tekst Marta Mazurek
foto Aleksander Stanek
Nowa Zelandia to najbardziej oddalony od Polski kraj. W linii prostej odległość wynosi prawie 18 tysięcy km. Ale można ją pokonać nawet w 30 godzin, zaczynając podróż już na lotnisku w Lublinie. Zdecydowanie najbliżej do Nowej Zelandii mają Australijczycy, choć od sąsiadów dzieli ich 1600 km. Antypody zapraszają.
Powierzchnia Nowej Zelandii jest o 15% mniejsza od terytorium Polski i tworzy ją kilkaset wysp, otoczonych wodami południowego Pacyfiku. Te dwie największe to Wyspa Południowa i Wyspa Północna, na której znajdują się najważniejsze aglomeracje miejskie, jak Auckland, Hamilton i stolica państwa – Wellington. Nowa Zelandia to kraj wszelkiej różnorodności. Według legendy powstał z budulca, który pozostał Bogu po stworzeniu świata. Stąd na wyspach znajdują się zarówno alpejskie pejzaże, złote i czarne plaże, lazurowe jeziora, jak i zielone połacie nizin, gejzery i wulkany. Nic dziwnego, że malownicze przestrzenie Nowej Zelandii zostały wykorzystane w ekranizacji literackiej sagi J.R.R. Tolkiena.
Kraina białej chmury
Maorysi nazywają Nową Zelandię Aotearoa, co oznacza „kraj długiej, białej chmury”. Przez dłuższy czas wyspy w ogóle nie były zamieszkane, dopiero między X a końcem XIII wieku z różnych stron Oceanii zaczęli przybywać Maorysi. Kolejna legenda mówi, że przypłynęli na siedmiu łodziach i każda z nich dała początek jednemu plemieniu. Na początku zamieszkiwali Wyspę Południową, ale szybko okazało się, że na Wyspie Północnej jest o wiele bardziej sprzyjający do życia klimat. Co ciekawe, pierwsze pokolenia osadników nie stroniły od kanibalizmu. Na co dzień zajmowali się rybołówstwem, hodowlą, uprawą roślin, a także sztuką tatuażu (ozdabianie skóry zarezerwowane było dla mężczyzn i oznaczało pozycję w hierarchii społecznej). Na początku XIX w. Nowa Zelandia stała się częścią Imperium Brytyjskiego. Dziś mieszkają tu niecałe 4 miliony ludzi, z czego większość ma pochodzenie europejskie. W żyłach niecałych 15% płynie maoryska krew.
Lodowce, wulkany, fiordy i gejzery
Jeśli ktoś ma ochotę jako pierwszy na świecie świętować Nowy Rok, to powinien w tym czasie być właśnie w Nowej Zelandii. Tu niemal wszystko jest naj. Jezioro Frying Pan, w pobliżu Rotorua, czyli Jezioro Patelnia, jest największym na świecie źródłem gorącej wody, które osiąga w najgłębszym punkcie 200°C. Najdłuższa nazwa geograficzna na świecie oznacza jedno ze wzgórz, a brzmi jak niemożliwa do wypowiedzenia zbitka samogłosek i spółgłosek: Taumatawhakatangihangakoauauotamateapokaiwhenuakitanatahu.
Symbolem Nowej Zelandii jest kiwi – włochaty ptak nielot. Nowozelandczycy tak bardzo są związani z nielotami, że samych siebie nazywają kiwi. To również tutaj żyją nielatające papugi kakapo oraz ponad 47 milionów owiec. 75% roślinności to gatunki, których nie spotkamy nigdzie indziej na świecie. Ewenementem są rosnące do wysokości 50–60 metrów i średnicy 5 metrów drzewa kauri, które mają delikatne korzenie, nieodporne na zarazki i grzyby przenoszone butami turystów – stąd przy wejściu do lasu znajdują się specjalne czyszczące maty i szczotki.
Klimat Nowej Zelandii jest mocno zróżnicowany, w końcu z południa na północ ma długość blisko 1700 km. Wyspa Północna charakteryzuje się klimatem subtropikalnym morskim, a jej krajobraz tworzą liczne stożki wulkaniczne, gejzery i gorące źródła. Natomiast Wyspa Południowa klimatem umiarkowanym morskim, choć to tu znajdują się Alpy Południowe z Górą Cooka wznoszącą się 3754 m n.p.m., lodowcem Tasmana, który ma długość prawie 30 km, i lodowcem Franciszka Józefa, otoczonego lasami deszczowymi. To również tu znajdują się malownicze fiordy i wodospady. Przelot helikopterem ponad nimi jest obowiązkowym punktem niemal każdej wycieczki. Różnorodność krajobrazów jest idealna dla uprawiających wspinaczkę, trekking, windsurfing, paralotniartwo, zorbing, heliskiing, skoki na bungy, rafting, canyoning, skoki ze spadochronem, ziplining. Na brak wyboru nie można narzekać.
