fbpx

Kocia kołyska. O różnych aspektach komunikacji

26 sierpnia 2013
Komentarze wyłączone
912 Wyświetleń

Tekst Grażyna Stankiewicz

Kiedy  do przedziału w pociągu zamierza wejść pasażer obładowany bagażami, a my siedząc wygodnie podziwiamy widoki za oknem, nikt nie powinien  podrywać się ze swojego miejsca, aby ochoczo zadeklarować pomoc. Jak to nie powinien ? A dobre obyczaje ? Nie, ponieważ podróżny z tobołami  musi sam wyartykułować swoje potrzeby. Jak zapewniał wykładowca na zajęciach z komunikacji interpersonalnej – jeden artykułuje, drugi pomaga i cały proces porozumiewania  obywa się bez niedomówień.

 

Od asertywności do komunikacji interpersonalnej jest kawałek drogi nie tylko w alfabecie a jednak trudno nie mówić o obydwu tych sytuacjach w pakiecie.

Największą moją porażką asertywno komunikacyjną było starcie z kierowcą zielonego fiata tico. W niedzielne południe dało się słyszeć agresywne, jakby wystrzelone serią z cekaemu, trąbienie. Po tym jak mój mąż, nie podnosząc wzroku znad gazety, powiedział :” Kochanie zrób z tym porządek” dałam kierowcy jeszcze jedną szansę i jeszcze jedną po czym ruszyłam do boju. Kiedy wyrzuciłam z siebie całą swoją irytację, mężczyzna siedzący za kierownicą leniwie zdjął okulary, przerzucił językiem wykałaczkę z prawej górnej czwórki do lewej dolnej trójki, popatrzył na mnie z dezaprobatą i wycedził przez zęby „ A co ? Ja na panią trąbię, czy co ?”. Idea komunikacji interpersonalnej zrodziła się w Stanach Zjednoczonych w drugiej połowie XIX wieku i jak twierdzą znawcy miała swoje źródła w rozwoju transportu. Kilkadziesiąt lat później Amerykanin Dale Cornegie zauważył, że jego rodacy, niezależnie od tego, czym się zajmują, nie potrafią się ze sobą efektywnie porozumieć. Zorganizował więc kursy skutecznego  przemawiania i komunikowania się. I tak od dobrych dziewięćdziesięciu lat nauka o komunikacji międzyludzkiej rozwija się i dobrze się miewa.

 

Jednak komunikacja interpersonalna jest problemem złożonym i posiada wiele aspektów. Pierwszy z nich dopada mnie już bladym świtem, kiedy pod przedszkole znajdujące się kilka metrów od okiem mojej sypialni podjeżdżają samochody. Spieszący się rodzice zostawiają włączone silniki, trąbią na współmałżonków zbyt długo żegnających się ze swoimi pociechami, trzaskają drzwiami i rozmawiają głośno przez komórki. Na zwróconą kiedyś uwagę usłyszałam, że cisza nocna kończy się o szóstej rano. Inny aspekt czyha na mnie kiedy spieszę się idąc ulicą. Na nieopatrzne pytanie „co słychac ?” dawno nie widziany znajomy opowiada ze szczegółami,  w atmosferze modnego ostatnio w zdrowym żywieniu trendu „slow”, o wszystkich swoich nieszczęściach zawodowych i małżeńskich oraz szkolnych osiągnięciach swoich latorośli.

 

Tekst Grażyna Stankiewicz

Bywają też aspekty wieczorno towarzyskie. Na przyjęciu, zorganizowanym na lubelskim Starym Mieście przez Ambasadora Angoli w Polsce, leciwa wiekowo przedstawicielka lubelskich mediów zwróciła się do wysokiej rangi urzędnika ambasady: „Zwiedziłam już niemal wszystkie ambasady w Polsce, ale u was jeszcze nie byłam. Daj mi swoją wizytówkę. Będę w przyszłym tygodniu  w Warszawie to do was wpadnę”. Zasady dobrego wychowania nie zawsze są mocną stroną relacji między nadawcą a odbiorcą, zwłaszcza jeśli ten pierwszy wybiera niewłaściwy kod dotarcia do tego drugiego. I to nie tylko na wyższym szczeblu. Do  zatłoczonego trolejbusu linii 151 udało się wsiąść niewysokiemu mężczyźnie w kapeluszu w kratkę trzymającego damską parasolkę typu automat. Po udanym naporze na falujący tłum dało się słyszeć tubalny głos dużej  pasażerki z obfitym dekoltem otulonym srebrnym lisem „ Ej, Mały ! Co się tak pchasz?’ . Właściciel kapelusza z impetem ruszył do odparcia ataku  „ Mały ? Mały ? Uważaj , bo jak cię wy….   to pękniesz” „ Ha, ha, ha, chyba ze śmiechu”. I okazuje się, że w  komunikacji interpersonalnej jako procesie  psychologicznym nie ważny jest ani nadawca ani odbiorca tylko zwyczajne poczucie humoru.

Komenatrze zostały zablokowane