O przemijaniu, o tym, co dobrego mogą dać nam geny, o dobrych stronach głodowania, o tym, że warto dbać o swój mózg oraz o pozytywnych stronach dojrzałego życia kobiety – z gastroenterologiem dr Ewą Przedpełską-Komą rozmawia Grażyna Stankiewicz, foto Marek Podsiadło
– Twój tata miał 101 lat, mama 92. W waszej rodzinie starsze pokolenia też dożywały tak sędziwego wieku. Ta długowieczność to rzeczywiście kwestia genów czy też stylu życia?
–Geny to 60%, resztę my modyfikujemy sposobem życia. W przypadku moich rodziców wpływ na to miały: skromne materialnie życie, intensywne intelektualnie i okresy głodu, które tę długowieczność gwarantują. Rodzice mieli też zasadę, że nigdy nie dojadali. Wpływ na to na pewno też miał fakt, że w czasach ich młodości nie było takiej chemizacji jak teraz. Ewolucja naszego organizmu nie nadąża za tymi zmianami.
– Zauważyłaś u swoich rodziców, że zaczynają się oddalać od życia?
–Właściwie to nie, bo do końca byli zainteresowani tym, co dzieje się na świecie. Kiedy mój tato miał 90 lat, to marzył, żeby Polska wstąpiła do Unii Europejskiej, co zresztą dokonało się za jego życia. Rodzice nie żyli tylko swoimi problemami, nawet rzadko rozmawiali o swoich dolegliwościach zdrowotnych. Byli zaangażowani w to, co się dzieje dookoła. Mama była nauczycielką z powołania. Była polonistką, ale cały czas pokazywała swoim uczniom, jak ważna jest znajomość historii swojego kraju. Z kolei tata Jan Kurpowicz był nauczycielem akademickim i uczonym. Swojego czasu jego badania nad karotenami były bardzo nowatorskie. Więc po moich rodzicach widać, że człowiek jest przede wszystkim całością psychofizyczną, jego intelekt i jego ciało muszą nieustannie sprawnie pracować.
– W życiu starych ludzi przychodzi taki moment, że pamiętają bardziej zdarzenia sprzed kilkudziesięciu lat, niż sprzed kilku dni. To kwestia tego, co jest dla nich bardziej ważne?
–To jest objaw defektu wpisu do pamięci krótkotrwałej nowych zdarzeń, co jest konsekwencją wielorakich zaburzeń w późniejszych wieku. Dlatego całe życie musimy dbać o swój mózg. I to od wczesnej młodości. Zdrowe odżywianie, bezwzględnie ruch, niekoniecznie wyczynowy, tylko rekreacyjny, taki, który daje przyjemność i relaks. No i unikanie tego, co mózgowi szkodzi – narkotyków, dopalaczy, nadmiaru alkoholu i nikotyny. Cechą ludzi młodych jest odkładanie myślenia o kondycji swojego mózgu na potem, podczas gdy nad jego sprawnością należy zacząć myśleć od chwili, kiedy wchodzi się w dorosłe życie.
– Z racji zawodu jesteś bardziej świadoma tych procesów. Jakie są punkty zwrotne w naszym życiu, które są dowodem naszego przemijania?
–U kobiet jest to przede wszystkim klimakterium, to przełom, który wyłącza kobiety z aktywności reprodukcyjnej, ale z kolei daje coś innego. Dla mnie taką busolą w rozstrzyganiu tego problemu jest książka prof. Józefa Marii Bocheńskiego „Sto zabobonów”, w której mówi m.in. o etapach życia kobiety i różnych rolach życiowych – przed klimakterium i po. Według oceny Bocheńskiego, który był zakonnikiem, kapelanem wojskowym, ale przede wszystkim logikiem, społeczeństwa, które zmuszają młode kobiety do stałej pracy zarobkowej poza domem, a nie do opieki i wychowywania dzieci, są skazane na zagładę. Natomiast sytuacja matrony, czyli kobiety po klimakterium, jest zupełnie inna, staje się nadczłowiekiem. Nabywa wiele cech męskich, no i jest uwolniona od obowiązków związanych z macierzyństwem i koniecznością poświęcania się dzieciom. Wydaje się, że odróżnienie zadań młodej i starszej kobiety jest warunkiem przezwyciężenia tych zabobonów. Dla kobiet, dla których przemijanie i utrata atrakcyjności seksualnej po klimakterium jest problemem, tak jak to ma miejsce w obecnym odbiorze społecznym, jest pocieszeniem, że kobieta może w końcu żyć tak jak chce.
