tekst Izabela Bogorodź
W 2014 roku po raz pierwszy w Polsce usłyszeliśmy o wirusie dziesiątkującym stada świń, roznoszonym przez dziki. Od tego czasu media informują o pojawieniu się kolejnych ognisk afrykańskiego pomoru świń, głównie na terenach województwa podlaskiego i lubelskiego. Na naszym rynku, mimo masowego mordu zwierząt, nie brakuje wieprzowiny, co oznacza, że pochodzi ona z importu. W takim razie kto korzysta na masowej eksterminacji zwierząt i czy na pewno chodzi tylko o zapobieganie rozprzestrzeniania się choroby?
ASF to wirus wywołujący w ciągu 4–9 dni od wniknięcia do organizmu gorączkę, niepowodującą spadku apetytu i aktywności, sinicę uszu, brzucha i boków, wybroczyny skórne, duszności, wypływ wydzieliny z nosa i worka spojówkowego, biegunkę, niedowład zadu, poronienia. Zwierzę umiera w ciągu kilku, kilkunastu dni. Pierwsze ognisko pojawiło się w 1921 roku w Kenii, w 1957 roku w Europie, w 1999 na Półwyspie Iberyjskim, w latach 1999–2007 występuje tylko w Afryce, w 2007 odnotowany zostaje w Gruzji, w latach 2007–2014 rozprzestrzenia się w Armenii, Azerbejdżanie oraz Federacji Rosyjskiej, odnotowywany jest na Białorusi, Litwie, Łotwie, Estonii i Ukrainie. W 2014 roku pojawia się w Polsce, a w 2017 w Czechach. Jaką drogą wirus przywędrował do Europy? Na to pytanie nie ma konkretnej odpowiedzi. W każdym z państw dotkniętych ASF sposobem na powstrzymanie wirusa była masowa zagłada zwierząt.
Czy bioasekuracja jest skuteczna?
Zgodnie z zasadami określonymi w Rozporządzeniu Ministra Rolnictwa i Rozwoju Wsi z dnia 9 lutego 2018 r. zmieniającym rozporządzenie w sprawie środków podejmowanych w związku z wystąpieniem afrykańskiego pomoru świń wdrażane są działania określające zasady bioasekuracji i postępowania w sytuacji wykrycia ogniska wirusa. W powiatach i gminach zbierają się zespoły zarządzania kryzysowego i ustalają ewentualne działania na wypadek wystąpienia na danym terenie choroby. Rolnicy zobowiązani są do przestrzegania restrykcyjnych zasad polegających m.in. na prowadzeniu rejestru środków transportu, zabezpieczeniu budynków chlewni przed dostępem zwierząt wolno żyjących oraz domowych, stosowania środków higieny, takich jak mycie i odkażanie rąk, oczyszczanie i odkażanie obuwia, używania odzieży, obuwia ochronnego przeznaczonego tylko do pracy w chlewni, wyłożenia mat dezynfekcyjnych, zabezpieczenia wybiegu dla świń podwójnym ogrodzeniem o wysokości co najmniej 1,5 m. Pomimo pełnej mobilizacji służb i rolników nowe ogniska wciąż wybuchają. Jak w takim razie dochodzi do zakażeń?
W ostatnim czasie chorobę wykryto w powiecie łukowskim, w Tarnowie w gminie Wierzbica oraz w miejscowości Malinówka w gminie Sawin. To wyrok śmierci dla zdrowych zwierząt zamkniętych w chlewniach, ponieważ w promieniu 3 km wybija się wszystkie stada.
Zaś w promieniu 7 km prowadzi się restrykcyjny monitoring. Ponadto decyzją administracyjną powiatowy lekarz weterynarii, na podstawie stwierdzonych w wyniku kontroli przez Inspekcję Weterynaryjną uchybień i nieprawidłowości w przestrzeganiu zasad bioasekuracji, może nakazać wybicie całego stada i zakazać chowu zwierząt. Nie trzeba więc zdiagnozować choroby czy mieszkać w promieniu 3 km od jej ogniska, wystarczy tylko, że inspektor uzna istnienie nieprawidłowości, by wymordowane zostało zdrowe stado, a rolnik pozbawiony źródła dochodu.
Latający dzik
Lubelszczyzna ma znakomite warunki do ekologicznych, tradycyjnych upraw i hodowli zwierząt. Użytki rolne stanowią ponad 70% powierzchni rolnej, co daje nam trzecie miejsce w kraju. To sprawia, że rolnictwo stanowi największy nasz potencjał i wokół niego koncentrują się działania zapewniające rozwój gospodarczy regionu. W strukturze globalnej produkcji zwierzęcej tzw. żywiec rzeźny stanowi 52,9%. Od 2005 roku, jak podaje GUS, w województwie lubelskim obserwujemy spadek pogłowia trzody chlewnej, aż o 56% w 2016 r. Spadek produkcji powoduje niska opłacalność wynikająca z rosnących kosztów. Hodowlą w ponad 90% zajmują się małe, rodzinne gospodarstwa, dla których stanowi ona główne źródło utrzymania. Jednak mięso i wyroby kupowane bezpośrednio u rolników wkrótce mogą pozostać już tylko wspomnieniem o archaicznych czasach, smakach i zwyczajach.
Jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii, w 2017 roku z powodu ASF życie straciło 8348 świń, chorych lub bezpośrednio sąsiadujących z chorymi. Trudno zweryfikować poprawność tych danych, jedno jest pewne, w wyniku ASF uśmierca się nie tylko zwierzęta, ale także nasze rodzinne gospodarstwa rolne. W sieci można znaleźć relacje świadków mówiące o zamrożonym dziku przetransportowanym helikopterem na teren województwa podlaskiego i zrzuconym przy drodze. Oczywiście osobnik ten był chory na ASF, tyle tylko, że ani w marcu roku 2017, ani 2018 aż tak dużych mrozów nie było. A zatem warto postawić pytanie, co się naprawdę dzieje i komu to służy? I czy odpowiednie instytucje zweryfikowały powyższe relacje?
Kanapka z wędliną
Mięso z zabitych świń zostaje zutylizowane, choć nie stanowi zagrożenia zdrowia ludzi, co potwierdził dr Jakubowski, kierownik Zakładu Chorób Zakaźnych w Szkole Głównej Gospodarstwa Wiejskiego, w 2014. Nie trafia jednak do naszych sklepów, ponieważ, jak podaje główny lekarz weterynarii na swojej oficjalnej stronie www, istnieje ryzyko, że świnia w gospodarstwie zarazi się po zjedzeniu kanapki z wędliną z zarażonego zwierzęcia albo wolno żyjący dzik poczęstuje się kanapką pozostawioną w lesie.
Minister Krzysztof Jurgiel w ramach „dobrej zmiany” proponuje w porozumieniu z Komisją Europejską wygaszenie produkcji trzody chlewnej w małych gospodarstwach rodzinnych na dwa lata. Na pomoc rolnikom Komisja Europejska przeznaczy 9,3 miliona euro z funduszy UE. Decyzja dotyczy stad żyjących na terenach o wysokim poziomie ryzyka, których liczebność nie przekracza 50 sztuk świń lub prosiąt. Komisja w rozporządzeniu określiła stawkę 33 euro za prosię do 20 kg oraz 52 euro za świnię. Objęte „pomocą” zostanie 10 tys. prosiąt oraz 171 654 świń. Ponadto, w projekcie polskiego rozporządzenia, stawka zostanie zwiększona: w przypadku prosiąt do kwoty 190 zł, zaś świń do 300 zł. Kwoty te mają zrekompensować poniesione straty. Czym w takim razie zajmą się rolnicy, którzy „wygaszą” produkcję? Za co spłacą kredyty, które zaciągnęli na rozwój swoich hodowli? A przede wszystkim, co my – konsumenci – będziemy jeść?
Rolnictwo a bezpieczeństwo narodowe
Zaopatrzenie w żywność jest jednym z istotnych elementów bezpieczeństwa państwa i jego narodu. A uderzenie w poszczególne sektory produkcji rolnej jest uderzeniem zarówno w gospodarkę, jak i bezpieczeństwo.
Polski rząd w ramach walki z ASF za ok. 150 milionów zł chce wybudować 700 km muru wzdłuż wschodniej granicy, by uniemożliwić dzikom przedostawanie się na nasze terytorium. I zastanawia tylko wysokość muru, skoro białoruskie dziki posiadły zdolność latania. „Operacja ASF” to kolejny element działań destabilizujących Polskę, niszczących jeden z najważniejszych sektorów strategicznych, a w skali naszego regionu niszczących gospodarkę Lubelszczyzny i jej przyszłość. Na „wygaszeniu” naszej hodowli skorzystają rolnicy z Niemiec, Belgii i Danii. Bo to z tych krajów najwięcej importujemy wieprzowiny. W 2017 roku wzrósł on o 15% w stosunku do roku poprzedniego. Eksport natomiast jest dwa razy mniejszy w stosunku do importu. W rolniczej prasie branżowej postawiono nawet tezę o zaprzestaniu eksportowania przez Polskę wieprzowiny. Rynek nie znosi próżni, a do Polski już wjeżdżają w wielkich samochodach-chłodniach niemieckie, belgijskie, duńskie półtusze wieprzowe. Pojawiły się informacje, że mięso pochodzi z zapasów, których po 7 latach należy się pozbyć. Trudno jest zweryfikować ich prawdziwość, bo nie mamy wglądu do dokumentacji, ale jeśli są zgodne ze stanem faktycznym, to znaczy, że nasz kraj jest głównym śmietniskiem Europy, a nasze rodzinne gospodarstwa rolne skazano na eksterminację.