fbpx

Złap je wszystkie!

4 października 2016
Comments off
1 420 Views

img_0779– Chodź, Piotrek, pokażemy mu, gdzie można złapać dużo pokemonów – rzuca mój znajomy Grzegorz, który grę zainstalował sobie chwilę po światowej premierze, 6 lipca. Rzuca do Piotra, który też się wciągnął i w czasie kilku dni od początkującego gracza doszedł do 16 poziomu. I oczywiście mówi o grze Pokemon Go, czyli światowym fenomenie, na punkcie którego ludzkość oszalała i masowo łapie pokemony.

Od początku

Równo 20 lat temu firma produkująca gry na konsole Game Boy – Nintendo – stworzyła grę, w której gracze wcielali się w postać Asha – chłopca marzącego o tytule mistrza Pokemon – przemierzającego świat w poszukiwaniu kieszonkowych stworków (nazwa Pokemon jest latynizacją japońskiej nazwy „kieszonkowe potwory”). Gra okazała się drugą najbardziej dochodową dla firmy Nintendo w całej jej historii. Od 1996 roku, czyli premiery gry, sprzedano ponad 200 milionów egzemplarzy. Tak dochodową i popularną zabawę przeniesiono też na ekrany kin oraz stworzono serial anime liczący ponad 800 odcinków. Ale że ówcześni miłośnicy gry dorośli, o pokemonach zrobiło się cicho. Aż do 6 lipca 2016 roku, kiedy ta sama firma przeniosła wirtualny świat kieszonkowych potworków na ekrany smartphone’ów.

Gra wykorzystuje technologię rozszerzonej rzeczywistości (augmented reality). Czyli w realia naszego otoczenia wplata rzeczywistość wirtualną. A to za pomocą technologii geolokalizacji i dostępu do aparatu w naszym telefonie. Przy poruszaniu się po mieście, nasze położenie na mapę wirtualnego świata, który jest kompatybilny z rzeczywistym, nanosi GPS. Dzięki temu, przemierzając ulice, w różnych miejscach odkrywamy pokemony. W momencie łapania stworzonka jego animacja jest nanoszona na obraz rzeczywisty z naszej kamery. W tak sprytny sposób, że pokemony czasami siadają na samochodach, przykucają pod drzewem lub na schodach.

img_0684Dokładna liczba graczy nie jest znana, ale wiadomo, że aplikacja bije wszelkie rekordy pobrań. W ciągu niespełna dwóch miesięcy od pojawienia się w sieci popularnością przebiła już aplikację randkową Tinder i goni budującego swoją pozycję od dekady Twittera. Fenomen ten dr Radosław Bomba z Centrum Badań Gier Video UMCS tłumaczy wykorzystaniem AR. – Ściana oddzielająca dwa światy, wirtualny i rzeczywisty, zaczęła pękać już jakiś czas temu, bo Pokemony nie są pierwszą grą wykorzystującą tę technologię, ale z pewnością rozwinęła możliwości AR zdecydowanie najbardziej. Nigdy żadna gra nie wykorzystała technologii w sposób tak kreatywny – tłumaczy. Jednocześnie uspokaja, że zjawisko nagłej mody na gry jest znane badaczom. – Kultura popularna jest tak skonstruowana, że dąży do tego, aby co pewien czas generować tego typu boom. W świecie gier podobnasytuacja zdarzyła się w momencie wypuszczenia na rynek Pac-Mana, popularnej gierki lat 80. Naukowcy nazwali to nawet Pac-Man Fever (ang. gorączka Pac-Mana), bo motywy z gry pojawiały się dosłownie wszędzie, a ta biła rekordy popularności – dodaje dr Bomba. Do tego stopnia, że jeden z amerykańskich zespołów nagrał album zatytułowany „Pac-Man”, a żółta główka Pac-Mana znalazła się na okładce magazynu „The Times”. Jest między tymi dwiema produkcjami pewna analogia. W ostatnim czasie w sieci pojawiło się nagranie z koncertu grupy Metallica, na którym zespół wykonał rockową wersję czołówki z serialu Pokemon.