– Są różne punkty widzenia, są i takie, które dowodzą, że kobieta po 40 roku życia staje się „przeźroczysta” dla mężczyzn. Z drugiej strony kampanie społeczne zmieniają świadomość społeczną w postrzeganiu pozycji kobiet dojrzałych.
–Nie ma reguł na to. Można być przeźroczystą, ale można też budzić ogromne zainteresowanie mężczyzn i to młodszych o 20–30 lat. To zależy od tego, jak się czujemy. Jeśli czujemy się atrakcyjnie, to tak jesteśmy odbierane przez otoczenie. Kobieta powinna żyć według swojego wewnętrznego zegara biologicznego, choć najbardziej fizjologiczny jest harmonogram: w wieku 20–30 lat zdobywam kwalifikacje, jestem kochanką, potem staję się matką. To wynika z naszej natury. Ale, uwaga, kiedy dzieci osiągną dojrzałość, stańmy się ich przyjaciółkami, wspierającymi w ważnych momentach życia i nie przeszkadzajmy im w samodzielności. Zajmijmy się sobą.
– U mężczyzn do pewnego momentu jest trochę inaczej, jakby w drugim kierunku. Niektórzy czym są starsi, tym stają się bardziej atrakcyjni. Częściej dokonują zmian partnerek, sprawdzają się w nowej roli i na nowych polach swojej aktywności. Ale ich też dopada punkt zwrotny.
–Nie będę się mądrzyła na temat mężczyzn. W swoim przekonaniu są doskonali i nadają się do wszystkiego w wieku od 5 do 105 lat. (śmiech)
– Amerykańska lekarz Joan Borysenko specjalizująca się w medycynie integracyjnej i związkach umysłu i ciała podzieliła życie kobiety na wielokrotność siedmiu lat. Według niej osoby od 49 roku życia powinny „spijać śmietankę”. I tak często bywa w społecznościach zachodnich. W Polsce są traktowane jak osoby gorszego sortu, ale też często same się tak traktują. Portret dojrzałej Polki, ale też dojrzałej wiekowo kobiety, nie przedstawia się zbyt optymistycznie.
–Cywilizacja zachodnia, w tym przypadku amerykańska, wyrosła z dużego niedoboru kobiet, w związku z czym ich pozycja w USA jest zupełnie inna niż w Polsce. Jest partnerem. A jej wkład w życie rodziny, poza okresem kiedy są dzieci, nie jest nieustającym obowiązkiem. Żyje własnym życiem, a nie tylko powinnością wobec rodziny. Możemy się pocieszyć, że nie urodziłyśmy się poza naszą wschodnią granicą, gdzie kobiety od stuleci są zredukowane do prokreacji i prowadzenia domów. Polki wywodzą się z tradycji ziemiańskiej. Mimo wszystko poprzez posag, jaki wnosiły do małżeństwa, były niezależnymi partnerkami. Jednak patrząc na powojenne pokolenia, to całościowo, jak powiedział prof. Zbigniew Mikołejko, wyrośliśmy z cywilizacji postfolwarcznej, gdzie kobieta miała obowiązek urodzić, a w międzyczasie dokończyć żniwa. To bierze się z tej wiejskiej mentalności. Modele cywilizacyjne zmieniają się powoli, na to są potrzebne pokolenia, ale obecnie nabrało to przyspieszenia.
– Jak przezwyciężać stereotypy?
