fbpx

Trzy razy Piaf

1 kwietnia 2015
Komentarze wyłączone
1 121 Wyświetleń

_MG_9716-1Jeśli w jednym przedsięwzięciu teatralnym zaistnieją jednocześnie: interesująca opowieść o wyjątkowym bohaterze, ujęta w precyzyjny scenariusz, osobowość artystyczna i umiejętności reżysera oraz talent i perfekcyjna współpraca całego zespołu – można być pewnym, że powstanie rzecz niezwykle interesująca. I właśnie taką jest spektakl „Trzy razy Piaf” wystawiany od 14 marca przez Teatr Muzyczny w Lublinie na scenie Lubelskiego Parku Naukowo-Technologicznego S.A.

Bohaterką tej scenicznej opowieści jest Édith Giovanna Gassion, która urodziła się 19 grudnia 1915 w Paryżu w osiedlu emigrantów, czyli Édith Piaf od momentu, gdy impresario Louis Leplée wymyślił jej pseudonim „La Môme Piaf” (mały wróbelek) i zaangażował w swoim kabarecie „Le Gerny’s”. Śpiewała od dzieciństwa aż do ostatnich dni życia. Na ulicy, w kabarecie i

na największych scenach świata. Słynęła z jednej strony z wielu, najczęściej nieudanych miłości, a z drugiej z niebywałej ekspresji w wykonywaniu piosenek specjalnie dla niej pisanych. Była krucha i niskiego wzrostu (147 cm), a zarazem szalenie wielka, gdy swoim silnym, chropowatym głosem wyśpiewywała historie o życiu. Mimo wielu osobistych tragedii za wszelką cenę starała się utrzymać każdą chwilę szczęścia. Nie żałowała niczego, dając temu wyraz w swoim wielkim przeboju „Non, je ne regretterien” z muzyką Charlesa Dumonta. Piaf była i pozostała do dziś pieśniarką niepowtarzalną.

Artur Barciś – reżyser

IMG_9549Nic zatem dziwnego, że legenda francuskiej piosenki znalazła się w kręgu artystycznych zainteresowań Artura Barcisia. Aktor teatralny, filmowy, telewizyjny i dubbingowy, a także reżyser, swoją karierę aktorską zaczął w wieku 17 lat, kiedy w 1973 roku przyjechał do Lublina i wygrał ogólnopolski konkurs recytatorski, którego finał odbył się na scenie Teatru im. Juliusza Osterwy. Potem skończył PWSFTviT w Łodzi i niemal od czterdziestu lat związany jest z tym zawodem. Ma za sobą dziesiątki ról teatralnych, tyleż filmowych i telewizyjnych. Bez względu na to, czy gra w komedii, czy też w dramacie jest jednakowo perfekcyjny w swej pracy. Dzięki temu sprawdza się w każdej z ról i dbając o wyrazistość granych postaci, wręcz nie pozwala widzowi kojarzyć go wyłącznie z Tadeuszem Norkiem z „Miodowych Lat” czy też Czerepachem z „Rancza”, chociaż nie ukrywa, że się z nimi zżył i nawet je lubi. Obecnie można go zobaczyć w trzech przedstawieniach Och-Teatru Krystyny Jandy, a w tym w „Zemście” w roli Papkina, o której zawsze marzył i uwielbia ją grać. W warszawskim Teatrze Ateneum spotkamy go na scenie w komediach „Kasta la vista”i „ Nie jesteś sama”, zaś w Teatrze Capitol w komediach: „Old love”NormaFosteraoraz „Dziwna para” Neila Simona. Komedię bowiem bardzo sobie ceni i nie uważa, żeby była gorsza od dramatu.

O aktorstwie zawsze marzył. Od wczesnych lat był przekonany, że będzie umiał to robić i nie pomylił się. Dziś po latach doświadczeń twierdzi, że

jest na pewnej drodze, która, ma nadzieję, jeszcze długo się nie skończy. Ciągle się uczy i ma poczucie, że stale się rozwija. Każde wyjście na scenę jest dla niego jednakowo ważne. – Widz zawsze musi rozumieć, o co chodzi – podkreśla. – Do wszystkiego więc, czego się podejmuję, podchodzę bardzo poważnie, uczciwie i rzetelnie. Uważam, że tylko wtedy to, co się robi, ma sens. W swoim życiu zagrałem bardzo dużo ról i czuję się aktorem spełnionym. W tej chwili gram w najpopularniejszych w Polsce serialach. Bardzo sobie to cenię. Ale co będzie dalej – nie wiem. Aktorstwo to zawód, który jest w dużym stopniu loterią. Oczywiście pewne rzeczy mam zaplanowane, ale tak naprawdę nie jestem w stanie przewidzieć, jak moja kariera się potoczy. Chociaż, gdy swego czasu w rozmowie z moim synem powiedziałem: „Ciągle dostaję jakieś propozycje, ale możejednak przyjść taki moment, że nikomu nie przyjdzie do głowy, żeby powierzyć mi jakąś rolę”, w odpowiedzi usłyszałem: „Tak mówisz już od piętnastu lat”. Może więcnie będzietak źle.

