fbpx

Veni, vidi i uszyłem buty 

24 lipca 2019
1 958 Wyświetleń

 

 

O kulturze antyku, rzymskim bikini, zadawaniu szyku pterygesami, przywileju noszenia niedźwiedziej skóry i największym zjeździe legionistów z Łukaszem Sędyką rozmawia Iza Boguta, foto Natalia Wierzbicka.

 

– Przedstaw się, proszę.

– Moje imię to Lvcivs Tvllivs Cactvs. Lucjusz to imię, Tuliusz to oznaczenie rodu, a Cactus to ksywa, w tym przypadku w tłumaczeniu na polski oznaczająca „krzak”.

– Pojawiłeś się ostatnio jako „twarz” na plakacie promującym 16. Biesiadę Archeologiczną w Wiosce Gotów w Masłomęczu. Ubrany w zbroję i skórę z niedźwiedzia zarzuconą na ramiona. Co to za stylizacja?

– To zdjęcie z jednej z imprez legionowych. Jestem członkiem XXI Legionu „Rapax”, jednej z największych grup odtwarzających rzymskie jednostki wojskowe na świecie. Przywilej noszenia skór dzikich zwierząt przysługiwał nielicznym, zasłużonym oficerom. Jestem w naszym legionie jednym z tych „szczęśliwców”, piastuję funkcję cornicerna, czyli tego, który dzierży cornu – róg sygnalizacyjny. Te osoby i ich funkcje były faktycznie istotne dla tożsamości legionu. Utrata znaków oznaczała utratę honoru. Taki los spotkał jeden z legionów biorących udział w słynnej bitwie w Lesie Teutoburskim – został wybity, a jego znaki przepadły. 

– Zabawa w starożytną wojnę?

Nie. Naszym celem jako Legionu jest popularyzacja wiedzy o kulturze materialnej, taktyce wojennej i codziennym życiu rzymskich legionistów z drugiej połowy I wieku n.e. Broń, pancerze, narzędzia, ubrania, buty, namioty, naczynia – wszystko testujemy w różnych warunkach, podczas zimowych spotkań, pokonywania rzek, marszów przez lasy, pokazów walki. W ten sposób weryfikujemy różne hipotezy i zdobywamy okruchy wiedzy, które mogą rzucić światło na to, jak wojskowe i cywilne wyposażenie było używane w czasach antycznych.   

– Czy to ważne dla człowieka w XXI? Po co nam te informacje?

Kultura militarna starożytnego Rzymu jest fragmentem większej całości. Można to ująć tak: są trzy filary, na których stoi cywilizacja europejska – prawodawstwo, kultura, religia chrześcijańska. I te filary kształtowały się właśnie w starożytnym Rzymie. W całym Imperium Rzymskim obowiązywało jednolite prawo, co powodowało że Europa była stabilna, a imperium było państwem prawa. Dlatego warto było być obywatelem Rzymu, bo się było pod jego ochroną, miało się obowiązki, ale też prawa i przywileje. Na wzorcach prawa rzymskiego kształtowały się systemy prawne, również nowoczesnej Europy. W obszarze kultury Rzymianie zachowywali się bardzo rozsądnie, bo przyswajali i twórczo rozwijali wzorce, które poznawali na podbijanych terenach. Klasyczna grecka architektura, rzeźbiarstwo, przejęte od Etrusków liczby „rzymskie” – to wszystko szło w świat i utrwalało na kontynencie. Wreszcie trzeci filar – chrześcijaństwo, religia, która spajała Europę po tym, gdy Cesarstwo upadło, przestało istnieć jako struktura państwowa. W skrócie, to nam właśnie dał Rzym. Wciąż widać jego oddziaływanie kulturotwórcze – bogowie, stroje, wydarzenia – to wszystko nadal funkcjonuje w popkulturze, przemyśle filmowym. Idea superbohatera, mega popularna obecnie dzięki np. Marvel Studio, pochodzi przecież od herosa. Mamy też nawiązania do toposów związanych z kulturą fizyczną, chociażby w nazwie klubu Spartak Moskwa. 

– Ale twoje zainteresowania wykraczają poza militaria?

