22 kwietnia, w dość nietypowym miejscu, bo w siedzibie lubelskiej firmy Intrograf Lublin S.A., odbył się wernisaż wystawy fotograficznej Leszka Mądzika „ManuFAKTURA Czasu”. Większość z kilkudziesięciu prezentowanych tam prac mogliśmy zobaczyć w różnych konfiguracjach już wcześniej. Ze względu na ich duży format najczęściej pokazywane były w ramach ekspozycji plenerowych. Gościły między innymi na dziedzińcu Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, w przypałacowych ogrodach Muzeum Zamku w Łańcucie, w Galerii Saskiej w Lublinie, w krużgankach klasztoru Cystersów w Pontigny, przed Pałacem Opatów w Gdańsku Oliwie czy w Galerii Plenerowej Muzeum Łazienki Królewskie w Warszawie.
Chociaż Leszek Mądzik postrzegany jest jako twórca bardzo wszechstronny, rzadko bywa kojarzony z malarstwem, od którego rozpoczynał swoją przygodę ze sztuką. Nieco częściej łączymy jego nazwisko z fotografią czy działalnością naukową. Z upływem lat to właśnie te formy jego wypowiedzi zyskiwały na znaczeniu. Natomiast szerokie audytorium, już od lat, widzi w nim przede wszystkim założyciela i twórcę Sceny Plastycznej KUL (1969). W jej ramach lubelski artysta wyreżyserował oraz stworzył scenografię do ponad 20 autorskich spektakli. Najgłośniejsze z nich – Ikar (1974), Zielnik (1976), Wilgoć (1978) powstawały jeszcze w latach siedemdziesiątych. Pozostałe w ciągu czterech kolejnych dekad jego artystycznej aktywności. W okresie tym premierę ma Pętanie (1986), Szczelina (1994), Bruzda (2006) czy Kres (2020). Mądzik wypracował w nich własny, oryginalny język komunikowania się z widzem. Język ten opisywano już na wiele sposobów. Najbardziej nośne określenia to „teatr bezsłownej prawdy” czy „teatr wielkich metafor”. Cechuje go budowany światłem obraz, spleciony z estetyką typową dla konwencjonalnego teatru. Nie znajdziemy tu jednak wypowiadanego słowa. Przez spektakle prowadzą nas wydobywane z głębokiej ciemności statyczne sceny lub ruchome obrazy. Bowiem to właśnie obraz ma dla Mądzika największą moc oddziaływania na widza. Moc większą niż słowo. Zwłaszcza gdy przekaz wizualny zostanie wzmocniony muzyką czy dźwiękiem.
Odrębnym, ważnym obszarem aktywności Leszka Mądzika jest prowadzenie Galerii Sceny Plastycznej KUL. Przestrzeń ta w ubiegłym roku obchodziła swoje 35-lecie. Ze względu na pandemię część jubileuszowych uroczystości przeniesiono na wiosnę bieżącego roku. W zamyśle pomysłodawcy Galerii powstała ona, by prezentować dorobek artystów, których twórczość odcisnęła na nim szczególnie silne piętno. Artystów, którym mniej lub więcej zawdzięcza. Którzy wpłynęli na jego sposób patrzenia i odczuwania. Spoglądając na listę goszczących w Galerii twórców, możemy odnieść wrażenie, że mamy przed sobą leksykon polskiej sztuki ostatniego stulecia. Andrzej Wajda, Tadeusz Kantor, Alina Szapocznikow, Jan Lebenstein, Magdalena Abakanowicz, Zdzisław Beksiński – to tylko kilka z prawie 130 nazwisk artystów, których prace gościły w Lublinie.
Wróćmy do wystawy. Fotografie prezentowane w ramach projektu „ManuFAKTURA Czasu” powstawały w okresie kilku dekad. To efekt wielu podróży Mądzika. Zarówno tych w przestrzeni, jak też tych wewnętrznych. Powstawały niespiesznie. Często w rytm teatralnych podróży i festiwali, na które był zapraszany. Łączy je, odciśnięte w fotografowanych obiektach, piętno przemijania. Twórca nieustannie widzi je wokół siebie – w świecie przyrody i w twarzach napotykanych ludzi. W umęczonym, zdeformowanym ciele i w poddanym erozji granitowym posągu. W tęsknocie za tym, co bezpowrotnie minęło, i w zastygłej ciszy nekropolii. W spękanej ścianie budynku i w bogactwie nagrobnej ikonografii. Moglibyśmy na tym wyrazistym przesłaniu Autora wystawy poprzestać. Jednakże on sam poprowadził nas o jeden krok dalej.
Mądzik należy bowiem do tej grupy artystów wizualnych, którzy w poszukiwaniu nowych kontekstów przestrzennych dla swoich prac nie boją się podjąć ryzyka opuszczenia galerii. W nowym miejscu jego dzieła zyskują zazwyczaj nowe sensy i nowe znaczenia. Co ważne, również nowych odbiorców. To właśnie z tych powodów sztuka lubi wylewać się z typowych przestrzeni ekspozycyjnych, kolonizując lub wtapiając się w obiekty postindustrialne, w tkankę miejską, a nawet – jak w przypadku landartu – w obszary przyrodniczo dziewicze. Przywykliśmy już do obcowania ze sztuką w budynkach poprzemysłowych. Zwykle jednak są to obiekty już niedziałające, wygaszone, wycofane z normalnej eksploatacji. Zamienione po latach w lofty, galerie czy miejsca koncertowe. Reprezentują dobrze nam znaną stylistykę industrialną. Wyjątkowość opisywanej tutaj ekspozycji Mądzika polega jednak na tym, że swoje majestatyczne, wielkoformatowe fotografie tym razem postanowił zaprezentować w dość szczególnej przestrzeni. W nowo zbudowanej, nowoczesnej, tętniącej wartkim życiem fabryce opakowań. Fabryce, której ani godzinny wernisaż, ani kilkutygodniowa ekspozycja nie zdołały wybić z jej miarowego rytmu produkcji.
Co najciekawsze, sam wernisaż wystawy okazał się być oddzielnym, samoistnym bytem. Czymś na kształt spektaklu. Sposób, w jaki artysta odsłaniał kolejne swoje fotografie, tworzył wręcz atmosferę tajemniczego misterium. Olbrzymia w tym zasługa Pawła Odorowicza, altowiolisty od lat współpracującego z Leszkiem Mądzikiem. To właśnie przejmujący dźwięk jego instrumentu obrysował grubą linią przestrzeń działań artystycznych i nadał jej autonomię. Od tego momentu, niczym za dotknięciem czarodziejskiej różdżki, wnętrze olbrzymiej hali produkcyjnej stało się scenografią teatralną. Pracownicy obsługujący pokaźnych rozmiarów maszyny – statystami. Zaproszeni goście – teatralną publicznością. Pośrodku zaś mistrz, reżyser, narrator, aktor. Nade wszystko zaś CZŁOWIEK. Jak my wszyscy – naznaczony piętnem przemijania.
tekst Grzegorz Zawistowski | foto Andrzej Rożek