fbpx

MODERNIZM i ja

13 lipca 2016
Komentarze wyłączone
1 756 Wyświetleń

DSC_4342Szybko mówi, ale myśli werbalizuje precyzyjnie. Swoje wyobrażenie o tym, co i w jaki sposób można zrobić efektywnie, zamienia w konkretne działania. Jest wielością w jedności – prawnik, historyk sztuki, naukowiec, menadżer kultury. W dodatku piecze znakomite ciasta, a cukiernictwo jest jej drugą wielką pasją. Drugą, bo pierwszą jest modernizm. Izabela Pastuszko – autorka monografii architektury miasteczka akademickiego UMCS, pomysłodawczyni i organizatorka Lubelskich Dni Modernizmu.

Architekturę lat 60. XX wieku ma we krwi. A to wszystko przez mamę Elżbietę, która pracowała na Wydziale Ekonomii w budynku rektoratu UMCS. Mała Iza często czekała na nią, siedząc na krześle w gabinecie. Wznoszony od 1974 roku najwyższy budynek campusu uniwersyteckiego jest zarazem jednym z najwyższych w Lublinie. Z dzieciństwa Izabela pamięta również, że stojąc na placu przed rektoratem, lubiła patrzeć w górę i sprawdzać, czy ostatnie piętra sięgają chmur. Budynek, który jest starszy od niej o dobre kilka lat, od zawsze wydawał się jej ogromny. Być może różne sytuacje są zapisane człowiekowi na przyszłość. Jeśli rzeczywiście tak jest, to przychodzenie po mamę do pracy nie mogło skończyć się inaczej.

Sztuka cenniejsza niż złoto

Rocznik 1982. Wychowała się w Lublinie na Dziesiątej, w dzielnicy będącej konglomeratem przedwojennych modernistycznych willi, socrealistycznych bloków i późniejszej architektonicznej bylejakości. Absolwentka liceum im. Unii Lubelskiej i Wydziału Prawa na UMCS. Mąż jest radcą prawnym, byli razem na roku, mają 6-letnią córkę.

DSC_4475Po obronieniu pracy magisterskiej zdała sobie sprawę, że bycie prawnikiem nie jest jej zawodowym powołaniem. Natomiast od zawsze lubiła sztukę. Jedną z jej ulubionych książek była uznawana za biblię wszystkich historyków sztuki „Sztuka cenniejsza niż złoto” Jana Białostockiego. Dwa opasłe tomy, wydane w okresie PRL, wprawdzie z biało-czarnymi zdjęciami, ale wystarczająco zasobne w treść, aby rozbudzić wyobraźnię. Wrażeń dostarczały także częste podróże z rodzicami po Polsce. Zwiedzali zamki, pałace, zabytkowe części miast, a Iza odgadywała style architektoniczne i epoki, w jakich zostały wzniesione. – Budynki fascynowały mnie od zawsze – mówi z błyskiem w oku.

Przygodę z historią sztuki zaczęła, jeszcze studiując prawo. Tym razem wybór padł na Uniwersytet Warszawski i studia zaoczne. Kiedy jej znajomi towarzysko pożytkowali czas w weekendy, ona niemal każdą sobotę zaczynała od wczesnej pobudki i podróży do Warszawy. Ani razu nie pożałowała tej decyzji. Ani tego, że przeniosła się do stolicy na siedem lat, ani angażu w galerii Zachęta czy studiów w Szkole Głównej Handlowej, po których zyskała kolejną profesję – menadżera kultury. – Warszawa i jej architektura – to jest fenomenalne – śmieje się, zaznaczając w słowie „fenomenalne” każdą sylabę osobno.

Ludzka droga do modernizmu

DSC_4450Twierdzi, że w życiu bezcenną rzeczą jest spotykać zawodowych mentorów. Na Uniwersytecie Warszawskim była seminarzystką prof. Waldemara Baraniewskiego. Wybitny znawca historii architektury, intelektualista, pasjonat. Były objazdy naukowe, zajęcia w terenie, no i niekończące się dyskusje. To on zaproponował, aby napisała pracę dyplomową na temat miasteczka uniwersyteckiego w Lublinie. Z kolei prof. Jan Pomorski wsparł jej pasję po wydaniu pracy w formie książki. „Architektura Dzielnicy Uniwersyteckiej w Lublinie” ukazała się już prawie trzy lata temu. Uroczysta promocja publikacji miała miejsce podczas sesji naukowej. Nie gdzie indziej niż w Chatce Żaka. Kiedy zastanawiała się, co dalej z „tym” modernizmem w jej życiu, niejako pomógł jej krótkim stwierdzeniem: „To nie jest pomysł na pani doktorat. To jest pomysł na całe pani życie”. To przede wszystkim z rozmów z nim powstała idea zorganizowania festiwalu modernizmu. Tym samym festiwal stał się częścią jej doktoratu. Tak jak modernizm zasadniczą częścią jej samej. I jeszcze prof. Mariusz Mazur , historyk z UMCS, który od 1,5 roku nadzoruje jej badania doktorskie, pokazując wciąż nowe wątki, dzięki którym modernizm z nurtu w sztuce staje się wizualną gramatyką życia w PRL-u. Coś, na co nieczęsto zwracamy uwagę, a co ma przecież duże znaczenie.

