O 15 latach istnienia Centrum Medycznego Sanitas w Lublinie, o tym, że zdrowie to pieniądz i o kolanach wypełnionych złotem z dr. Cezarym Sawulskim, dyrektorem i jednym z założycieli centrum, rozmawia Grażyna Stankiewicz, współpraca Patrycja Chyżyńska, foto Krzysztof Stanek.
– Na czym polega chirurgia jednego dnia?
– Po prostu. Tego samego dnia czy dzień po zabiegu lub operacji pacjent wraca do domu.
– Dlaczego w warunkach polskiego szpitalnictwa jest to tak innowacyjne?
– Ze względu na krótki pobyt wymaga to doskonale wyszkolonej kadry i bardzo nowoczesnego sprzętu. Poza tym kilka godzin po zabiegu, góra dobę, nasi pacjenci wracają do domu, pozostając w telefonicznym kontakcie z lekarzem przez co najmniej 72 godziny, tak aby natychmiast zareagować na ewentualne działania niepożądane. Lekarz, który np. planuje urlop, musi być zastąpiony przez innego lekarza tej specjalizacji. To jest absolutny wymóg. W państwowych szpitalach raczej jest to niemożliwe.
– Ale operacja bez kilkudniowej hospitalizacji wydaje się niemożliwa.
– W Europie zachodniej czy w USA takie rozwiązanie jest na porządku dziennym od kilkudziesięciu lat. W Stanach Zjednoczonych 75% procedur chirurgicznych w różnych dyscyplinach jest wykonywanych właśnie w ramach chirurgii jednego dnia. W Europie zachodniej to 50%. Centrum medyczne SANITAS powstało z chwilą wejścia Polski do Unii Europejskiej, a pieniądze na uruchomienie centrum wyłożyli nasi włoscy partnerzy. Udało się nam ich namówić do podjęcia się tego ryzyka.
– Co na to Narodowy Fundusz Zdrowia?
– Udało nam się podpisać umowę z NFZ, co dla pacjentów w tym biednym regionie było furtką, przez którą dostali się do innej kultury organizacyjnej, do prywatnej firmy. Zaczynaliśmy skromną liczbą 30 lekarzy na 300 metrach kwadratowych, w tej chwili tych lekarzy jest około 300 i dzierżawimy tutaj ponad 4000 mkw powierzchni. I ciągle się rozwijamy.
– A kwestia mentalna chirurgii jednego dnia? Jak pacjenci do tego podchodzą?
– Kwestie mentalne są w fazie szerokiej edukacji i zrozumienia. Pacjent, który jest poinformowany, że nic mu nie grozi, że ma nieustający kontakt z lekarzem czy z pielęgniarką, uspokaja się i godzi na takie postępowanie. Natomiast drzemie coś takiego w starszej części społeczeństwa, że ludzie ci, bojąc się powikłań, kładą się do szpitala, gdzie ścierają się ze smutną rzeczywistością. Tymczasem w SANITAS-ie powtarzam pracownikom jak mantrę, że pacjent może być zdenerwowany, a my musimy cierpliwie uspokajać i dawać poczucie bezpieczeństwa. Pacjent potraktowany na zimno boi się i jest zdecydowanie na nie.
– Co odróżnia SANITAS od placówek publicznych?
– Bardzo duży wysiłek organizacyjny, logistyka i dobór lekarzy. Tutaj żaden trybik nie może nie funkcjonować. To jest ścisła współpraca lekarza anestezjologa z lekarzem zabiegowcem, pielęgniarką anestezjologiczną i przynajmniej dwoma instrumentariuszkami. Wzajemne zrozumienie i czynnik finansowy muszą ze sobą grać. Nasi pracownicy nie pracują w ramach pensum miesięcznego, tylko mają wypłacane wynagrodzenie od wykonania konkretnych zadań. Dla nich to szalenie mobilizujące rozwiązanie.
– Myśli Pan, że ten sposób funkcjonowania mógłby się przenieść na publiczne placówki medyczne?