– W 2005 roku, kiedy byłem na pierwszym roku historii w Wyższej Szkole Humanistyczno-Przyrodniczej w Sandomierzu, zostałem zrekrutowany do Stowarzyszenia Na Rzecz Popularyzacji Kultury Antycznej „Hellas et Roma”, założonego w 2001 roku przez profesora Dariusza Słapka. Profesor, jak sam mawiał, zarażał bakcylem poznawania historii i to mu się rzeczywiście udawało i udaje. Najpierw zajmowałem się muzyką, następnie lampkami oliwnymi, a później spadło na mnie, żółtodzioba, zorganizowanie Festiwalu Kultury Antycznej w Sandomierzu. Z czasem zająłem się organizacją życia całego Stowarzyszenia „Hellas et Roma”. Potem jedną z form prezentacji antyku stała się współpraca z Legio XXI Rapax. Co byśmy nie robili, jak pięknie opowiadali o życiu codziennym w antyku, to jednak dla przeciętnego odbiorcy to właśnie militaria są tym, co przyciąga wzrok. Półgodzinna walka gladiatorów jest mocnym akcentem skupiającym uwagę. Potem możemy przez dwie godziny opowiadać o życiu codziennym, prezentować kuchnię, stroje, kosmetyki.

– Czyli jest to pewien chwyt marketingowy?

– Tak, tak jak we wszystkich dziedzinach współczesnego świata. Zajmując się historią, nie odżegnuję się od technologii i mechanizmów pozwalających zwiększyć zasięg naszej działalności. Chcemy dotrzeć do jak największej liczby odbiorców.

– Gdyby zapytać Cię o początki zainteresowania starożytnością, to?

Piąta klasa podstawówki. Wtedy przeczytałem całą „Mitologię” Parandowskiego. Bardzo mi się podobała, serio. Jednocześnie – bez złudzeń, nie byłem miłośnikiem starożytności – wcześniej nie interesowałem się historią w szczególny sposób. A działanie w stowarzyszeniu to raczej przedłużenie mojej działalności w harcerstwie. Wychowałem się dzięki mamie harcmistrzyni na obozach, rajdach, w Bieszczadach itd. Miałem gdzie podpatrzeć, jak zorganizować wyjazd, zajęcia, utrzymać grupę w ryzach. Do tej pory jak gdzieś jadę z mamą, to się wyłączam, oddaję sprawy w jej ręce, bo wiem, że ona wszystko zorganizuje. Też jestem instruktorem ZHP, ale całą swoją energię i pasję przelałem już na moją organizację.

– Jak w praktyce wygląda „przybliżanie kultury antyku”?

Po pierwsze unikamy tzw. gadających głów, czyli prelekcji i martwych artefaktów. Nie mówimy, że w roku tym i tym Aleksander Wielki podbił kolejny region, bo to jest nudne, ale opowiadamy np. o tym, jaką drogę pokonał i jakie trudności napotkał na swoim szlaku kupiec wędrujący od Wielkiego Muru Chińskiego na zachód. W zeszłym roku zrobiliśmy inscenizację poranku matrony rzymskiej. W namiocie o powierzchni ponad 20 m ustawiliśmy balię, do balii weszła nasza koleżanka ubrana w rzymskie bikini, kąpała się dzielnie w zimnej wodzie, a narrator opowiadał o usługujących jej niewolnicach, o używanych kosmetykach. Ale takie sytuacje wymagają ciągłego dokształcania się. Książki akademickie skupiają się na procesach dziejowych, na wydarzeniach, na tradycjach. Ale jeśli chcesz odtworzyć zwyczaje matron rzymskich z II połowy I w. n.e. wypadałoby wiedzieć, jaką bieliznę nosiły, jakie było obuwie, czy nosiły skarpety, czym przewiązywały włosy. I wreszcie, jakie były oczekiwania społeczeństwa wobec wyglądu kobiet. Na przykład, czy mogły odsłaniać poza domem swoje ciało, czy już pokazanie kostki u stopy było postrzegane jako przesada. 

– I gdzie odnajdujecie odpowiedzi?