–Kierujmy się mądrością. Mniej inteligencją, a więcej właśnie mądrością. Jest takie powiedzenie, że inteligentny człowiek wyplącze się z takiej sytuacji, w jaką człowiek mądry nigdy by się nie wpakował. Jedno to inteligencja, czyli zdolność przyswajania wiedzy, wnioskowania itd., a drugie to mądrość życiowa. W amerykańskim filmie dokumentalnym „Zachować piękno” poświęconym starzeniu się, 64-letnia aktorka Isabella Rossellini mówi o przywróceniu godności starym ludziom, szacunku dla poprzedniego pokolenia i doświadczenia życiowego. Mądry człowiek zawsze korzysta w ważnych sprawach z doświadczenia starszych od siebie. Głupi to odrzuca, sam wszystko wie najlepiej. Chińczycy mawiają, że jeśli nie masz w domu staruszka, to go sobie kup. Czyli stary człowiek nie jest obciążeniem, tylko źródłem cennej wiedzy dla młodszych, którzy nie wyczytają tego w książkach ani nie znajdą w Internecie.
– Pierwsze objawy przemijania często są dla nas zaskakujące, trudne. Na co zwrócić uwagę?
–Miernikiem, który o tym przypomina z pewnością, jest rynek pracy, przestajemy być atrakcyjnymi dla pracodawcy. Coraz trudniej jest nam też przyswajać nową wiedzę, uczyć się języków obcych. Z innej strony nie jesteśmy w stanie akceptować innych systemów wartości, przez co zamykamy się na swoje jedynie słuszne idee. Zdarzają się też sytuacje, że spotyka nas brutalne odrzucenie. Dla otoczenia jesteśmy coraz starsi, coraz mniej interesujący.
– A znaki, objawy, które skradają się do naszego życia małymi krokami?
–Kolejna zmarszczka, bezsenne noce, problemy z kręgosłupem i z pamięcią, plamy na skórze, postępująca siwizna, braki w uzębieniu to naturalne oznaki zużycia naszego organizmu. Jednak dzisiejsza medycyna przeciwstarzeniowa może je znacznie złagodzić i opóźnić ich postęp.
– Co w takim razie jest sprzymierzeńcem ludzi dojrzałych?
–Paradoksalnie czas. W końcu jest możliwość na uporządkowanie spraw domowych, porobienia sobie badań w ramach różnych akcji profilaktycznych, uregulowanie spraw prawnych, a przede wszystkim rozwijanie swoich zainteresowań, podróżowanie, spotkania z przyjaciółmi. Po drugie sen – chwila wytchnienia też dla mózgu. Niezależnie od tego, jaka dawka nas satysfakcjonuje, jest to znakomity środek regenerujący. No i kwestia odżywiania się. Jedzmy to, co rośnie w zasięgu 30 km od domu – suszone, mrożone albo świeże. Owoce i warzywa egzotyczne jedzmy raz na jakiś czas, dla smaku. No i nie przejadajmy się. Poznajmy swoje zapotrzebowanie kaloryczne. Wiadomo, że jeśli pracuję więcej, to mogę sobie na więcej pozwolić. No i doskonałą sprawą jest jeden dzień postu, tak jak kiedyś było z piątkami. Nie o samej wodzie, ale o chlebie i wodzie. Taka higiena organizmu pozwala nam dobrze się regenerować. Jeśli białko zwierzęce, to w niewielkich ilościach. Jeśli już, to ryby, co nie znaczy, że nie można raz na kilka miesięcy zjeść golonki czy tortu. Cztery razy dziennie warzywa, raz dziennie owoce. Ot, księga mądrości świata tego. Nie do przecenienia jest częsty kontakt z przyrodą i ulubiona dziedzina sztuki.
– Jesteś kobietą w kwiecie wieku i w dobrej kondycji. Ale co z ludźmi, którym cierpienie odbiera radość czerpania z życia garściami?
–Pomoc lekarska jest niezbędna, ale też najlepszym lekarstwem dla człowieka jest drugi człowiek, również kontakt z dziećmi. Sama mam dwóch wnuków 2 i 7 lat i uważam ich za znakomitych przewodników po moim dojrzałym życiu. Niezależnie od okoliczności, których doświadczam, ciągle jestem głodna świata.