– Po części tak. Niektóre szpitale zaczęły po nas rozwijać chirurgię jednego dnia. Zaczęły też planować zabiegi w godzinach popołudniowych. U nas sala operacyjna mogłaby pracować w zasadzie całą dobę i przez cały tydzień – pracujemy do 22.00 każdego dnia. Na bloku operacyjnym mamy do dyspozycji dwie sale. Nie chcę nawet mówić, jaka ilość zabiegów jest u nas wykonywana. Między nami a szpitalami publicznymi jest różnica głównie w kwestii finansowania, Placówki publiczne mają pieniądze zryczałtowane, czyli przydzielone. Natomiast u nas pieniądze są płacone tylko za wykonane procedury. W naszym przypadku dopiero gdy te środki finansowe faktycznie istnieją, to możemy je podzielić i wypłacić. Nie mamy żadnych ryczałtów, więc żeby utrzymać bieżącą płynność finansową, musi być wszystko dopięte w skali miesiąca.
– SANITAS kojarzony jest także z działaniami prospołecznymi.
– To konieczne, aby być bliżej problemów pacjentów. Bierzemy udział w każdej możliwej akcji organizowanej przez prezydenta miasta, Urząd Marszałkowski oraz w różnych programach ministerialnych. Nasi pracownicy często angażują się w tego typu akcje nieodpłatnie, ale dzięki temu poznajemy potrzeby mieszkańców. Przykładowo, mieszkające wokół SANITAS-u osoby nie miały gdzie zapisać się w centrum do lekarza rodzinnego, a leczą się u naszych specjalistów. Idąc tym tropem, otworzyliśmy podstawową opiekę zdrowotną z lekarzami rodzinnymi. Podobna sytuacja była z rehabilitacją, która powstała na potrzeby pacjentów po zabiegach ortopedycznych, tak aby rehabilitant mógł współpracować z lekarzem ortopedą i lekarzem urazowcem.
– Jakiego rodzaju zabiegi są wykonywane w ramach chirurgii jednego dnia?
– Najbardziej popularne są zabiegi okulistyczne, np. leczenie zaćmy. Na drugim miejscu są zabiegi ortopedyczne. Pacjenci uskarżają się na liczne urazy kolan, barków, stopy i to są zabiegi, które można wykonywać w ramach chirurgii jednego dnia. Jedynym hamulcowym czynnikiem jest mały kontrakt z NFZ, a jak wiadomo, te zabiegi są kosztowne i nie wszystkich pacjentów jest na nie stać. Proszę pamiętać, że to nie jest sam zarobek dla lekarza, a głównie tzw. koszty rzeczywiste, jak koszt implantów czy sprzętu.
Ponieważ jestem chirurgiem i zajmuję się żylakami, zależało mi, by w klinice znalazło się miejsce dla osób z chorobami żył. Operujemy też wszelkiego rodzaju przepukliny. Mamy również chirurgię dziecięcą. To ważne zwłaszcza dla rodziców najmłodszych dzieci, z którymi mogą być niemal bez ograniczeń. Ale tu znowu jest kwestia zbyt małego kontraktu z NFZ, bo najtrudniej jest nam pozyskać w tej grupie wiekowej pacjenta komercyjnego, a posiadamy na tyle dużo wykwalifikowanej kadry, aby wykonywać tych zabiegów dwa – trzy razy więcej.
– Jak długo się czeka na zabiegi, np. na usunięcie żylaków, jeśli robimy to z własnych pieniędzy, a ile, jeśli jest to finansowane przez NFZ?
– Przy refundowanych zabiegach musimy wcześniej ustalać kolejki. Na początku ustalamy limity punktowe, które są dzielone na poszczególnych lekarzy. Na zabiegi refundowane przez NFZ czeka się mniej więcej 1,5 miesiąca, ale naszą ambicją jest, by na zabiegi prywatne nie było w ogóle kolejki. Pracujemy w prawie wszystkie soboty, jeśli jest taka konieczność, to nawet w niedzielę. Najczęściej dotyczy to pacjentów z zagranicy, którym zależy na czasie, by szybko się zbadać, zoperować i wrócić do kraju, z którego przyjechali.
– Jakie innowacyjne metody leczenia posiadacie Państwo w ofercie?
