fbpx

Ojciec Dudiego i Pokraka

26 lutego 2018
1 311 Wyświetleń

Urodził się w Sopocie w 1945 r. W pewien sposób miejsce urodzenia zdeterminowało całe jego życie. – Jako dziecko nigdy nie wyjeżdżałem na wakacje. Z jednej strony domu miałem plażę i morze, z drugiej Łysą Górę, z której zjeżdżaliśmy zimą na nartach. Wychowałem się w miejscu, które było oderwane od rzeczywistości PRL. Były lata 50., a rodzice chodzili na dancingi do Grand Hotelu, działało kasyno. Latem na deptaku kupowaliśmy lody u prawdziwego Włocha, obok były korty tenisowe, a na plaży dziewczyny w bikini – wspominał Andrzej Dudziński podczas spotkania zorganizowanego w Centrum Spotkania Kultur z okazji otwarcia
wystawy jego plakatów na parkanie Ogrodu Saskiego w Lublinie.

Ale Andrzej Dudziński miał szczęście nie tylko w kwestii swojego niezwykłego dzieciństwa. O takich jak on mówi się, że są w czepku urodzeni, a wszystkie życiowe kolizje kończą się spadaniem na cztery łapy. Ojciec artysty Brunon Dudziński był architektem, absolwentem Wydziału Architektury Technische Hochschule w Wolnym Mieście Gdańsku. Rodzina Dudzińskich zamieszkała w
Sopocie w jednej z charakterystycznych dla przedwojennego okresu eklektycznych kamienic z dużymi oknami i trzema balkonami. Ojciec artysty widział w swoim synu ucznia i przyszłego partnera. Jednak Andrzej Dudziński na politechnice wytrzymał tylko dwa lata. Wprawdzie znakomicie rysował, ale zupełnie nie radził sobie z matematyką. Wbrew zdaniu ojca zmienił profil studiów i za namową swojej późniejszej żony Magdaleny Dygat (córki autora „Jeziora Bodeńskiego”) przeniósł się do Państwowej Wyższej Szkoły Sztuk
Plastycznych w Gdańsku na architekturę wnętrz i grafikę. Okres szkoły średniej i początku studiów miał duży wpływ na jego postrzeganie świata. Artysta zawsze podkreśla, że w Sopocie, w którym się wychował, socjalizm mieszał się z przedwojennością, a prowincjonalność z wielkim światem. Poza blichtrem dawnego Zoppot lata 50. i 60. były dobrym czasem dla środowisk kulturalnych
Trójmiasta. W końcu to tutaj działały legendarne teatry studenckie – Bim Bom i Cyrk Rodziny Afanasjewów. Tu przyjeżdżały ekipy filmowe, a obowiązkową miejscówką przy Monciaku był SPATiF. W 1956 r. wydarzeniem stał się Festiwal Muzyki Jazzowej. Cztery lata później po raz pierwszy został tu zorganizowany Międzynarodowy Festiwal Piosenki. Mówiąc dzisiejszym językiem, „działo się”. Ale przyszedł czas na zmiany. Kolejnym krokiem artysty była Akademia Sztuk Pięknych w Warszawie, gdzie studiował na wydziale
grafiki pod kierunkiem twórcy polskiej szkoły plakatu Henryka Tomaszewskiego.

Korzenie wyobraźni
Czy spowodowała to atmosfera Sopotu, czy koneksje i możliwości ojca artysty – zainteresowanie kulturą Zachodu u Andrzeja Dudzińskiego było większe niż u jego rówieśników. W jednym z wywiadów Magdalena Dygat Dudzińska wspominała, że nawet w sposobie ubierania się bardziej przypominał Amerykanina niż rodowitego sopocianina. Tymczasem artysta znakomicie odnalazł się w Warszawie, gdzie publikował rysunki na łamach m.in. satyrycznego tygodnika „Szpilki” i kultowego wówczas miesięcznika „Ty i ja”,
który swoją szatę graficzną zawdzięczał najciekawszym artystom tego czasu. Jednak w 1970 roku zapadła decyzja o wyjeździe do Londynu. Kilkuletni pobyt zaowocował wsparciem malarza i grafika Feliksa Topolskiego. To on wprowadził Dudzińskiego w kręgi londyńskiego undergroundu, który ciągle żył rewoltą 1968 roku. Rysunki Andrzeja Dudzińskiego publikowały takie magazyny jak „OZ” czy „Time Out”.