Wyzwaniem zawodowym dla Artura Barcisia jest również reżyseria, która, zwłaszcza w przypadku wybitnych aktorów, zazwyczaj jest kolejnym etapem ich artystycznej drogi. Aktor zdał sobie sprawę, że grając, często wykraczał poza swoją rolę. W momencie, gdy reżyser nie radzi sobie z rozwiązaniem danej sceny, on z reguły ma pomysł, jak taką scenę zagrać. Kiedy Artur Barciś poczuł, że przyszedł taki moment, aby wziąć odpowiedzialność za całość inscenizacji i się pod nią podpisać, wyreżyserował w warszawskim Ateneum (poza „Trzy razy Piaf”” według własnego scenariusza), przedstawienie „Kofta” na podstawie tekstów Jonasza Kofty, i spektakl „Amoroso”, na który składa się repertuar włoskich piosenek. W Gorzowie Wielkopolskim wystawił musical „Kochać” z piosenkami z repertuaru Piotra Szczepanika, a w warszawskim Teatrze Syrena „Machiavellego” Grzegorza Wasowskiego i Ryszarda Marka Grońskiego. A teraz przyszła pora na Lublin i przygotowanie premiery „Trzy razy Piaf”.

W hołdzie dla Wróbelka Paryża

Édith Piaf dlatego, że od bardzo wielu lat jest moją wielką miłością – powiada Artur Barciś. – Uważam też, że takie wybitne postaci świata sztuki, jaką niewątpliwie była, trzeba ciągle przypominać. Należy, zwłaszcza młodym ludziom, pokazywać, co to jest prawdziwa sztuka, a w niej prawdziwa wielkość. Że standardy w tej dziedzinie są dużo wyższe niż obecnie się sądzi i trzeba być kimś wybitnym, kimś naprawdę wielkim, jeśli chce się osiągnąć sukces, jaki ona osiągnęła. Édith Piaf była tak wybitna, że sama z siebie wyznaczała standardy i szalenie wysoki poziom. I jeżeli ktoś chciał ją przeskoczyć, to musiał śpiewać lepiej. A w jej czasachnie było kogoś takiego I dzisiaj też pewnie byłoby trudno kogoś takiego znaleźć. Moda na Édith Piaf nigdy nie przeminie, ponieważ ludzie o tak niezwykłym talencie i tak wielkiej osobowości zdarzają się bardzo rzadko. To jest ikona piosenki , której będziemy słuchać i za tysiąc lat.

Piaf - 3 x w smugachNa scenie stoliki kawiarniane. Przy nich widzowie. Pozostali na widowni mają wrażenie, jakby także tam się znajdowali. Nagle wśród nich pojawia się drobna dziewczyna i zaczyna śpiewać. Wszyscyprzestają jeść i pić. Słuchają jej z otwartymi ustami. Bo naraz pojawił się między nimi ktoś o fantastycznym głosie i niebywałej sile interpretacji. Potem dość oszczędnymi środkami inscenizacyjnymi następuje zmiana kolejnych planów. Édith nie śpiewa już na ulicy. Jest kabaret, scena i Piaf wiele lat później. Brzmią kolejne jej piosenki. Nie tylko te, które znamy, rozpowszechniane u szczytu jej kariery, ale i zupełnie nieznane, chociaż równie piękne. Wreszcie spotykamy ją starą, schorowaną i zniszczoną dość burzliwym trybem życia. Wzrusza nas moc jej piosenek. Mamy wrażenie, że ten śpiew się nigdy nie skończy i Édith nigdy nie zabraknie na scenie. Niestety, ostatni jej koncert nie odwróci już losu. Piaf odchodzi na zawsze. Oto w wielkim skrócie trzy sekwencje opowiadające o tej wielkiej artystce. W każdej z nich wciela się w jej postać inna aktorka: Piaf Młoda – Anita Kostyńska, Piaf Zakochana – Patrycja Zywert-Szypka i Piaf Zmęczona – Anna Świetlicka. Wykonują piosenki w polskim tłumaczeniu: Marcina Sosnowskiego, Andrzeja Ozgi, Hanny Szczerkowskiej, Jerzego Menela i Wojciecha Młynarskiego. Akompaniuje im orkiestra Teatru Muzycznego.

W tym roku przypada setna rocznica urodzin tej artystki i jest to dobry moment na przypomnienie tej nietuzinkowej postaci – mówi Piotr Wijatkowski, dyrektor artystyczny tego teatru i dyrygent orkiestry. – Dlatego propozycja Artura Barcisia realizacji u nas tego przedstawienia jest tak niezwykle ważna. „Trzy razy Piaf ” miało już dwie premieryw polskich teatrach. Nasza inscenizacja różni się jednak zasadniczo od poprzednich, choćby tym, że po raz pierwszy wykonawcy śpiewają wyłącznie przy akompaniamencie granym na żywo przez rozbudowaną orkiestrę. Użycie jej pełnego składu sprawia bowiem, że spektakl ten zrodził się niejako na nowo. Połączenie świetnej muzyki znanych kompozytorów ze sporą dawką prawdziwego teatru jest przy tym także znakomitym przyczynkiem do spełnienia mego zamiaru odświeżenia formuły teatru muzycznego i rozszerzenia oferty programowej kierowanej do naszych widzów.

Postscriptum

Premiera, która miała miejsce 14 marca, została przyjęta przez lubelską publiczność niekończącymi się brawami na stojąco. Spektakl już został okrzyknięty artystycznym wydarzeniem roku.

Tekst Maciej Skarga

Foto Michał Fujcik, Grzegorz Winnicki

Komenatrze zostały zablokowane