fbpx

TRUDNE SĄSIEDZTWO

1 czerwca 2014
Komentarze wyłączone
1 557 Wyświetleń

_DSC0371W lubelskim skansenie kilka lat temu zamieszkała rodzina bobrów. Ich obecność wydawała się miłą niespodzianką – pamiętamy przecież czasy, kiedy bóbr był zwierzęciem rzadkim, na granicy wyginięcia – i  dodawała uroku naturalistycznym założeniom krajobrazowym skansenu. Tym razem niespodzianka stała się nieco kłopotliwa. A nawet mocno kłopotliwa.

Z każdym mijającym rokiem, w wyniku bobrzych zwyczajów żywieniowych i inżynieryjnych, padała jedna z potężnych topoli, które rosły nad przepływającą przez Muzeum Wsi Lubelskiej Czechówką. Miały ponad 30 lat i stanowiły naturalną barierę odgradzającą od ruchliwej Alei Warszawskiej. A kiedy w 2012 roku zaczęto przebudowę tej ulicy, sprawa koegzystencji z bobrami skomplikowała się jeszcze bardziej.

_DSC0402‒ Prace przy budowie nowej drogi zaburzyły spokój bobrów mieszkających wzdłuż Czechówki. Hałas, drgania terenu, obecność ciężkiego sprzętu spowodowały, że bobry zaczęły szukać azylu i znalazły go u nas. Niestety ich zwiększona ilość pociągnęła za sobą kolejne straty i to nie tylko w drzewostanie. W skarpach wzdłuż rzeczki i stawu powstały długie korytarze i komory. Jest to niebezpieczne dla osób zwiedzających, bo grozi zawaleniem czy obsunięciem gruntu ‒ tłumaczy Elżbieta Skowrońska, kierownik Działu Ekspozycji i Konserwacji Krajobrazu w lubelskim skansenie. Kolejnym czynnikiem komplikującym dobre sąsiedztwo są tamy budowane przez bobry na ciekach wodnych. Sprytni budowniczowie tamami z gałęzi, błota i trzcin zagradzają drogę wodzie, by stworzyć idealne dla siebie warunki życia, czyli zbiornik wodny.

 

Miarka się przebrała

 

_DSC0428Tama wybudowana na Czechówce podniosła poziom wody, w wyniku czego dwa hektary łąki zmieniły się w zupełnie bezużyteczne z ludzkiego punktu widzenia bagno. Nic więc dziwnego, że postanowiono coś z tym zrobić.

‒ Ale sprawa jest nadzwyczaj delikatna; z jednej strony mamy zniszczenia ekspozycji i zagrożenie dla ludzi, z drugiej dobro gatunku objętego ochroną. Baliśmy się podjąć nieuważne kroki, mogące mieć negatywne skutki dla „naszych” bobrów bądź naruszające prawo! – mówi Agata Kozak z Działu Ekspozycji i Konserwacji Krajobrazu.

Zaczęły się mozolne próby znalezienia rozwiązania. Rozmowy z przyrodnikami i instytucjami zaangażowanymi w ochronę środowiska. Pomysły były różne, niektóre niedające się przytoczyć, inne rozważne, na przykład takie, by część skansenu poświęcić na ostoję bobra. W końcu zostało wystosowane pismo do Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska w Lublinie opisujące sytuację. Następstwem tego było przeprowadzenie wizji lokalnej i decyzja zezwalająca na „odstępstwo od zakazu umyślnego przemieszczania z miejsc regularnego przebywania na inne miejsca osobników bobra europejskiego” przy zachowaniu odpowiednich warunków. Wtedy pojawiło się pytanie, kto ma skansenowe bobry „przemieścić”. Panie Elżbieta i Agata przeprowadziły szereg rozmów m.in. z urzędnikami ze Zwierzyńca, którzy temat poznali już na własnej skórze, ratując drzewa wokół Stawu Kościelnego. Okazało się, że najlepszą opinią cieszy się ekipa z Polskiego Związku Łowieckiego w Suwałkach pod kierownictwem Jana Goździewskiego, wieloletniego badacza bobrów, zaangażowanego w realizację „Programu aktywnej ochrony bobra europejskiego w Polsce”. Trzonem ekipy są bracia Roman i Antoni Łanczkowscy i ich młodsi pomocnicy – dwóch Danieli oraz dwa nieustraszone teriery niemieckie. Panowie Roman i Antoni kawał życia poświęcili reintrodukcji bobrów, więc takie niecodzienne akcje są dla nich chlebem powszednim.

Jesienią 2013 wszystko było na dobrej drodze do przeprowadzenia „przesiedlenia”. Ale brakowało pieniędzy. Wtedy w sukurs przyszedł Wojewódzki Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej w Lublinie przyznał skansenowi dotację na odłowienie gryzoni. Udało się, bo wszystko odbyło się „rzutem na taśmę”, tuż przed nastaniem okresu rozrodu i wychowu młodych.

 

Akcja

 

_DSC0437Rankiem 16 kwietnia 2014 roku ekipa wkroczyła do skansenu. Teriery Tina i Tropik pełne pasji do tropienia wskazywały, gdzie szukać ukrytych w podziemnych norach bobrów. Cała sztuka polega na tym, by bobrowi nie pozwolić z tej nory uciec do wody.

