Tekst Grazyna Stankiewicz.
Pamiętam zdjęcie z podręcznika geografii do szóstej klasy, na którym zgarbiona pod ciężarem chrustu staruszka zmierza polną drogą między łanami wysokich zbóż. Zdjęcie było podpisane „Lubelszczyzna”. I z takim wyobrażeniem tego, co mnie czeka, jechałam złożyć dokumenty na studia
w Lublinie. Do nastrojowego zdjęcia dołożyli się znajomi, którzy poradzili
aby przed wyjazdem na Wschód przeżegnać się co najmniej dwa razy.
Od tego czasu minęło grubo ponad dwadzieścia lat i wiele zmieniło się,
choć pola nadal wyglądają malowniczo. Polska B przeobraża się kokietując zadbanymi wiejskimi podwórkami, na których trudno uświadczyć tytłające się
w błocie kaczki i kury, odświeżonymi fasadami domów i powrotem do wiejskich i małomiasteczkowych festynów. Jest to widok budujący
i uświadamiający, jak wiele wniosła do naszej mentalności transformacja ustrojowa. Ale dzisiejszej Lubelszczyzny nie byłoby bez unijnych pieniędzy chociaż z efektywnością niektórych projektów jest tak jak z byłym prezydentem Lublina. W ulotce wyborczej pan prezydent wyznał, że przez cztery lata urzędowania miał dużo czasu aby z okien ratusza przypatrzeć się potrzebom Lublina a wygranie następnej kadencji jest mu potrzebne do urzeczywistnienia tych spostrzeżeń. W tę konwencję działania wpisują się niektóre projekty, których autorzy pragną stworzyć Markę Lubelskie. I na wielu płaszczyznach
to budowanie się udaje choć bywa problem z turystycznym marketingiem. Dwadzieścia kilometrów od Lublina powstał pomysł stworzenia międzynarodowego Szlaku Dziedzictwa Jana III Sobieskiego, który wiedzie
z Olecka na Ukrainie do Wiednia. Gminy położone na szlaku pozyskały milionowe dofinansowanie na rozwój tej idei. Jednak jadąc z Piask do Żółkiewki nie ma żadnej zwizualizowanej informacji o historii tego miejsca. Kit z tym, że w Częstoborowicach znajduje się obraz, który Sobieski miał ze sobą podczas Odsieczy Wiedeńskiej a w Pilaszkowicach są pozostałości pałacu
i drzewostanu ukształtowanego w literę M, które Marysieńka Sobieska otrzymała w prezencie od swojego męża. Po co nam wiedza, że to tu powstały najpiękniejsze w polskiej literaturze listy miłosne najbardziej zakochanej pary ówczesnej Europy. Ale dlaczego nie ma choćby plenerowych figur królewskiej pary wkomponowanych w krajobraz albo karczmy, w której obsługują same Marysieńki ? Zawsze to powód aby zatrzymać się, zrobić sobie zdjęcie, zostawić tu pieniądze i polecić to miejsce innym. Projekty związane ze szlakiem dzieją się od dłuższego czasu i mają na celu zaktywizowanie mieszkańców do dalszych działań. Szkoda, że jest problem z podzieleniem się tą wiedzą z turystą szukającym na Lubelszczyźnie miejsc niezwykłych.
Z kolei tam, gdzie jest dobrze z działaniami PR zdarzają się zakusy na popsucie tego, co zostało wypracowane przez lata. Dobrze prosperująca i wielokrotnie nagradzana wioska tematyczna Kraina Rumianku na Polesiu Lubelskim
z powodzeniem, zawsze w czerwcu, organizowała swoje święto. W ubiegłym roku, w wyniku przetargu na obsługę działań promocyjnych Doliny Zielawy,
na terenie której Kraina się znajduje, święto zorganizowała pewna lubelska fundacja. Święto trwało krótko i cieszyło się niewielkim zainteresowaniem niczego nie ujmując gigantycznej scenie, karaoke, hektolitrom piwa
i nielicznym elementom miejscowego folkloru. W tym roku Kraina Rumianku postanowiła sama podołać wyzwaniu i dzięki zaangażowaniu lokalnej społeczności sama zorganizowała imprezę, której koszt wyniósł jedną czwartą ubiegłorocznego budżetu. Święto bez gramu alkoholu i nikomu nieznanego bohatera wieczoru zakończyło się tańcami pod księżycem
a frekwencja wyniosła kilkaset osób. Goście przyjechali między innymi
z Krakowa, Warszawy i Poznania, dzięki czemu wieść o tym, że dobre
bo lubelskie już rozeszła się po całej Polsce. Bez zadęcia, schematycznego myślenia i zewnętrznego organizatora wydarzenia. Jeśli tego znowu ktoś nie będzie chciał ulepszyć to obrazek z podręcznika geografii z lat PRL-u będzie tylko przypomnieniem, że po co się cofać, skoro można iść do przodu.
Tylko do przodu. No, chyba że staruszka z chrustem na plecach wywołuje
u niektórych nostalgię…