fbpx

Ludzie z RDZY

2 sierpnia 2018
5 314 Wyświetleń

tekst Grażyna Stankiewicz

foto Przemysław Świechowski

 

Ich życiorysy oddają to, co możemy znaleźć w kultowych utworach Perfectu, TSA czy Turbo. Wspólne korzenie, rozstajne drogi, a dziś – wspomnienia. Ludzie z chełmskiej kapeli hardrockowej RDZA poszli krok dalej. Po 30 latach od pierwszego koncertu i po dwudziestoletniej przerwie wydali płytę. Pomimo że każde z nich cieszy się swoim własnym życiem, ponownie zaczęli koncertować.

 

Najbardziej rozpoznawalnym utworem na płycie jest „Golgota”. Śmieją się, że szczyty popularności osiąga w okolicach Wielkiego Tygodnia. Nowo testamentowej opowieści, do której słowa napisał Waldemar Wojno, a muzykę skomponowali autor tekstu Andrzej Polewski i Wesoły Początek Radości, nadali własne mocne brzmienie. Mariusz Matera uwodzi wokalem, „Żaba”, czyli Krzysztof Kostrubiec gitarą, a Jarosław Bataszew czule, acz zdecydowanie uderza w klawisze. Jest jeszcze bas Konrada Korchuta i perkusja Tomasza Jelenia. Po frekwencji na koncertach widać, że chełmska RDZA ciągle ma wierną publiczność.

 

Dawno, dawno temu

 

Kocham to miasteczko – mówi Jarosław Bataszew, którego niespotykane nazwisko nosi może 20 osób w Polsce. Wychował się w Chełmie na dolnej Dyrekcji. Tu zawarł swoje największe przyjaźnie, tu w wieku siedmiu lat usiadł za fortepianem, Jego pierwsze doświadczenie pracy zespołowej to szkoła podstawowa, w której grał na akademiach. Do RDZY w 1981 ściągnął go perkusista Dariusz Różański, z którym w czasach szkolnych grali na akordeonach. RDZA zadebiutowała jeszcze podczas karnawału Solidarności, dwa tygodnie przed wprowadzeniem stanu wojennego. Koncert odbył się w nieistniejącym już dziś klubie Niedźwiadek, w którym zazwyczaj były organizowane dyskoteki. W zespole byli jeszcze Krzysztof Kostrubiec znany jako „Żaba” i Wojciech Romański pseudonim „Młody” – koledzy, którzy mieszkali w jednym budynku w centrum miasta. Większość tekstów i aranżacji powstała podczas wagarów. – W klubie stały nieużywane organy, to zaprosili mnie do współpracy. Nasz pierwszy występ to były covery Perfectu. Trwał trzy godziny, przyszło z 300 osób. Kilka dni później „Żaba” został wezwany przez Służbę Bezpieczeństwa. Musiał się tłumaczyć, dlaczego nie zgłosiliśmy tekstów do ocenzurowania – opowiada Jarosław Bataszew. Po zniesieniu stanu wojennego w 1983 r. RDZA wygrała wojewódzkie eliminacje do Ogólnopolskiego Przeglądu Piosenki. Podczas finału, który miał miejsce w Domu Kolejarza w Lublinie, odebrali nagrodę specjalną – wyjazd na warsztaty muzyczne w Brzegu. Dziś zgodnie twierdzą, że wówczas nie bardzo umieli jeszcze grać. Ale prezes Estrady Młodych Józef Pielka widział przed nimi obiecującą przyszłość. Uważał, że za pół roku będą bardziej popularni niż TSA, które już wtedy miało w dorobku Złotą Płytę. RDZĘ ciągnęło w stronę hard rocka, ale nie było środków finansowych na zakup odpowiedniego sprzętu. Podczas dwutygodniowego pobytu na warsztatach poznali się z takimi formacjami, jak Wesoły Początek Radości z Nowej Soli czy Mobilizacje z Bełchatowa. Wśród prowadzących zajęcia był m.in. 18-letni gitarzysta i basista Marcin Pospieszalski. Jego wszechstronny talent muzyczny dał im do myślenia. Warsztaty, w których wzięli udział, do dziś uchodzą za jedne z najlepszych lekcji muzyki, w jakich można było wziąć udział w czasach PRL-u. Dla członków RDZY było to przeżycie również z innych powodów. To wtedy pierwszy raz zobaczyli profesjonalny sprzęt – wzmacniacze, organy Hammonda, syntetyzatory.

