fbpx

Pirat śródlądowy: Pierwsze wystrzały

18 maja 2017
649 Wyświetleń

Tekst Paweł Chromcewicz

Koniec wakacji bywa brutalny. W tym roku znowu brutalny był wyjątkowo. Nie dość, że jednym kazano iść do szkoły, a innym do pracy, to jeszcze jakby mało było tych cierpień, wszyscy przymuszeni zostaliśmy do rozpoczęcia uczestnictwa w nowym wyborczym seansie, tym razem samorządowym (niewielkim pocieszeniem jest fakt, że za rok może być jeszcze gorzej).

Oficjalnie kampania ruszyła 27 sierpnia, czyli poród nastąpił w czasie agonii, generalnie, pięknego lata i w ostatnich podrygach wakacyjnej wolności ludności miast i wsi. Okropność, nie tylko na pierwszy rzut oka.

W mieście Lublinie jako pierwszy od razu z grubej rury wypalił miłościwie panujący prezydent Krzysztof Żuk. Pierwszą kulą w niewinnych poddanych była jego gazetka o intrygującym tytule „Tak zmienia się Lublin”. Na początek prezydent, i co najważniejsze – kandydat na prezydenta w listopadowych wyborach, wypowiedział się w rozmowie, którą przeprowadził chyba sam ze sobą, bowiem nie dowiedzieliśmy się, kto odważył się zadać mu trzy wiekopomne pytania, wśród nich i to: „Nowe miejsca pracy z pewnością mają kluczowe znaczenie dla mieszkańców. Ale co z ofertą spędzania czasu wolnego?”…

No właśnie, już bałem się, ze prezydent-kandydat sam siebie o to nie zapyta i będzie opowiadał wyłącznie o niewątpliwym rozwoju gospodarczym i komunikacyjnym Lublina. A przecież to istotne, jak poddani spędzają wolny czas i czy do głowy nie przychodzą im z tej wolności jakieś głupoty. Zaniepokojonych, którzy przez przypadek gazetki nie czytali, spieszę uspokoić, że do żadnych wybryków dojść nie powinno, bo obywatele miasta dostali odnowione Centrum Kultury, a nawet inne „obiekty” i „przestrzenie”. Te pierwsze to chyba stadion, basen i coś nad zalewem, a to drugie, to zapewne – jak wylicza prezydent – nowe ścieżki rowerowe i zrewaloryzowany Ogród Saski. Mieszkańcy po pracy i nauce mają już zatem co robić. Gorzej, że problem z wolnym czasem będą miały lubelskie psy, których do odnowionego parku wciąż wpuścić się nie chce. Prezydent-kandydat o tym milczy, a nie powinien, bo to całkiem duża siła i liczny elektorat. Prawda, że pośredni, ale jednak…

Drugą kulę w kampanii, i to czym prędzej, powinien wystrzelić najgroźniejszy konkurent prezydenta-kandydata. Powinien, gdyby taki się znalazł. Wschodnia Polska to bastion Prawa i Sprawiedliwości, ale zdaje się, że zasobny wyłącznie w wyborców, a nie w poważnych kandydatów.

To oczywiste, że w tej sytuacji drugi strzał oddał ponownie Krzysztof Żuk, tym razem ogłaszając nowy „Kontrakt dla Lublina”, na bazie poprzedniego, sprzed czterech lat. Wprawdzie tamtego – jak prezydent-kandydat zauważył samokrytycznie – nie wykonał w całości, ale jednak zdecydowaną większość obietnic spełnił. Wyliczał to, co w gazetce: lotnisko, obwodnica, ulice, szkoła, przedszkola, renowacje zabytków… Fakty, którym trudno zaprzeczyć, ale można o nich podyskutować. Gdyby miał kto to zrobić.

Ale głównego kontrkandydata wciąż nie było.

W tej sytuacji trzecią kulę odpaliła lewica, która oświadczyła, że chce być mocna w Radzie Miasta i dlatego się łączy. Wbrew krajowym liderom, w Lublinie SLD i Twój Ruch idą razem, niczym harcerze na zbiórkę.

A kandydata PiS nadal brakowało.

Czwarty wystrzał znowu wyszedł z Aurory, a była nim prezentacja kluczowych kandydatów lewicy na radnych.

Piątą kulę wypalił ponownie prezydent-kandydat Żuk zapowiadając, że po wyborach odświeży Ratusz i pogoni swoją ekipę wiceprezydencką, poza jednym wyjątkiem, najbardziej kompetentnym, jak podkreślił, i najładniejszym zresztą (to ostatnie to moja uwaga, jakby co).

O kandydacie PiS na prezydenta (i kandydatach tej partii na radnych) prasa nadal tylko spekulowała. A że będzie to naukowiec, a że biznesmen, a że namaszczenie otrzymać może Grzegorz Muszyński, taki zdaje się specjalista od wszystkiego, więc czemu nie od bycia kandydatem.

Z kolei lewica walnęła kulą w płot, bo jej kandydatem nie chciał być znany pedagog i menedżer oświaty Adam Kalbarczyk. Rezygnując odpalił, że Krzysztof Żuk jest dobrym prezydentem i trzeba z nim rywalizować w sposób przemyślany, a nie spontaniczny…

W tej sytuacji, jakby uprzejmie zgadzając się z niedoszłym lewicowym rywalem, dobry prezydent-kandydat zainaugurował swoją wizerunkową kampanię pod hasłem „Skutecznie zmieniam Lublin”.

A w PiS nadal trwało polowanie. Podobno nawet z czarną nagonką. Wciąż bezskutecznie. Do 16 września, kiedy oddaję tekst do druku, PiS nie ogłosił nawet kandydata na kandydata. Taka w sumie ciekawostka…

Przed nami wyborcami jednak jeszcze dwa miesiące wystrzałów ze strony kandydatów i kandydatów na kandydatów. Większa zawierucha zatem nadal możliwa. Oby tylko merytoryczna…

Zostaw komentarz