– Śledzimy inne źródła niż tylko książki historyczne. Jest ikonografia w postaci fresków, mozaik, rzeźb. Wykopaliska, zachowane teksty, na przykład edykt Dioklecjana o regulacji cen, z którego dowiadujemy się, że ile kosztowało siodło, chleb czy kupon materiału. Cena chleba jest ponadczasową miarą porównawczą dla innych produktów. No i studia własne. Przykładem tego, jak głęboko można wchodzić w rekonstrukcję, są tzw. rzymskie zwisy, pterygesy, czyli takie męskie „spódniczki” z pasów. Do niedawna rekonstruowano je ze skóry. Ale kiedy przeanalizowaliśmy ileś tam rzeźb z przedstawieniami oficerów ubranych w pterygesy, to zauważyliśmy, że na tych paskach są wyryte wzory splotu tkaniny, w „diamenty” czy w „jodełkę”. Za potwierdzeniem naszych ustaleń przemawia też to, że skóra była materiałem tanim i raczej plebejskim, więc jeśli jesteś centurionem, to poszukasz czegoś bardziej efektownego i kosztownego. Szyku można zadać kolorem, tkaniną ufarbowaną drogimi barwnikami, na przykład purpurą pozyskiwaną z wydzieliny niektórych małży. Na końcu każdego paska jest frędzel. Ponadto zauważyliśmy na pterygesach wąskie paski, które uważamy za naszytą nić wełnianą. To skupianie się na szczegółach powoduje, że wykonanie rekonstrukcji jest bardzo pracochłonne. 

– Jednak Twoim głównym zajęciem jest szycie butów.

– Osób w stowarzyszeniu przybywało, a kolega, który robił sandały, zajął się karierą naukową. Nie mieliśmy obuwia i nie było komu tego robić. Jako koło naukowe dostaliśmy grant na pokaz warsztatu skórniczego. Kupiliśmy pierwszą partię skóry, zacząłem wczytywać się w ten temat. Metodą prób i błędów uczyłem się pracy ze skórą. Było w tym więcej entuzjazmu niż mądrości jakiejkolwiek. Obuwie miało dla Rzymian szczególne znaczenie, było wyróżnikiem grup społecznych, zamożności. Na podstawie wykopalisk wiemy, jakie buty nosiły kobiety, jakie aktorzy antycznych teatrów, jak się zmieniała moda. Ciekawe jest na przykład to, że ten sam model butów znaleziono na stanowiskach archeologicznych w Moguncji i w Qasr Ibrim pod Kairem i były używane w tym samym okresie, czyli moda wędrowała szybko po świecie. 

– W końcu zostałeś więc rzymskim rzemieślnikiem.

– Od 2005 roku robiłem buty dla siebie i znajomych. Były paskudne, niedopasowane do stopy, z za grubej skóry. To pierwsze doświadczenie spowodowało, że miałem więcej rozmyślań nad tym, jak to powinno być zrobione, żeby działało. Spotykałem ważnych dla mnie ludzi, m.in. Cezarego Wyszyńskiego, który pomagał mi w dotarciu do materiałów naukowych, książek. Zwiedzaliśmy muzea w Kopenhadze, w Ferrarze, Udzieliło mi się to, o czym mówił profesor Słapek, że jeżeli zajmujesz się czymś badawczo, to zaczynasz postrzegać rzeczywistość przez ten pryzmat. Patrząc na rzeźby w muzeach, zwracam uwagę na to, jak były wiązane buty, jaki miały kształt, podeszwę, czy buty męskie różniły się od damskich. W 2011 założyłem działalność Fabrica Cacti, której głównym celem miały być prezentacje, szkolenia, imprezy rekonstrukcyjne. Rzemiosło miało być jednym z aspektów działalności, po to, żeby móc samemu zrobić przedmioty do edukacji. Pozyskiwałem kontrakty na robienie imprez, a w międzyczasie robiłem buty, torby. Poznawałem rzemiosło, nawiązywałem kontakty z garbarniami, rzemieślnikami, klientami. I to tak sobie pełgało jak płomień świecy bez tlenu. 

– … i tak to sobie pełgało aż…?

…aż moja kochana dziewczyna zrobiła bardzo dobre zdjęcia butów i zamieściła je na Facebooku na profilu Fabrica Cacti i poszło! 

– Jak dużą masz konkurencję?