 

Na szczycie

 

Wyjazd do Brzegu uważają za przełom w swoim rozwoju. Do Chełma wrócili lepsi w technice grania, z większym poczuciem własnej wartości i świadomością możliwości, ale też niezłą pozycją w środowisku kapel, które usiłowały się wybić ponad karierę we własnym mieście.

W 1984 r. do zespołu dołączył Mariusz Matera, kolejny chełmianin w tym gronie. RDZA organizowała swoje próby w Młodzieżowym Domu Kultury przy dzisiejszej ul. Pocztowej, odnosiła lokalne sukcesy. W mieście niewiele się działo, a szarobura komunistyczna rzeczywistość była przygnębiająca. Do tego nad każdym z członków zespołu wisiała perspektywa pójścia do wojska. Muzyka była dla nich jak narkotyk. Do osiągnięć TSA ciągle było im daleko, ale byli coraz bardziej zauważalni, wygrali m.in. Chmiel Rock w Krasnymstawie. W 1986 r. dostali się do finału Ogólnopolskiego Młodzieżowego Przeglądu Piosenki we Wrocławiu. Znalezienie się w złotej dziesiątce – rankingu opracowywanym przez dziennikarzy muzycznych było dla nich szczytem, na który udało się wspiąć. Zakwalifikowało się 40 zespołów z całej Polski. Impreza miała rangę współczesnych telewizyjnych programów muzycznych, jak Idol czy Must Be the Music, a uczestnictwo w przeglądzie dla wielu było początkiem kariery. Podczas festiwalu RDZA grała m.in. w kultowej Piwnicy Świdnickiej, podczas finału w Teatrze Polskim.

 

Sztuka wyboru

 

Czego wtedy słuchali? Samych tuzów – jak Deep Purple czy Iron Maiden. Celebrowali słuchanie radiowych stacji muzycznych, podobnie jak przegrywanie poszczególnych utworów na magnetofon kasetowy. W mieszkaniu Krzysztofa „Żaby” Kostrubca był pokój o wymiarach 2×3 m, w którym członkowie RDZY w absolutnej ciszy dokonywali nagrań na magnetofon, słuchali muzyki, komponowali i pisali teksty. Dlaczego wtedy, pomimo udziału w ogólnopolskich finałach, nie zaszli tak wysoko, jak zamierzali? – Kilka sytuacji na to się złożyło. Po pierwsze ustrój, po drugie prowincjonalne miasto, pomimo że wojewódzkie. Nie mieliśmy ani menadżera, ani odpowiedniego sprzętu. Kupno profesjonalnych klawiszy to była roczna pensja mojej matki. Poza tym byliśmy bardzo młodzi. Mieliśmy po 18, 19 lat. No i każdego z nas czekało wojsko – przekonuje Jarosław Bataszew.

 