Burger z burakiem
Nowozelandzka kuchnia ma spore naleciałości typowo brytyjskie, takie jak burgery (podawane z plastrem piklowanego czerwonego buraka) i hot dogi. Na stołach często goszczą owoce morza oraz liczne przysmaki regionalne, jak np. kai składający się z wołowiny, kurczaka i baraniny pieczony w przysypanych ziemią kopcach. Nowozelandczycy serwują paje nadziewane mięsem na wzór naszych pierogów oraz specjalizują się w sushi. To również raj dla winiarzy ze względu na niezliczone winnice i możliwość degustacji. Specjalnością są wina deserowe, które kuszą niską ceną i znakomitym smakiem. Do najlepszych białych win zaliczane są Sauvignon Blanc, Chardonnay oraz Riesling, zaś czerwone to Pinot Noir Cabernet Sauvignon i Merlot. Nowa Zelandia to kraj przyjazny wielbicielom lodów, których produkuje się tu najwięcej na świecie w przeliczeniu na jednego mieszkańca. Uwaga, oprócz lodów w rożku i na patyku najczęściej spotykaną formą sprzedaży są opakowania dwulitrowe.
Śladami sagi Tolkiena
Mityczne krajobrazy Nowej Zelandii najbliższe były tolkienowskiej koncepcji Śródziemia. Pochodzący stąd reżyser Peter Jackson wykorzystał w filmowej trylogii dobrze sobie znane miejsc: Park Narodowy Tongariro, Park Narodowy Góry Cooka, Park Regionalny Kaitoke, malownicze Jezioro Wanaka, fiordową Zatokę Milforda i wiele innych. Szukając miejsca na wioskę Hobbitów, trafił na Alexander Farm, gdzie znalazł m.in. zbudowane w nasypach ziemi domki z okrągłymi drzwiami i oknami. Na terenie 5.5 ha w krótkim czasie powstała filmowa wioska, która po zakończeniu produkcji stała się jedną z najciekawszych atrakcji turystycznych, a na jej zwiedzanie trzeba zapisywać się z kilkudniowym wyprzedzeniem.
Ale nie tylko Peter Jackson zaanektował filmowo Nową Zelandię. Wyspy południowego Pacyfiku możemy oglądać w takich produkcjach filmowych, jak „Opowieści z Narni”, „Fortepian”, „Ostatni Samuraj”, „Prawdziwa historia” czy „Granice wytrzymałości”. Z Nowej Zelandii pochodzi aktor Russell Crowe i jedna z najbardziej znanych sufrażystek Kate Sheppard, dzięki której u schyłku XIX w. Nowa Zelandia stała się pierwszym na świecie państwem z powszechnym prawem wyborczym.
Lublin – Auckland
Planując podróż, warto pamiętać, że odwrotnie niż w Europie miesiące letnie przypadają na grudzień, styczeń i luty, a zima panuje od czerwca do sierpnia. Po tym wyspiarskim państwie najlepiej przemieszczać się samolotami – razem z wojskowymi funkcjonuje tu aż 70 lotnisk. Część wysp jest skomunikowana promami wodnymi. Nowozelandczycy oczywiście korzystają z samochodów, ale wybierając się w dłuższe podróże, wybierają transport publiczny.
Osoby legitymujące się polskim paszportem, lecące w celach turystycznych do trzech miesięcy, nie potrzebują wizy. Do tego karta płatnicza jest wystarczającą gwarancją zabezpieczenia środków na pobyt. Głównym przejściem granicznym Nowej Zelandii jest port lotniczy w Auckland, gdzie ląduje większość samolotów z Azji. Samoloty lecące z Europy mają zazwyczaj międzylądowanie w Bangkoku, Singapurze lub Hongkongu.
Dla tych, którzy chcieliby dotrzeć do Nowej Zelandii z Lublina, przygotowaliśmy przykładowy plan podróży: lecimy z Lublina do Monachium linią BMI (wylot 11.45, przylot 13.30). O godzinie 16.55 mamy lot do Dohy, stolicy Kataru, gdzie lądujemy o 23.30, a już o godzinie 2.35 następnego dnia jesteśmy w samolocie do Nowej Zelandii. Lądujemy w Auckland o godzinie 5.05. Koszt biletu kształtuje się między 5 a 6 tysięcy złotych. Łączny czas podróży wynosi jedynie 30 godzin.