– Nie ma chyba rzemieślników w Polsce, którzy zajmowaliby się takim szerokim spektrum, choć konkurencja jest. Dywersyfikacja produkcji to był jeden z pomysłów na utrzymanie się, bo wydawało mi się, że jeśli jestem w stanie wykonać różne produkty, to warto prowadzić taką działalność. Jest to też wada, bo się rozpraszam i działam na wielu polach, kombinuję logistycznie, bo nie mam np. warsztatu obróbki drewna, współpracuję więc z kolegą spod Stalowej Woli, historykiem archiwistą notabene, i muszę te półprodukty wozić. Podobnie z tkaninami na tuniki czy warsztatem obróbki metalu. 

– Można wyżyć z antyku?

Hmm… można przetrwać, zależy jak rozumieć przeżycie. Da się wyżyć nie tyle z antyku, co z rzemiosła, rękodzieła. Ale takiego rękodzieła, na które potrafisz znaleźć kupców. Nasze ekwipunki, sprzęty lecą na drugą półkulę, na antypody. Nasza tarcza, pancerz, buty są w Meksyku, przygotowaliśmy pancerz na Tajwan, z zastrzeżeniem, że ma być ze stali nierdzewnej, bo w tamtejszym wilgotnym klimacie szybko by rdzewiał. Jest kilka naszych pancerzy w Australii, a najdalej wysyłaliśmy rzeczy do Nowej Zelandii – pancerz, subarmalis, pterygesy. Internet nas niesie, bo to jest szybki kontakt z klientem, Ograniczają nas tylko firmy przewozowe i ich wysokie ceny.

– I co dalej? Masz pomysł, klientów, know-how…

– Póki co trzymamy się tego, co umiemy robić dobrze, i to robimy, ale trzymając się ściśle kwestii szycia butów, naturalną drogą rozwoju byłoby uszycie współczesnych butów na wymiar. Chciałbym dojść do takiego poziomu wiedzy o tym fachu i umiejętności. A jest to trudne, bo nie ma od kogo się uczyć. Dzisiejszy szewc umie wszyć zamek, podkleić noski, wymienić fleki, ale nie umie uszyć butów. Zapisałem się do szkoły zawodowej w Radomiu, wzbudzając konsternację dyplomem ukończenia studiów wyższych. Ale tam uczyli pod kątem przemysłowej linii produkcyjnej, nie ręcznego szycia. Więcej nauczyłem się w zakładach obuwia ortopedycznego, gdzie szyto obuwie na kopytach, niestety zakład już nie istnieje. Pana Sławka, szewca stamtąd, chętnie bym zatrudnił u siebie. Ma tę wyjątkową wiedzę, którą obserwuje się tylko u rzemieślników z wieloletnim doświadczeniem. On szył buty przez 25 lat.

– Tymczasem przed nami największe zgrupowanie legionistów w Polsce.

– To będzie podsumowanie moich doświadczeń, a może i kamień milowy na tej drodze. Przygotowujemy spektakl rekonstrukcyjny „Bogowie Wojny”. To pierwsze tego typu widowisko w Polsce. Na Arenie Lublin. 20 września pokażemy spektakl, z telebimami, z efektami świetlnymi i muzyką na żywo, skomponowaną specjalnie na tę okazję. Utrzymany w konwencji „ku uciesze tłumów”, czyli igrzysk, tego niecodziennego czasu w Imperium Rzymskim, kiedy gawiedź świętowała rozpalona walkami gladiatorów, tych, których określano jako „uwielbianych i pogardzanych”. Odbędzie się też starcie legionistów z barbarzyńcami. A poza areną rozłożymy antyczną wioskę, w której będzie można bez obaw obejrzeć Greków, Kartagińczyków, legionistów mojego Legio XXI Rapax, bojowych Gotów oraz rzemieślników. Lublinianie mają niezwykłą okazję do odwiedzenia antycznej perfumerii, zapoznania się z modą rzymską czy spróbowania dawnej kuchni. Całością organizacji zajmuje się nasze Stowarzyszenie „Hellas et Roma”. 

– To wszystko są działania na zewnątrz. A ile z tego bierzesz do swojego stylu życia, myślenia o sobie i świecie?

– Antyk jest moją pasją, z tej pasji wyrósł mój warsztat pracy, ale wewnątrz i na zewnątrz jestem na wskroś współczesny. Noszenie pancerza nie buduje mojego męskiego ego. Nie chciałbym też żyć dwa tysiące lat temu, o co jestem często pytany. 

 

Zostaw komentarz