fbpx

Kiedy będzie lepiej?

Lubię wiedzieć, dlaczego jest źle, kiedy może być lepiej. Nie rozumiem, że ludzie usilnie dążą do sprawienia bliźnim przykrości, mając na uwadze jedynie własny interes. To, że nie rozumiem, może być oznaką nieprzystosowania, ale może też oznaczać, że wychowano mnie w innym zestawie wartości, niż panujący obecnie.

Taka historia: znajomy mojego znajomego ma syna, jedenastolatka. Chłopak jest bardzo żywy, ciekawy świata i ludzi, z racji swego temperamentu wyraźnie skierowany na uprawianie sportu. Jakiego? Tata podsuwał mu różne propozycje, próbowali ich wspólnie; były: karate, piłka nożna, pływanie. Synek wyraźnie jednak garnął się do roweru i z zapałem pokonywał z ojcem różne dystanse, najchętniej w terenie. Stanęło więc na kolarstwie górskim, MTB czy cross country, bo nazwy i style się mnożą, ale chodzi o jedno: jazdę rowerem po trudnym terenie.

Odpowiedni do wymagań i wieku rower został zakupiony, a po kilkunastu wycieczkach z tatą synek wystartował w zawodach rówieśników. Już pierwsze zawody wygrał, potem następne i kolejne, i po kilkunastu startach tata uznał, że można spróbować wystawić latorośl w poważniejszych zmaganiach, w grupie zawodników nieco starszych i w zawodach o wyższej randze. Tak się stało. W pierwszych zawodach syn zajął trzecie miejsce. Świetnie! W następnych bywało lepiej lub gorzej, ale czuć było potencjał tkwiący w adepcie trudnej odmiany kolarstwa. Nadeszły jednak zawody, które zadecydowały o stosunku chłopca do sportu, a być może – do przyszłego życia w ogóle.

W owych zawodach od początku było ciężko; młody radził sobie, nie wypadał z czołówki, ale wyraźnie „wymiękał” na podjazdach czy w trudniejszym terenie. Nie było źle, ale i nie rewelacyjnie. Na którymś okrążeniu, na podjeździe, jadący przed nim zawodnik wywrócił się, dość sprawnie „pozbierał” i chwycił za kierownicę, by ponownie wskoczyć na siodełko. Rower jednak wyrwał mu się z rąk, bez cyklisty podjechał kilka metrów pod górę, po czym przewrócił się! Ponieważ wzdłuż trasy stali kibice, a nieopodal był sędziowski punkt kontrolny, nie uszło to uwagi i sędzia zarządził kontrolę sprzętu. Wyniki: na siedemnaście rowerów uczestników, w czternastu stwierdzono obecność w tylnej piaście silniczków wspomagających! Sprytne? Nie. Przerażające.

Uczenie dzieci od najmłodszych lat oszustwa i kombinowania jest godne najwyższej pogardy. To nie jest nauka „radzenia sobie w życiu”, tylko szkoła życia przestępczego. Polska szkoła „załatwiania” i „sprytu” to coś, co dawno powinno przestać istnieć, jeśli chcemy żyć w szanowanym społeczeństwie i narodzie. Według przeciętnego Polaka: „prawo jest jednakowe dla wszystkich i wszystkich ma obowiązywać”, jednakowoż: „mnie nie zawsze”. Nie. Tak nie może być. Dowcipy o Polakach („Jedź do Polski! Twój samochód już tam jest!”) nie wzięły się z niebytu.

Wróćmy do pytania postawionego w tytule. Wdałem się kiedyś w dyskusję z sąsiadką, po jej pytaniu: „Łojezu, kiedy w tej Polsce będzie dobrze?..” „Pani Tereso…” – odpowiedziałem – „Za pokolenie, może dwa…”. Była wstrząśnięta. Teraz widzę, że nie doszacowałem, skoro rosną nowe zastępy polskich cwaniaków. Widać ich na każdym kroku: po zainstalowanych zamiast świateł do jazdy dziennej – diodkach, po „obchodzeniu” liczników energii, po wywalaniu śmieci do lasu. Boję się, że na pytanie pani Teresy trzeba będzie odpowiedzieć: nigdy…

tekst Maciej Wijatkowski | foto Beata Wijatkowska, Joakim Honkasalo | Unsplash

Maciej Wijatkowski – ur. w 1962 r. w Lublinie. Filolog angielski, publicysta lotniczy, autor wielu tekstów, w tym felietonów, reżyser i autor programów tv, aktor estradowy. Były członek „Bractwa Satyrycznego LOŻA 44”.

Zostaw komentarz