fbpx

THE LOST ALBUM

9 sierpnia 2018
916 Wyświetleń

Ruszyli do Englewood Cliffs (New Jersey), to około godziny jazdy z Nowego Jorku. Jechali przez Holland Tunnel, dwuipółkilometrowy wentylowany mechanicznie tunel pod Hudson River. Spieszyli się, bo zakładali kilkugodzinną sesję w studiu i powrót na Manhattan, gdzie grali wieczorami w klubie Birdland. Inżynier dźwięku Rudy van Gelder, legendarny twórca najwybitniejszych albumów jazzowych w historii, a jego studio RVG RECORDING STUDIO to „Mekka dźwięku”, do której pielgrzymowali wszyscy znaczący twórcy i wykonawcy muzyki. Wszystko dzieje się w wiosną 1963 roku, a dokładnie 6 marca. Efektem sesji było nagranie kilku nowych kompozycji „Untitled Original 11383”, „Untitled Original 11386” oraz „One up, one down”. Zarejestrowano standard Nat King Cola „Natural Boy” oraz temat „Vilia” z „Wesołej wdówki” Lehara. Nagrano także „ Impressions” i „Slow Blues”.

Całkiem przypadkowo w rzeczach pozostawionych przez pierwszą żonę Coltranea, Naimę, odnaleziono kopie oryginalnych taśm z tej sesji. Studio, czyszcząc magazyny, zniszczyło taśmę matkę, a kopie miał dla siebie Coltrane. Wytwórnia Impulse odkupiła je, bojąc się, że artefakty po Coltrane sprzedane zostaną na aukcji. I tak po 55 latach ukazał się album „Both Directions At Once. The Lost Album” (Impulse 2018) wyprodukowany przez syna Johna Coltrane’a, Raviego.

Kwartet Johna Coltrane’a to jego najsłynniejsze „wydanie” z McCoyem Tynerem na fortepianie, Jimmym Garrisonem na kontrabasie i Elvinem Jonsem na perkusji. Lada moment Coltrane znajdzie swoje dźwięki i brzmienie. Wspólne granie z Theoloniusem Monkiem wpłynęło na szybszy rozwój Coltrane’a, nauczył grać Johna dwa–trzy dźwięki na raz. Sporo czasu poświęcił na rozmowy i muzykowanie z Ornettem Colemanem i Donem Cherrym. „Trane”, pseudonim Coltrane’a, eksperymentował z brzmieniem i atonalnością, był prekursorem free jazzu. Niestety zmarł w 1967 roku na raka wątroby. McCoy Tyner odszedł z kwartetu, bo przeszkadzała mu atonalność w grze. Jego gra opiera się na „voicingu”, grze niskimi tonami lewą ręką, a prawa brała staccatową barwę. Bardzo lubię jego dźwięczną grę i muzykę, np. nagraną na żywo w Exchange Cafe z roku 1987. Historia Jimmiego Garrisona trwała niewiele dłużej, bo niestety zmarł na raka płuc w 1976 roku. Również współtworzył wiele jazzowych organizmów i nagrywał płyty z wybitnymi twórcami jazzu, był także wykładowcą. Jego syn Matt jest uznanym basistą jazzowym. Elvin Jones jako lider stworzył grupę The Elvin Jones Jazz Machine oraz występował z całą czołówką jazzu światowego. Elvin Jones był patronem honorowym Świdnickiego Jazz Festiwalu i miałem okazję chwilę porozmawiać i uścisnąć dłoń mistrza podczas występu w 1996 roku. Grał wtedy z synem Trane’a, Ravim Coltranem. Zmarł w 2004 roku.

Ten album światowa prasa określa mianem „Graala”, niewątpliwie jest to płyta stylistycznie, brzmieniowo spójna, dająca wiele radości ze słuchania TAKIEGO jazzu. Lubimy czy potrzebujemy wszystko i wszystkich pozycjonować, ale z tym mistycznym kielichem to przesada. Na pewno warto mieć i odbierać wygrywane dźwięki z tego odnalezionego albumu. Niby nic nowego, ale świadomość, że odbierasz połączenie, które wykonano pięćdziesiąt pięć lat temu, dodaje trochę niesamowitości w odtwarzaniu tej muzyki. Magia nazwisk, legendy i dokonania wpływają na wyobraźnię, uzupełniają dźwięki. Archiwalne czarno-białe zdjęcia, twarze muzyków, instrumenty, studio, robią klimat. To lubię. Płyta zawiera siedem numerów, a wersja DeLux (dwupłytowa – 14) dodatkowe ujęcia – wersje nagranych utworów.

Wojciech A. Mościbrodzki

 

Planujemy jesienią zorganizować LAJFJAZZ – wspólne słuchanie muzyki jazzowej odtwarzanej na wysokiej jakości sprzęcie audio. Ciekawy jestem, czy chcielibyście Państwo przyjść na taki „wieczorek” i ewentualnie przynieść ze sobą swoją ulubioną muzykę – płytę, posłuchać, pogadać.

Czekam na odzew, może się nam uda

/ w.moscibrodzki@lajf.info /

Zostaw komentarz