Są też subtelne różnice. Nigdy wcześniej w historii amerykańskiego rynku konkretna gra nie zdobyła tak ogromnej popularności w tak krótkim czasie. Mimo to, po niespełna czterech miesiącach od wypuszczenia aplikacji na rynek, jej popularność zaczyna spadać. Według statystyk liczba użytkowników gry jest coraz niższa. Może to oznaczać, że początkowy szał na zabawę minął, a w grze zostali tylko najwierniejsi fani.

Niezależnie od wieku i statusu

20160922-1807-jb-2Piotr i Grzegorz mają po 25 lat. Pierwszy pracuje w branży finansowej. Na co dzień elegancki, w garniturze i z poważną miną spotyka się ze swoimi klientami. Drugi zajmuje się marketingiem i mediami społecznościowymi, kończy studia prawnicze. Wieczorami spotykają się i rozmawiają na temat pokemonów, a nawet wspólnie przemierzają miasto, aby złapać jak najwięcej stworków. Panowie zgodnie stwierdzają, że w Lublinie poza Ogrodem Saskim najlepszym miejscem, żeby zacząć przygodę z grą, jest plac Marii Skłodowskiej-Curie. Tam też się udajemy. Los zrządził, że na nasze spotkanie Piotr przyjechał samochodem. Z placu Zamkowego do miasteczka akademickiego jest około 3,5 kilometra, czyli według GPS – 8 minut. Piotr w trakcie jazdy gra. Mimo że po każdorazowym włączeniu aplikacji pojawia się wyraźny komunikat, aby nie grać, jadąc samochodem. Jednak chęć złapania pokemona jest silniejsza. Jedziemy więc dość chaotycznie. Hamowanie, gaz, skręt w uliczkę, która poprowadzi nas okrężną drogą, ale za to po drodze łapiemy stworka. – Jest! mam go! – krzyczy ucieszony kierowca i wciąż patrząc w ekran telefonu, skręca w Krakowskie Przedmieście. Na szczęście na miejsce docieramy bezpiecznie. – Zobacz, ta różowa mgiełka przy pokestopach, o tu – mówi Grzesiek i wskazuje palcem punkt na mapie wyświetlonej na ekranie mojego telefonu – to znaczy, że pokestop został zalurowany, czyli działa tu specjalne kadzidełko przyciągające pokemony – wyjaśnia. Przystępujemy do polowania. Jeden, drugi, trzeci. Stworków jest tu całe mnóstwo, tak samo jak graczy, czyli tzw. trenerów. Niektórzy siedzą na ławkach, inni u podnóża pomnika. Nie przeszkadza im palące słońce i upał. Większość osób ma podłączony do telefonu powerbank, który zasila urządzenie i chroni przed rozładowaniem. Wszyscy wpatrzeni w malutkie ekraniki smartphone’ów. Podchodzę do trzech nastoletnich chłopaków, wyjaśniam, że piszę reportaż o grze. Na kilka chwil podnoszą wzrok znad wyświetlacza, ale zanim dostanę werbalne przyzwolenie na przyłączenie się do nich, następuje wymiana zdań: – Haunter wyleciał. O. Ile ma CP? – Nie wiem, nie mogę w niego wejść, bo mi pokestop zasłania.