– Jako pierwsza firma w regionie odważyliśmy się podawać do stawów kolanowych preparaty na bazie złota, które wpływają na likwidację stanów bólowych czy zwyrodnieniowych przy uszkodzeniach stawów. Od początku istnienia działamy na komórkach macierzystych. Wykorzystujemy bogatopłytkowe osocze w medycynie przewlekłych urazów czy przewlekłych zmian zwyrodnieniowych. Ulga jest odczuwalna już po kilku dniach. Mija ból, zwiększa się zakres ruchomości w stawach. Cały zabieg trwa około 15 minut.
– W jaki sposób można wykorzystać komórki macierzyste w medycynie estetycznej?
– Wykorzystujemy je jako wypełniacze pozyskane z własnego ustroju. Bogatopłytkowe osocze i komórki macierzyste to składniki, dzięki którym odpada problem reakcji uczuleniowych, są one bardzo dobrze adaptowane przez organizm. Oprócz samego wypełnienia tymi komórkami dają one efekt regeneracyjny. Działają pobudzająco, odmładzająco na inne komórki, dlatego śmiało można powiedzieć, że jest to przyszłość. Obecnie mówi się jeszcze o pozyskiwaniu komórek macierzystych ze szpiku kostnego, ale to wymaga innej infrastruktury i możliwości, żeby można było te komórki pobierać i podawać. Jestem ekspertem medycznym przy start-upach WSEI w Lublinie i wiem, że różne firmy pracują nad tym, żeby preparaty pozyskane właśnie z konkretnych komórek organizmu były przetwarzane na indywidualne kosmetyki dla pacjentów, którzy chcą się odmłodzić. Biorąc pod uwagę, że teraz pacjenci bardziej dbają o siebie, poprawiają urodę, wydzieliliśmy w SANITAS-ie również strefę medycyny estetycznej, w której zatrudniamy chirurgów plastycznych oraz estetycznych.
– A kolana pełne złota?
– Jest to specjalny preparat opracowany przez niemiecką firmę na bazie złota, który ma działanie leczniczo-regeneracyjne. Są pierwsze pozytywne informacje zwrotne. Staram się wprowadzać do naszej placówki nowe rozwiązania pięć lat po jego wprowadzeniu na rynek, bo dopiero wtedy można je ocenić pod względem i ubocznych działań, i efektów. Jestem lekarzem z 30-letnią praktyką, różne rzeczy widziałem, w tym nowości, które po dwóch latach były dementowane, a tego byśmy u nas nie chcieli.
– Nie jestem ubezpieczona, tracę przytomność, ktoś wzywa karetkę pogotowia. Trafiam do SANITAS-u? Ile mnie to kosztuje?
– Współpracujemy z pogotowiem ratunkowym, z różnymi służbami i nigdy nikt nikogo nie pytał, kto zapłaci za leczenie. Dopiero po miesiącu są zapytania, czy ten pacjent był nasz, „sanitasowy”, czy jakiś inny. My sobie później to wyjaśniamy finansowo, czy pacjent płaci z własnej kieszeni, czy my jako firma SANITAS płacimy za pacjenta, który został przywieziony do szpitala z powodu stanu zdrowia, który tego wymagał. Te pieniądze się odnajdują, a straszenie pacjentów to robienie zamętu już w i tak mętnej wodzie.
– A jak to jest rozwiązywane na zachodzie Europy?
– Na zachodzie istnieje trzeci sektor poza wymienionymi wyżej – istnieją przybytki tzw. non profit. Są to nieraz firmy medyczne, np. usługi ratunkowe, różne rodzaje pomocy w zagrożeniach, górskie pogotowie, oprócz tych, które są utrzymywane przez państwową służbę zdrowia. Dodatkowo działają firmy non profit, które korzystają z pieniędzy różnych fundacji. Tam personel zarabia normalne pensje, natomiast pacjenci mają tę opiekę całkowicie za darmo i to jest chyba też przyszłość polskiej medycyny. Wbrew przeświadczeniom, które nie wiem, skąd się biorą, że pacjent, który nie ma ubezpieczenia czy jest biedny, zostaje na ulicy bez pomocy i nikt się nim nie zainteresuje. Jeżdżąc po świecie, w życiu nie spotkałem się z taką sytuacją. Wszystkie służby w Europie zachodniej ratowanie życia traktują jako priorytet, dopiero później zastanawiają się, skąd wziąć na to pieniądze.