Pomimo panującego w Polsce PRL-u powrót do kraju nie był związany z tzw. twardym lądowaniem. Przeciwnie. Dudzińscy szybko zaaklimatyzowali się w nowej rzeczywistości towarzyskiej i artystycznej. To okres w twórczości Andrzeja Dudzińskiego w dużej mierze zdominowany przez projektowanie plakatów teatralnych i filmowych oraz powrót do współpracy z wieloma czasopismami, w tym ze „Szpilkami”, gdzie co tydzień pojawiał się Dudi – na zmianę sympatyczny, sarkastyczny, zabawny, zgryźliwy ptak z charakterystyczną chmurką zawierającą komentarz do ówczesnej codzienności.

Wbrew regułom

W 1977 artysta został zaproszony do Aspen w Kolorado na międzynarodowe sympozjum dizajnu. Pojechali razem z żoną. I zostali. Zamieszkali w Nowym
Jorku. Ameryka uczy pokory, zwłaszcza kiedy nie jest się tak rozpoznawalnym jak w Polsce czy Europie. A jednak to, co zostało za oceanem, było wystarczającą rekomendacją. I tym razem się udało. Jego prace zaczęły drukować takie tytuły prasowe, jak „Rolling Stone”, „New York Times”, „Newsweek”, „The Vanity Fair”, „Playboy”. Jego prace zamieszczał również „Nowy Dziennik” – największa polska gazeta na terenie USA. Z kolei na łamach „The Boston Globe” publikował prace, które powstawały na specjalnym,
dość rzadkim czarnym papierze, na którym rysował olejnymi kredkami. Kontrast tła z wyrazistą, ekspresyjną kolorystyką do dziś są jego ulubionym sposobem rysowania. W USA współpracował również ze znanymi agencjami reklamowymi oraz z Parsons School of Design w Nowym Jorku, gdzie wykładał przez prawie dziesięć lat. Jako najbardziej wymagającego klienta artysta wspomina redakcję „New York Times”. – Wieczorem dostawałem temat, na rano rysunek musiał być gotowy.

Ze zmianą klimatu politycznego w Polsce w 1989 r. Dudzińscy postanowili wrócić do kraju. Ale przełom dwóch dekad to nie tylko zmiana adresu. W życiu artysty pojawił się nowy, inspirujący do komentowania rzeczywistości stwór Pokrak. W 1992 r. szybko stał się nie tylko symbolem nowych czasów, ale i ulubieńcem czytelników „Tygodnika Powszechnego”. Jego fanami zostali również dwaj wielcy pisarze – Czesław Miłosz i Stanisław Barańczak.

Galeria Saska

Andrzej Dudziński twórczo porusza się w wielu dziedzinach. Poza rysunkiem uprawia malarstwo, ilustrację książkową, projektuje scenografie teatralne, fotografuje, pisze i filmuje, tworzy obrazy cyfrowe i czołówki filmowe. Ma na swoim koncie kilkaset wystaw. Od kilkudziesięciu lat jest wspierany przez żonę Magdalenę, która jest pierwszym recenzentem jego prac, ale i współautorką książek. Wspólnie zrealizowali również film dokumentalny „Mój ojciec Staś” poświęcony postaci Stanisława Dygata. Pomimo skończonych siedemdziesięciu lat obydwoje nie zwalniają tempa. Na mapie licznych podróży Andrzeja Dudzińskiego wielokrotnie znalazł się
Lublin. Artysta przyjaźnił się z nieżyjącym Mirkiem Olszówką, twórcą Festiwalu Inne Brzmienia. Podczas kolejnych edycji wydarzenia pokazywał swoje prace. M.in. w 2010 r. zaprezentował przy ulicy Złotej w Lublinie fotografie, a w 2013 r. w krużgankach klasztoru oo. Dominikanów prace malarskie. Natomiast od połowy stycznia tego roku na ogrodzeniu Ogrodu Saskiego w Lublinie, wzdłuż Alei Racławickich, można oglądać kilkadziesiąt plakatów i okładek książek jego autorstwa. Jak zaznacza prof. Leszek Mądzik, kurator Galerii Saskiej, ideą wystawy jest pokazanie różnorodności w historii plakatu na przestrzeni kilkudziesięciu lat. A jakie miejsce może być lepsze od ruchliwej ulicy i konieczności wychwycenia kontekstu tematyki tego typu artystycznego komunikatu? Andrzej Dudziński powraca do Lublina jak zawsze w wielkim stylu. A i Galeria Saska coraz bardziej ugruntowuje swoją pozycję.

tekst Grażyna Stankiewicz,

foto Izabela Litwin, Marek Podsiadło

Zostaw komentarz