Nie cały pierwotny skład RDZY poszedł drogą muzyki. Od najmłodszych lat z muzyką był związany najwierniejszy Krzysztof „Żaba” Kostrubiec. Mając 12 lat, udzielał się w Chełmskiej Kapeli Podwórkowej, był najmłodszym uczestnikiem różnych przeglądów. Jego starszy brat Jeremi grał na gitarze w klubie turystycznym Bard i miał za sobą egzamin do szkoły teatralnej, który zdawał u samego Aleksandra Bardiniego. To imponowało. Kiedy inni grali w nogę, „Żaba” musiał ćwiczyć na skrzypcach. Tak było do momentu, kiedy brat przyniósł do domu gitarę. „Żaba” podglądał jego granie przez dziurkę od klucza. Próbował tylko pod jego nieobecność, za to systematycznie dzień w dzień. Krzysztof „Żaba” Kostrubiec został przy muzyce, choć przez kilkanaście lat był pracownikiem poligrafii. Obecnie gra z różnymi formacjami, niedawno wrócił do gry na skrzypcach. Z kolei Mariusz Matera, zawodowo związany ze środowiskiem kultury, zasmakował i w hard rocku, i w muzyce klezmerskiej, gospel, i nadal bliskie są mu covery. Kiedy nie śpiewa z RDZĄ, staje się alter ego wokalisty U2. Występuje razem z VOX, pracował z Mietkiem Jureckim. Nagrał kilka płyt. Od kilku lat mieszka w Gotówce pod Chełmem, produkuje olej tłoczony na zimno. Nieco inaczej jest z Jarosławem Bataszewem, który wyjechał z Chełma na stałe. Ukończył historię i archiwistykę na uniwersytecie w Toruniu. Na wiele lat odszedł od muzyki. Na stałe mieszka pod Lublinem, choć każda okazja jest dobra, aby odwiedzić sobie dobrze znane miejsca w Chełmie. Nadal lubi hard rock, ale też chętnie słucha jazzu. Jako dorosły człowiek docenił klasykę. Wojciech „Młody” Romański („Młody”, bo młodszy od pozostałych o rok) od 30 lat jest dyplomowanym ratownikiem medycznym. Pomimo że był współzałożycielem RDZY, gra okazjonalnie. Zastępuje go na basie Konrad Korchut. Perkusista Tomasz Jeleń, który wcześniej był związany z różnymi chełmskimi formacjami, dołączył do zespołu po reaktywacji w 2007 r.

 

Made in Chełm

 

Oglądamy zdjęcia sprzed ponad 30 lat. Kolorowe, robione na NRD-owskiej kliszy ORWO. Na jednym z nich klubowa scena, a na niej kolorowo ubrani młodzi ludzie z instrumentami. Spodnie z nadrukiem w romby, frędzle, buty na wysokich koturnach. – Bardzo chcieliśmy żyć tylko muzyką. Nasze wyobrażenie o nas samych było w pół drogi pomiędzy KISS a Metallicą – śmieje się Krzysztof „Żaba” Kostrubiec. Mariusz Matera dodaje: – Główną krawcową naszego zespołu była moja babcia, osoba o zdecydowanie tradycyjnych poglądach. Ale jak trzeba było szyć dzwony z frędzlami, to szyła.

W 2016 r. weszli do studia nagrań. Według nich stał się cud. – Nagraliśmy utwory, które powstały w latach 1984–1989. Wszystko, co jest związane z płytą, narodziło się w Chełmie. Pomysły, sesja nagraniowa, opracowanie graficzne. Dlatego na płycie jest napisane: Made in Chełm – z dumą podkreśla Jarosław Bataszew. Na krążku znajduje się dziesięć utworów. Jak twierdzą jej twórcy, płyta jest obrazem ich rozwoju – inspiracji, umiejętności, celów i marzeń.

Pytanie, co by było, gdyby ukazała się w 1989 r. a nie 30 lat później?

 

Płytę wydali własnym sumptem. Nieoceniona była pomoc Doroty

Stadniuk, prywatnie partnerki życiowej Krzysztofa „Żaby” Kostrubca, która jest również jego menadżerką. To ona namówiła muzyków na nagranie płyty, wspierała swoimi pomysłami i energią. – Nikt nie wierzył, że po 20 latach nagramy tę płytę. Zwłaszcza że od początku istnienia zespołu to była absolutnie czysta idea grania. Nigdy za pieniądze. To jest to, co lubimy, w czym się odnajdujemy, coś, co było nam dane. Nigdy nie graliśmy chałtur, bo takie mieliśmy zasady. Choć w tym przypadku to szkoda, bo moglibyśmy zainwestować w sprzęt. I być może nasza kariera potoczyłaby się zupełnie inaczej – mówi Jarosław Bataszew.

 

                                                              

 

Zostaw komentarz