– Czy SANITAS dysponuje specjalistami w dziedzinie onkologii?
– Mamy kilku specjalistów. W zakresie pierwszej diagnozy, wychwycenia problemu staramy się, by to była sprawa priorytetowa. Mamy też filię w Świdniku przy zakładach Augusta Westland i dla nich świadczymy usługi medycyny pracy. To ważne, by przy okazji badań okresowych wychwycić w pierwszej kolejności pierwsze stadia chorób nowotworowych. Jeżeli lekarz pierwszego kontaktu szybko wysyła pacjenta do specjalisty, który robi rozpoznanie – pozwala nam na szybkie odesłanie go do centrum onkologii i na leczenie specjalistyczne. Przy okazji pragnę zwrócić uwagę, że zajmujemy się również chirurgią ambulatoryjną, która dotyczy wycięcia wszelkich zmian skórnych, co nieraz wymaga zaledwie kilku minut. Przed naszymi gabinetami dermatologicznymi wyświetlamy plansze, na co zwrócić szczególną uwagę, jaka zmiana skórna jest niebezpieczna, z której może zrobić się czerniak. Jest coraz większa świadomość społeczna, a to gwarantuje nieraz 100% wyleczenie już przy pierwszym wycięciu takiej zmiany.
– A geriatria?
– To jest bolączka Polski, Lublina, województwa. Nasza też. Profil działalności naszego centrum to oferta dla pacjenta w wieku 25–55 lat. Dla starszych osób mamy kartę seniora, która pozwala szybciej dostać się do specjalisty z puli NFZ. Staramy się te kolejki przyspieszać ze względu na konieczność jak najszybszej opieki diagnostycznej. Potrzeby starszych ludzi są ogromne. Aby im w pełni pomóc, trzeba by było uruchomić osobną jednostkę. Jednak lekarzy geriatrów jest jak na lekarstwo, pozyskanie jakiegoś graniczy z cudem.
– Pacjent a reforma zdrowia…
– Nie jest tajemnicą, że 90 mld NFZ wydał na ochronę zdrowia, ale drugie tyle pacjenci wyłożyli z własnej kieszeni. To pacjent jest tutaj najważniejszy i to za nim idą pieniądze. Trzeba oprzeć się na logice i ekonomii. Jeśli lepiej pokierujemy finansami, tak aby pacjent został wyleczony w przedziale wieku zawodowego, to on wróci do pracy, dzięki czemu zarobi na emeryta, dziecko czy na osoby niepełnosprawne. Jeśli w porę tego nie dopilnujemy, to choroba zrobi się przewlekła, co utrudni mu funkcjonowanie i będzie musiał przejść na rentę, a to jest tylko strata. Np. we Włoszech jest bardzo dużo punktów ratunkowych, bo to w dłuższej perspektywie po prostu się opłaca. Mam nadzieję, że i u nas ktoś w końcu pomyśli, że inwestowanie w ochronę zdrowia to zysk. Może w końcu nasi dysydenci zrozumieją, że zdrowie to pieniądz.
– Jak Pan widzi SANITAS za kilka lat?
– Nasze centrum cały czas się rozwija, stale poszerzamy naszą działalność. Staramy się jak najbardziej stać frontem do pacjenta. Tak też będzie to wyglądać w przyszłości.
– A Pan gdzie się leczy?
– Na szczęście w ogóle nie choruję!
Dr Cezary Sawulski, rocznik 1964, absolwent Wojskowej Akademii Medycznej w Łodzi, od 15 lat pracuje w Centrum Medycznym SANITAS w Lublinie i współzarządza nim. Typ hedonisty. Pasjonat swojej pracy, ale i życia. Jeździ na nartach, podróżuje, gra w tenisa ziemnego. Uwielbia smaki kuchni włoskiej i tajskiej. Uważa, że o sukcesach w pracy przesądzają nie tylko kompetencje, ale i dobre relacje ze współpracownikami.