img_0671Od Igora, Michała i Jaśka dowiaduję się, że CP, czyli skrót od angielskiego wyrażenia Combat Points, to miara umiejętności bojowych pokemona. Im cyfra jest wyższa, tym większa wartość stworka. Z kolei pokestop to miejsce, gdzie można zasilić swój „bag”, czyli plecak, pokeballami, kadzidełkami, odtrutkami do leczenia rannych w walce pokemonów, a nawet jajami, z których po przejściu odpowiedniego dystansu wykluwa się pokemon. Chłopaki są w wieku 14 i 15 lat. Właśnie się poznali. Igor przyjechał do Lublina z Kraśnika na zakupy. Na miejscu postanowił sprawdzić, jak mają się tutejsze pokemony. Trafił pod pomnik Skłodowskiej, gdzie spotkał Michała i Jaśka. Panowie przez miesiąc dotarli do 23 levelu, co jest imponującym wynikiem w świecie trenerów. Chwilę rozmawiamy. – Jestem zawodowym wykluwaczem – chwali się Igor. Na co dzień gra w siatkówkę, więc jogging jest formą jego treningu. Każdego ranka przebiega kilkanaście kilometrów. A po każdym drugim, piątym lub dziesiątym kilometrze z jaj, które zebrał wcześniej, wykluwają się pokemony. Tak trafił m.in. na Hitmon Lee, czyli pokemona dedykowanego Bruce’owi Lee. – Kingler mi się zrespił – wtrąca nagle Jasiek – Super, akurat chciałem go złapać – komentuje Michał. – O, jeszcze Crabby obok – dorzuca Michał. Jasiek kwituje to krótkim: „Spotkanie rodzinne”, bo wspomniane pokemony to kolejne etapy ewolucji tego samego stworka. Chłopaki zgodnie twierdzą, że gra urozmaica spacery lub w przypadku Igora poranny trening. Zdarza się nawet, że ze względu na pokemony chłopak zmienia trasę biegu.

Pokemon za przewodnika

img_0668Swoją krótką przygodę z grą wspomina też Paweł Typiak (32 lata), właściciel baru dla graczy PadBar oraz miłośnik i znawca gier. Będąc w Gdańsku ze swoją rodziną, tuż po światowej premierze gry, wybrali się do Parku Oliwskiego. I mimo że nie jest z Gdańska, to Paweł swobodnie oprowadzał ich po parku. Wiedział którędy chce iść, który zabytek zobaczyć, a nawet potrafił powiedzieć kilka słów na jego temat. Wszystkiego dowiedział się z Pokemon Go, gdyż wspomniane wcześniej pokestopy znajdujące się w charakterystycznych dla danego obszaru miejscach swoje nazwy zawdzięczają właśnie im. A do zdjęcia pomnika czy budynku, który w świecie wirtualnym jest pokestopem, dołączona jest krótka notka informacyjna.

W Lublinie pokestopy znajdują się m.in. na lubelskim Zamku, przy różnych pomnikach i zabytkowych budynkach. To niewątpliwie jeden z plusów gry, co podkreśla również dr Radosław Bomba. Choć zauważa też, że nie wszyscy są tak pozytywnie nastawieni do aplikacji. – W tym przypadku, jak i każdym innym, gdzie do popkultury nagle wdziera się nowy element, zyskując dużą popularność, mamy do czynienia z tzw. moralną paniką. Polega na społecznym zanegowaniu i odrzuceniu czegoś bardzo popularnego, co wpływa na nasze życie codzienne. Psychologowie biją na alarm, rodzice martwią się o swoje dzieci, ale myślę, że całkowicie niepotrzebnie, bo Pokemony mają dużo pozytywnych stron. Wystarczy wspomnieć, że ludzie zaczęli się więcej ruszać i poznawać okolice – stwierdza. Podobnego zdania są Ilona (27 lat) i Konrad (25 lat), którzy od ośmiu lat są parą. W Pokemony bawią się od około miesiąca. A że pochodzą z okolic Biłgoraja i do Lublina przyjeżdżają na studia, bardzo chwalą sobie dwie rzeczy w grze – można aktywnie spędzić czas spacerując, a przy okazji poznać okolice. Konrad tłumaczy, że wszystko przez sentyment, bo w dzieciństwie uwielbiali tę grę. Opowiadają też, że spotkali dzisiaj gracza, który chciał sprzedać im konto z 30 levelem.

Pokemony w służbie marketingu

20160922-1754-jb-2Ilona i Konrad kupnem konta nie byli zainteresowani. Ale na portalach aukcyjnych jest dużo takich ofert. Ceny wahają się od kilkudziesięciu do kilkuset złotych. Wszystko zależy od poziomu, który jest już osiągnięty, i od ilości i jakości pokemonów, jakie się dostaje razem z kontem. To z 30 levelem i 200 pokemonami na wysokim poziomie kosztuje około 200 złotych.