‒ Staw jest co prawda obstawiony siecią, ale bóbr, jak płynie spokojnie, to potrafi cichutko dnem podpłynąć do sieci, podnieść ją łapką i tyle go widzieli! ‒ pan Roman dzieli się swoimi obserwacjami, które zebrał w ciągu 35 lat odławiania bobrów. Jak zobaczyć, że bóbr wypłynął z nory? Tego nie wiem. Roman Łanczkowski nie ma wątpliwości, krzykiem zwołuje brodzących w woderach kompanów, podcinają sieć kilkoma sprawnymi ruchami i ciągną ją na brzeg. Wszyscy naraz obezwładniają szamoczące się zwierzę i po chwili w rękach pana Antoniego widzę oswobodzonego z sieci tłuściutkiego bobra z błyszczącymi czarnymi oczkami i pomarańczowymi zębami śmiesznie wystającymi z pyszczka. Tymi zębami bez trudu może bardzo poważnie zranić człowieka, tym bardziej zadziwiające jest to, że członkowie ekipy nie używają żadnych rękawic, a jedynym gwarantem zachowania integralności ich dłoni jest zdecydowany, silny chwyt, który nie pozwoli gryzoniowi na żadne sztuczki. Żywe trofeum jest zamykane w klatce, do której absolutnie nie można wkładać palców, choć tak bardzo chce się dotknąć błyszczącego futra! Bóbr potrafi być niezwykle szybki i w takich stresujących okolicznościach może odpowiedzieć agresją. Panowie wracają do pracy, znów przeczesują brzeg w poszukiwaniu nor, wypłaszają zwierzaka, monitorują toń wody. I akcja. Czasem trzeba czekać, bo bóbr po opuszczeniu nory zaczaja się w wodzie.

‒ Wtedy wiadomo, że mamy kwadrans odpoczynku – bo tyle wytrzymuje bóbr pod wodą bez nabrania powietrza – zdradza kolejne tajniki fachu pan Roman.

Po kilku godzinach pracy efekt był następujący: pięć bobrów, skąpany w wodzie jeden z pomocników, zadrapany Tropik. Do wieczora wynik powiększył się o jeszcze jednego zwierzaka odłowionego ze stawu w Ogrodzie Botanicznym, który znajduje się po sąsiedzku naprzeciwko skansenu.

_DSC0446‒ Lubelski Ogród Botaniczny również był zasiedlony przez bobry i w trosce o swoje kolekcje musiał się ich pozbyć. Dlatego akcją odłowu objęliśmy od razu oba miejsca. Zresztą, gdyby zostawić je w botaniku, zaraz byłyby z powrotem w skansenie… ‒ wyjaśnia pan Antoni.

Każdy z namierzonych przez „bobrowników” zwierzak został złapany. W skansenie zamieszkiwała rodzina z matką seniorką na czele. Odstępstwem od normy była młoda samica, która powinna już opuścić rodzinny dom i zacząć samodzielne życie. Z kolei w botaniku żył samotnie dorodny samiec. Następnego dnia myśliwi upewnili się, czy zostawiają Muzeum Wsi Lubelskiej i Ogród Botaniczny UMCS wolne od uciążliwych gryzoni.

‒ Teren zostawiamy czysty, odłowione bobry trafią do rzeki Wieprz. Ale czy w ich miejsce nie pojawią się nowe – tego zagwarantować nie można. Bobrów jest w Polsce coraz więcej i należy się z tego cieszyć, bo ich działalność jest dla środowiska bardzo korzystna, chociażby przez to, że spiętrzanie wód zabezpiecza przez suszą, a tamy stanowią wspaniały naturalny filtr rzecznej wody ‒ wyjaśnia Roman Łanczkowski. Po wypuszczeniu bobry chwilę rozglądały się po okolicy, po czym powoli ruszyły w stronę rzeki. Aklimatyzacji pomaga to, że przesiedla się zawsze całe rodziny. Nasze lubelskie bobry są więc w nowym miejscu, ale w starym gronie.

Zdaje się, że udało się tym razem znaleźć kompromis pomiędzy prawami przyrody a potrzebami człowieka. Parafrazując znane powiedzenie, można wynik akcji podsumować tak: „bóbr jest syty i skansen cały”.

 

_DSC0466Populacja bobra w Polsce w latach powojennych liczyła poniżej 200 osobników. Przez lata prowadzenia reintrodukcji, czyli ponownego wprowadzenia wytępionego gatunku na stare miejsca bytowania, dziś ich liczbę w naszym kraju szacuje się na ponad 40 tysięcy. Na Lubelszczyźnie mamy ich  około 10-12 tysięcy.Bóbr jest największym gryzoniem Europy, zwierzęciem rodzinnym i zasadniczo monogamicznym. Jest jednym z nielicznych zwierząt, które tak jak człowiek, dostosowują środowisko do swoich potrzeb. Z tą różnicą, że wyrafinowana inżynieria bobrów ma wyłącznie korzystne skutki dla środowiska naturalnego.

 

Tekst Iza Wołoszyńska

Foto Marcin Pietrusza

 

Komenatrze zostały zablokowane