DSC_4423I w końcu Piotr Franaszek. Dołączył do grona z chwilą, kiedy umówiła się na rozmowę o projekcie, na który pozyskała półroczny ministerialny grant wraz z Lubelskim Towarzystwem Sztuk Pięknych. Szukała miejsca do realizacji festiwalu Lubelskie Dni Modernizmu, partnera do wspólnego działania i ludzi, z którymi mogłaby stworzyć zespół. Dyrektor Centrum Spotkania Kultur wysłuchał jej długiej wypowiedzi wyartykułowanej bez jednej przerwy na oddech i zaproponował, aby projekt realizowała właśnie w CSK. To osoba, która ma wizję na prowadzenie centrum. Ale współpraca z CSK ma dla mnie jeszcze dodatkowe znaczenie. Tak a nie inaczej zaprojektowany budynek. Bo CSK ze swoją historią, architekturą i potencjałem jest dziś najlepszym miejscem do dyskutowania o modernizmie.

Do wyborów w jej życiu zawodowym przyczynili się też inni. Janusz Opryński, reżyser, intelektualista, wizjoner, z którym rozmowyolubelskiejkulturzepomogłyznaleźćskutecznyplannafestiwal. Hubert Mącik, miejski konserwator zabytków, u którego podjęła pracę po powrocie z Warszawy i z którym cały czas współpracuje, a który stale ją wspiera w jej pomysłach na upowszechnianie w Lublinie tego, co we wspólnym mianowniku ma lata 60.

Działania na rzecz modernizmu bez kluczowych rozmów z architektem mogłyby zgubić konieczne wątki. Na szczęście może poprosić o nie Bolesława Stelmacha.

Wszystko, co musisz wiedzieć o latach 60.

DSC_4412A więc całe zamieszanie wokół modernizmu zaczęło się od publikacji pracy dyplomowej poświęconej miasteczku uniwersyteckiemu UMCS. Izabela Pastuszko podkreśla w swojej książce, że w całej Polsce nie ma podobnego

założenia urbanistyczno-architektonicznego. W wyniku zorganizowanego w 1947 roku konkursu projekt opracował przedwojenny lubelski modernista Czesław Gawdzik. Wizualnie miasteczko akademickie ewoluowało przez kilkadziesiąt lat, jednak drugim punktem zwrotnym były lata 60. i powstanie takich budynków, jak np. Chatka Żaka. A stąd już tylko jeden krok do wznoszonego wówczas kilka przecznic dalej kultowego osiedla Słowackiego zaprojektowanego przez małżeństwo Hansenów, kina Kosmos, dworca PKS czy domu towarowego przy obecnej ul. Kapucyńskiej. Ale też nie byłoby lat 60. bez tego, co wydarzyło się w polskiej architekturze od zakończenia wojny do drugiej połowy lat 50. Więc biorąc to wszystko pod uwagę, Izabela Pastuszko, wychodząc poza krąg historii miasteczka akademickiego, najpierw stworzyła Lubelską Agorę Modernizmu. To projekt, który zaproponowała zarządowi Lubelskiego Towarzystwa Zachęty Sztuk Pięknych, a który jest również punktem wyjścia jej pracy doktorskiej. I tak na przykład od trzech lat organizuje spacery po Lublinie. Wspólna rozmowa ze spacerującymi, uczenie się patrzenia na przestrzeń i świadome odbieranie walorów tego, co nas otacza po pięciu dekadach jest kwintesencją tego, co niosła w sobie kultura lat 60. Izabela stale powtarza, że w architekturze najważniejsi są ludzie. Najpierw ja rysują, potem budują, chronią, przebudowują, niszczą. I znowu od początku.

DSC_4433Izabela Pastuszko uważa, że to historycy sztuki są odpowiedzialni za stwarzanie możliwości do dyskusji dotyczących architektonicznego aspektu miasta, osiedla, budynku. Z takiego myślenia zrodziły się Lubelskie Dni Modernizmu. Pierwsze wydarzenie w Lublinie dziejące się równolegle i z finałem będącym wynikiem przedsięwziętych wcześniej akcji, jak np. zebranie relacji i dokumentacji fotograficznej mieszkańców Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej i wydanie ich w formie stylizowanej publikacji książkowej. Wydarzenie zaanektowało przestrzeń CSK, prezentując makiety architektoniczne, wystawę ceramiki użytkowej, kioski z pamiątkami, organizując dyskusje, a nawet teleturniej, w którym walczyły ze sobą dwie rodziny z osiedli Słowackiego i Mickiewicza. Tradycyjnie były spacery śladami lubelskiej architektury lat 60. i wspólne odkrywanie jej przesłania. Nawet podczas bankietu ozdobą stołów była oranżada i zimne nóżki. Iza Pastuszko nie po raz pierwszy pokazała, że myśląc o wielkogabarytowych założeniach budowlanych, jakimi zajmuje się na co dzień, należy też czuwać nad detalami, bo to one tworzą klimat tego, co zostaje na następne lata. No i jeszcze ludzie. A może przede wszystkim oni. Jak np. była kierowniczka Empiku, dziś starsza pani, która przyszła się spotkać w swoim dawnym miejscu pracy, w charakterystycznym, wzniesionym w latach 60. parterowym budynku EMPiK z klimatycznym tarasem przy ul. Grażyny. Bo jak nieustannie podkreśla Izabela Pastuszko, architektura to ludzie. Zwłaszcza w modernizmie.

Tekst Grażyna Stankiewicz

Foto Marcin Pietrusza

Komenatrze zostały zablokowane