Nie tylko gracze widzą potencjał komercyjny aplikacji. Również restauratorzy i właściciele pubów i klubów wykorzystują grę do celów promocyjnych i marketingowych. O potencjale świadczy ilość użytkowników, których na całym świecie jest już blisko 30 milionów. Facebookowa grupa Pokemon Go ma prawie dwa miliony członków. Z kolei bardziej regionalna – Pokemon Go Lublin – trzy tysiące.

W pubie dla graczy, PadBarze w Lublinie, właściciele kibicują graczom i oferują im różnego typu promocje. – Chcemy przyciągać osoby, które grają w Pokemon Go. Dlatego dla członków poszczególnych drużyn mamy promocję szotów w kolorze ich drużyny (po osiągnięciu odpowiedniego poziomu gracz proszony jest o wybranie, do jakiej drużyny chce dołączyć: żółtej, czerwonej czy niebieskiej). Uważamy, że Pokemon Go to świetna sprawa i nie ma w tym absolutnie nic złego, że się zbiera wirtualne stworki, chodząc po mieście. U nas gracze zawsze mogą podładować sobie telefon i odpocząć – przekonuje Paweł Typiak. Do akcji włączył się także lubelski Most Kultury, który blisko miesiąc temu obwieścił na Facebooku, że każdy grający w Pokemon Go za darmo naładuje u nich baterię swojego telefonu. Zapowiadali też zorganizowanie spotkania społeczności trenerów w Lublinie.

To tylko jedna z wielu opcji na delikatny pokemonowy marketing. Firma Niantic dała przedsiębiorcom możliwość wnioskowania o pokestopy w swoich lokalach. A to oczywiście ma zwabiać klientów. Tak samo jak lurowanie tychże. A twórcy już pracują nad kolejnymi propozycjami dla przedsiębiorców, takimi jak miejsca sponsorowane. Za zamieszczenie takiego na pokemonowej mapie właściciele biznesów mają płacić za każdego zwabionego klienta. Co ciekawe, nawet instytucje rozwoju personalnego wykorzystują stworki do promowania się. W sierpniu warszawska Akademia Finansów i Biznesu Vistula zorganizowała pierwsze na świecie mistrzostwa w łapaniu pokemonów. Zwycięzca otrzymywał finansowanie jednego roku studiów, a o Vistuli usłyszała nie tylko Polska, ale wiele europejskich krajów.

Bezpieczeństwo przede wszystkim

img_0645Gdy jednak zdrowy rozsądek idzie w odstawkę, a górę bierze chęć osiągnięcia jak najwyższego levelu w grze, może dojść do wypadku, a nawet tragedii. Na Lubelszczyźnie jak dotąd doszło do jednego poważniejszego incydentu związanego z grą. Robert Żmuda, 53-letni fan Pokemon Go, wybrał się w ostatni piątek lipca z przyjacielem na poszukiwanie stworków. A że było to późnym wieczorem i panowie zapędzili się w okolice osiedla Botanik, niedaleko byłego wojskowego poligonu, zostali dotkliwie pobici przez dwójkę napastników. Pan Robert do szpitala trafił z połamanymi żebrami, złamaną nogą, uszkodzonym kręgosłupem i czaszką. Poza tym przypadkiem policjanci z Komendy Wojewódzkiej Policji nie stwierdzili żadnych innych wypadków związanych z aplikacją. Przynajmniej na Lubelszczyźnie. – Na szczęście nie odnotowaliśmy żadnych innych historii tego typu. Na drogach na Lubelszczyźnie też nie wydarzyło się nic niebezpiecznego związanego z Pokemonami – podsumowuje Andrzej Fijołek, rzecznik prasowy KWP. Przypomina również: – Przestrzegamy przed graniem w Pokemony w trakcie jazdy samochodem. Pamiętajmy o naszym bezpieczeństwie. Bo w świecie wirtualnym kontuzje nie bolą. W przeciwieństwie do prawdziwego życia. A nawet najlepszy pokemon uzdrawiający nie zadziała na rzeczywiste obrażenia.

Tekst Jacek Słowik

Foto Jakub Borkowski

Comments are closed.