Codziennie rano robię listę przyjemności i obowiązków. I nie położę się spać, dopóki przyjemności są niespełnione. Z obowiązkami bywa różnie.
- Osoby dojrzałe mają doświadczenie, czas dla siebie, są wolne. I co z tego, skoro oczy nie te, podbródek jest coraz bardziej luźny, trudno się wyprostować, a na każdym kroku żal za latami, które nie wrócą. Tęsknimy nie za swoim mózgiem, ale ciałem. Więc gdzie jest ta radość?
- Według mądrości Józefa Bocheńskiego, a patrzę na siebie oczami przyrodnika, takie są prawa przyrody. I patrzę na swoje rówieśnice i dziękuję za to co jest – swoją sprawność, apetyt na życie. Obecnie mam świadomość, że starość to kwestia wyboru. Można siedzieć przed telewizorem i się z nim kłócić albo obejrzeć inspirujące zdjęcia modelek 82-letniej Heleny Norowicz lub 85-letniej Carmen Dell’Orefice. Warto skorzystać z ich doświadczenia i zastosować je w swoim życiu.
- A zazdrość o młodość? Są kobiety, które odwracają się za inną kobietą na ulicy, patrząc na nią z podziwem. Ale wiele z nas nie lubi młodszych od siebie. Tymczasem w wielu aspektach z młodością się nie wygra.
– Na pewno nie. Ale ja nigdy nie chciałabym być znowu młoda. Przeżywać ponownie rozterki młodości i brak poczucia tożsamości, ciężkie studia medyczne, nieustanne poczucie obowiązku, że ciągle coś muszę. Teraz już nic nie muszę, a czasami mogę. To właśnie jest atutem dojrzałości. Nauczyłam się patrzeć na inne kobiety jak na swoje siostry, a na dużo młodsze jak na córki. Taka postawa daje poczucie empatii, co zawsze owocuje pozytywnymi reakcjami zwrotnymi. Kurczowe trzymanie się wizerunku własnej młodości daje paradoksalny efekt. Ważne jest tu i teraz, i niezbyt daleko naprzód.
– Na te wszystkie sytuacje można się zaprogramować, ale co z lękiem, którego wcześniej nie doświadczaliśmy. O to, czy się obudzimy rano, o to, że podczas jazdy samochodem możemy dostać udaru. O sprawy ostateczne.
–Odchodzenie jest wpisane w naszą kondycję ludzką. Pomagają w tym rożne szkoły filozoficzne i religie. A także rozmowy z bliskim człowiekiem. Moja babcia, kiedy miała 86 lat, a całe życie była bardzo aktywną kobietą zawodowo i społecznie, co w jej czasach było rzadkością, powiedziała mi, że czeka na śmierć, bo jest bardzo zmęczona życiem – „już chcę odpocząć”.
– Czy można oswoić myśl o śmierci, znaleźć w tym radość? Spokój?
–Do odejścia przygotowują nas coroczne obchody Święta Zmarłych – ciepłe uczucia do bliskich, którzy odeszli i wspomnienia o nich. I to, za co jesteśmy im wdzięczni czyni z nas świadome ogniwo w łańcuchu pokoleń. Akceptujemy taki porządek rzeczy.
– A szpilki? I to te dwunastocentymetrowe?
–Chodzenie w szpilkach to stan ducha. Sama już nie chodzę przez cały dzień, czasami wracam z nimi w torebce do domu. Ale są. I zamierzam chodzić na obcasach do końca swojego życia. Jak powiedziała 85-letnia ciągle chodząca po wybiegach modelka Carmen Dell’Orefice – jeśli odejdę, to tylko w szpilkach.
Ewa Przedpełska-Koma, rocznik 1946. Maturę zdała w Toruniu, studia medyczne ukończyła w Lublinie. Miłośniczka wszelkich form aktywności fizycznej, podróżowania, gry w brydża, chodzenia do filharmonii i nieustannie znajdowanego bogactwa w literaturze pięknej, zwłaszcza w poezji Wisławy Szymborskiej. Specjalizuje się w gastroenterologii, medycynie pracy i medycynie przeciwstarzeniowej. Mieszka w Puławach.