie, „Regionalny Lider Innowacji i Rozwoju” za rok 2010 i 2011. Nie sądzę jednak, aby spoczął Pan na laurach. Jakie ma Pan kolejne plany dla firm Roztocze i WSK-Tomaszów?
Ciągły rozwój. Prawie co dwa tygodnie sprowadzamy jakąś nową maszynę, pomimo tego, że jesteśmy po wielkim kryzysie z powodu pandemii. Wybudowaliśmy nową halę. Kupujemy laser, wtryskarkę, dwie frezarki, tokarki i mamy jeszcze ok. pięciu maszyn już zakontraktowanych, które za dwa, trzy miesiące będą już na produkcji. Na naszym rynku jest bardzo dobra koniunktura. Zwiększamy swój potencjał produkcyjny, nasza kadra zdobywa coraz większe doświadczenie i będziemy z tego korzystać w przyszłości. Sytuacja jest nieco inna w firmie WSK, bo lotnictwo w dobie pandemii, jak to się mówi, nadal lata nisko i powoli. Widzę również pewne możliwości stworzenia nowych firm wokół firmy Roztocze. W naszym regionie jest przestrzeń do rozwoju ścisłych specjalności. Niestety, jak już wcześniej wspomniałem, brakuje w Tomaszowie Lubelskim inżynierów technologii obróbki metali.
Chciałbym wiedzieć coś o Panu poza tym, że Pan ciężko pracuje, tworząc firmę. Co Pan lubi robić w czasie wolnym, czy ma Pan jakieś hobby?
Mam dużo wolnego czasu. Bardzo pochłania mnie możliwość tworzenia nowych konstrukcji zamków, zawiasów. Gdyby nie konieczność zarządzania firmami, najchętniej zająłbym się tworzeniem innowacyjnych wyrobów, na które mam ciągle nowe pomysły. Jestem właścicielem kilku patentów, które zostały wysoko skomercjalizowane i są prestiżowo ważne dla firmy Roztocze. Poza tym najbardziej lubię leniuchować i chodzić po okolicznych lasach i polach z psem, ale ostatnio od 2-3 lat pochłonęła mnie pasja budowy pola golfowego w Wólce Łosinieckiej, w rejonie Suśca. Mam tam działkę. Przepływają przez nią dwie rzeki, są dwa niewielkie stawy.
To coś nowego na Roztoczu.
Tak. Jest to małe rekreacyjne pole golfowe, które teraz rozbudowujemy, za kilka dni siejemy kolejną trawę, robimy kolejne greeny i planujemy zrobić coś w rodzaju miniklubu golfowego. Pole będzie wielkości półtora ha, w tej chwili nie ma możliwości poszerzenia go.
Jest tylu chętnych w Tomaszowie i okolicy?
Jest kilku pasjonatów. Sądzimy, że zarazimy tym też młodzież. Będzie to jednocześnie jakaś atrakcja dla naszego regionu.
Co jeszcze Pana pasjonuje?
Podróże. Odbyłem wiele podróży zagranicznych, które ostatnio niestety nie są możliwe. Mówię o podróżach zarówno zawodowych, jak i turystycznych. Często łączę jedno i drugie. Zwiedziłem już prawie wszystkie kontynenty, z wyjątkiem Australii, ponad 60 państw. Jest co wspominać.
Nie myślał Pan kiedyś o wyprowadzce z Tomaszowa, założeniu firmy gdzie indziej?
Nie. Miałem oczywiście propozycje fuzji z firmami zachodnimi, ponieważ jesteśmy równorzędnymi partnerami, ale jestem „stąd” i wszystkie pieniądze, które generujemy w firmie, inwestuję tutaj, lokalnie.
foto: Marcin Pietrusza, Kuba Korkowski, Bartosz Malinowski (BM Studio)