Co było do wzięcia, przez rok już wzięto. Ale apetyty nie zostały zaspokojone. W korytarzach „dobrej zmiany” nóżkami przebierają kolejne zastępy wygłodniałych kandydatów na stanowiska. Trzeba ich gdzieś rozlokować, dając smakowite kąski, jednocześnie umacniając wszechobecność właściwej władzy. Tą krynicą życia dla spragnionych są teraz samorządy.
Problem z rozmieszczeniem kolejnych Misiewiczów jest jednak taki, że wybory samorządowe są dopiero za dwa lata i nie ma żadnej pewności, że zostaną wygrane przez jedynie słuszną opcję. Trzeba więc zabrać się za ten rezerwuar władzy i stanowisk z innej strony – grzebiąc w życiorysach, decyzjach i związkach osób zajmujących samorządowe urzędy, a z czasem zapewne także kombinując przy ordynacji wyborczej.
Samorządy to rzeczywiście bodaj największy rezerwuar miejsc do obsadzenia. A dobierając się do lokalnych szczebli władzy, można chyba zaspokoić wszystkich, nawet najdalszych pociotków, wszystkie kochanki i każdego kumpla z podstawówki, pod warunkiem oczywiście, że wykazują właściwą postawę.
Najsmaczniejszym jednak kąskiem w samorządach są wielkie miasta, gdzie w 2014 roku PiS przegrał najdotkliwiej. Na początek tej wielkiej batalii, bo nie mam wątpliwości, że będzie kontynuowana, poszli prezydenci kilku miast, w tym prezydent Lublina Krzysztof Żuk. Pretekst znaleziono w Radzie Nadzorczej PZU Życie, w której Żuk zasiadał do początków 2016 roku, co miało być złamaniem tzw. ustawy antykorupcyjnej. Do pogrążenia prezydenta miłośnicy nowych porządków zabrali się solidnie, wykorzystując sprawdzone i – najwyraźniej – bliskie im wzorce z PRL-u, czyli angażując w sprawę służby specjalne, konkretnie CBA.
Agenci wykonali zadanie wzorowo, kierując wniosek o odwołanie Żuka do Rady Miasta, nie zawracając sobie przy tym głowy ani dokumentami przedstawianymi przez samego zainteresowanego, ani uwagami prawników, że do złamania zapisów ustawy jednak nie doszło. Rada prezydenta nie odwołała, podczas sesji mając wsparcie manifestujących przed ratuszem mieszkańców, dla których Żuk jest pierwszym prezydentem Lublina, za którego rządów miasto krok po kroku przekształca się z prowincjonalnego grajdołka w całkiem nowoczesną aglomerację.
Oczywiście, argument dobrego gospodarza nie jest argumentem prawnym, więc formalnie znaczenie ma wyłącznie symboliczne, ale zapewne cieszy prezydenta i warto o nim pamiętać. Tym bardziej, że „dobrej zmianie” wcale nie o prawo chodzi, lecz o wywalenie gościa ideologicznie obcego i przejęcie władzy przez swoich i dla swoich.
Służby specjalne zaangażowano też, żeby dobrać się do skóry prezydent Łodzi Hannie Zdanowskiej, wyciągając jej jakiś kredyt sprzed kilkunastu lat, który zresztą dawno spłaciła. Zapewne agenci drepczą też wokół prezydentów Gdańska, Poznania, Wrocławia czy Rzeszowa. Może znajdą wujka kryminalistę, w archiwach jakąś nieprecyzyjną umowę sprzed lat, a w kontaktach podejrzaną znajomość zagraniczną. Zgodnie z zasadą służb – wszystko może się przydać w odpowiednim czasie i miejscu.
W sprawie prezydenta Żuka wniosek o wygaszenie jego mandatu CBA pchnęło teraz do namiestnika rządu na województwo lubelskie, wojewody Przemysława Czarnka. Ten, nim do boju ruszy z całą mocą swego urzędu, grunt przygotowuje w Internecie, gdzie uruchomił swój kanał na YouTube. A w nim, na ogół odziany w dres, równie elegancki niczym osławiony kiedyś Kononowicz i podobnym językiem, wali przeciwników politycznych łopatą przez łeb. I na Żuku też suchej nitki nie zostawia, a zamiast rzeczowych argumentów, wymawia mu, że za pieniądze z PZU Życie nawet „piwa nie postawił”. To chyba miało być śmieszne, ale naprawdę wesoło robi się dopiero na – stworzonym w odpowiedzi – facebookowym profilu CoWolnoWojewodzie.
Po obejrzeniu wyczynów pana wojewody nie mam wątpliwości, jaka będzie jego decyzja co do prezydenta Lublina. Wygaszenie mandatu to jednak dopiero początek drogi prawnej, która jeszcze potrwa. Raczej nie będzie to spokojny czas – ani dla prezydenta, ani dla miasta, ani dla mieszkańców. Ale przecież wcale nie o nich chodzi.
Wszystkiego najlepszego Państwu życzę. W nowym roku dużo siły i samozaparcia, zwłaszcza samorządom i samorządowcom.
Paweł Chromcewicz