Nasyłanie agentów Centralnego Biura Antykorupcyjnego na przeciwników politycznych staje się normą w wolnej, wciąż jeszcze demokratycznej Polsce, chociaż w swej istocie jest metodą stricte antydemokratyczną. Atakowanie przy pomocy służb specjalnych kolejnych prezydentów miast, urzędów marszałkowskich czy innych instytucji pozostających poza kontrolą władzy wprost wywodzi się z PRL-u. Wydawało się, że wrócić nie może, a jednak.
Obiektem najazdu agentów CBA stał się m.in. Port Lotniczy Lublin, do którego jak wiadomo PiS ze swoimi zaciągami nie ma szans dotrzeć normalną drogą. Próbuje się więc dobrać na skróty, wykorzystując aparat represji, którym dysponuje do woli. Jednocześnie przy pomocy wiernych sobie służb puszcza intensywny przekaz medialny o rzekomych przekrętach na lotnisku.
Efektem, jak w niedawnym wywiadzie ujawnił prezes portu, jest zagrożenie relacji biznesowych, które zaowocowało wycofaniem się Lufthansy z lotów do Frankfurtu. Prezes Krzysztof Wójtowicz jest zbyt dobrym i doświadczonym menedżerem, by nie wiedzieć, o czym mówi. Nie trzeba przy tym nikogo przekonywać, jak ważne było dla Lublina i całej wschodniej Polski połączenie z Frankfurtem nad Menem, kluczowym portem przesiadkowym w Europie. A także jak istotne, pod względem biznesowym i prestiżowym, jest dla każdego lotniska, zwłaszcza lokalnego i rozwijającego się, posiadanie połączeń obsługiwanych przez Lufthansę. I jak wiele wysiłku trzeba było włożyć w skłonienie takiego przewoźnika do współpracy. Strata jest więc naprawdę poważna.
Możliwe skutki oczerniania zna każdy, na kogo rzuca się podejrzenie, wspomagane odpowiednią atmosferą tworzoną przez wiernych (a może tylko dobrze opłacanych) hołdowników. Bo przecież opluwa się bardzo prosto i skutecznie, zdecydowanie trudniej jest oczyścić i wyprowadzić nadszarpniętą opinię na prostą.
Ciekawe przy tym jest to, że istotą wszystkich służb specjalnych powinno być działanie w cieniu. Jest więc oczywiste, że dzisiejsza praca CBA w świetle jupiterów mniej służy ujawnianiu nieprawidłowości i przestępstw, bardziej niszczeniu niewygodnych osób i instytucji.
Dobro tych instytucji (o ludziach nie wspomnę) nie ma przy tym najmniejszego znaczenia. Lotnisko Lublin jest dzisiaj najlepiej, najdynamiczniej rozwijającym się portem w Polsce. Nie jest to moje zdanie, to opinia ekspertów branży lotniczej, doceniających, jak bardzo rozwinął się zaledwie przez cztery lata ten startujący od zera port lotniczy, obecnie wyprzedzający już kilka lotnisk z dużo dłuższą historią.
Jak wielu mieszkańców Lubelszczyzny, jestem dumny z lotniska i zachwycony tym, że mogę stąd polecieć w świat, bez konieczności podróży na Okęcie do Warszawy, Modlina czy do Jasionki, gdzie znajduje się rzeszowski port. Wielokrotnie latałem z naszego lotniska i mam nadzieję, że nadal będę, a siatka połączeń, mimo kłód rzucanych pod nogi zarządowi portu, będzie rosła. Są już przecież zapowiedzi lotów do Barcelony i oby to połączenie było dobrym sygnałem na przyszłość. Wbrew intencjom szermierzy dobrej zmiany, którzy gotowi są zniszczyć, co na lotnisku w Świdniku stworzono, tylko i wyłącznie w imię objęcia go w swoje posiadanie.
Niestety, kierując się podobną motywacją, próbują rozwalić znakomity dorobek wielu samorządów, burzą właśnie system edukacji czy psują renomę licznych placówek kultury, zawłaszczanych przez swoich i dla swoich. A w kolejce do rozwalenia, jak jednoznacznie wynika z ostatnich wypowiedzi naczelnika i jego zaciężnych, czekają kolejne cele: ordynacja wyborcza, niezależne media, wyższe uczelnie.
Filozofia dobrej zmiany zasadza się na stwierdzeniu, że złe jest wszystko, co zastane po poprzednich ekipach, a dobre wyłącznie to, co robimy my, dzisiejsi władcy. Złe to, na co nie mamy wpływu, dobre – co w naszych rękach. Wychodząc z takich założeń, zniszczyć zatem trzeba wszystko, co do tej pory funkcjonowało, bez względu na koszty, niestety.
Wandalowie, którzy we wczesnym średniowieczu pustoszyli Europę, niszcząc wszystko, co napotkali na swojej drodze, przez kilka wieków zasiedlali też część dzisiejszych polskich ziem. Wygląda na to, że właśnie wrócili.
Paweł Chromcewicz