fbpx

Szkolne paragrafy, czyli substytut zaufania

15 grudnia 2015
Komentarze wyłączone
1 517 Wyświetleń

_7009956Siedzę ze słuchawkami na uszach (mąż ogląda Teatr Telewizji) i słucham The Wall – dla znawców tematu „kamandy Pinka Floyda”. Początkowo odprężam się, ale po chwili przypominam sobie obraz z filmu do tej genialnej muzyki. Pokój nauczycielski. Panowie, panie dopijają kawę i udają się do klas, a tam ranią dzieci jakkolwiek tylko mogą, drwiąc z każdego ich uczynku i wytykając wszystkie słabości. Uczniowie wstają z ławek i ruszają ustawieni w równym szeregu. Labiryntem korytarzy, platform i schodów idzie sznur dzieci. Każde ma tę samą bezmyślną, beznamiętną twarz – maskę. Tak samo ubrane, bezwiednie, automatycznie rzucają się w przepaść maszynki do mielenia, z której wydostaje się szarawa masa, mamałyga, jednolita papka, zwał „jakiejśtam” pulpy. Ale gdzieś obok te zbuntowane, kontestujące burzą mur. W kolejnych scenach demolka, ogień, pan nauczyciel jak Baba Jaga ginie w płomieniach. Chór śpiewa: My nie chcemy edukacji / Nie chcemy ciągłych kontroli / Ani upokorzenia w klasie / Zostawcie dzieci w spokoju! Armagedon, krążownik Potiomkin, Bastylia i lud na barykadach w jednym. Groza! Na szczęście to tylko imaginacja wyśmiewanego ucznia, chwilowe odłączenie wtyczki od rzeczywistego świata. Uf, ale chyba jest coś na rzeczy. Piosenki są przecież obrazem stanu duszy, sumą doświadczeń i przeżyć. Jakaż niezgoda i na co leżała u podstaw tej muzycznej ekspresji? Być może autor kosztował dobrodziejstw sztywnych profesorów deklarujących, że dziecko należy ustawić w szeregu, niechaj kolejno odlicza. Numer dla dziecka, stanu szkolnego ważniejszy od jego oblicza. Taaaak. Sztywno, równo i posłusznie, a do tego bez wahania. Dyscyplina, dyscyplina to podstawa wychowania. Kuriozalnym tego przykładem jest osławiona procedura wchodzenia do klasy pomysłu nauczycieli jednej ze szkół w Legnicy i konsultowana przez (głębokie ukłony) psychologów. Cóż za smaczek szkolnego „prawniczenia”. Punkt trzeci stanowi: „Uczniowie stoją, nie stykają się, mają plecaki położone na ziemi (na ziemi?) tuż przy prawej nodze, ręce są ułożone wzdłuż tułowia, patrzą prosto (te ręce?), nie wydają dźwięków i nie wykonują ruchów”. Ten pseudojurystyczny bełkot opiniowali podobno wytrawni psychologowie, ale poloniści to już na pewno nie. Dalsza część regulaminu zobowiązuje nauczyciela do obserwacji stanu możliwego do zaakceptowania przez minutę, a po jej upływie tenże wpuszcza kolejne osoby (nie-uczniów, nie-dzieci) do sali. W razie gdy proces wchodzenia (!) zaburzony jest przez rozmowy, mechanizm zostaje wstrzymany – osoby nie przesuwają się i nie zmieniają swoich miejsc. Tak do wyczerpania zapasów albo do momentu, kiedy wielu uczniów nie spełnia warunków punktu 3, wówczas nauczyciel wpuszcza ich mimo wszystko kolejno do klasy. Mimo wszystko, czyli wbrew przyjętym zasadom, na przekór uprzednim ustaleniom. Szczere gratulacje i wyrazy najwyższego szacunku. Nie dość, że „dokument” jest wewnętrznie sprzeczny, wręcz głupawy, to jeszcze nie uczy konsekwencji. Jeśli po kolejnej minucie walki z emocjami dzieciarnia się nie uspokoi, nauczyciel „odpuszcza” niezdyscyplinowanym. Brawo ja! Ileż takich regulaminów, procedur, instrukcji i statutów funkcjonuje w rzeczywistości szkolnej? Ich nadmiar, bujność paragrafów, punktów i podpunktów jest przejawem substytutu zaufania, poczucia niepewności, asekuranctwa i… wymagań oświatowych urzędników. W razie kontroli: regulamin sali gimnastycznej – bardzo proszę, procedura postępowania w… – przedstawiam. A wystarczyłby katalog wartości i wszystko jasne. Wielka Brytania jest takim dziwnym krajem, którego specyficzną cechą ustroju jest brak konstytucji w znaczeniu formalnym (konstytucji spisanej). Zamiast tego o ustroju państwa informuje konstytucja w sensie materialnym, to znaczy ogół norm i zasad dotyczących wykonywania władzy. I tak przez setki lat. Ale te wszystkie nakazy i zakazy szkolne bardzo się podobają dorosłym: nauczycielom i rodzicom. Tyle tylko, że pewnego dnia, zamiast wzajemnego zaufania, narodzi się rewolucja gawroszów, wszyscy skończymy jak babka z cukrowego domku w jej własnym piecu. Czego sobie i Państwu nie życzę.

Marzena Boćwińska

Komenatrze zostały zablokowane