tekst Magdalena Zabłocka, foto Marcin Pietrusza
Kiedy byłam dzieckiem, najniebezpieczniejszym narzędziem, jakie mogło się znaleźć w moich sprytnych rękach, były nożyczki. Drżały przede mną wszystkie dywany, które ktoś pomysłowy ozdobił frędzlami, poduszki, koce i narzuty. Owładnięta jakimś dziwnym szałem cięłam, ile wlezie i co popadnie, byle były frędzle. Z czasem mi przeszło, cięcie nie było już tak interesujące, pochłonął mnie inny świat. Moja fascynacja nożyczkami powróciła, kiedy poznałam pana Tadeusza.
Ale zanim to się stało, moja własna rodzicielka poprosiła mnie o podcięcie jej włosów. Byłam już prawie dorosła, więc podcięcie włosów wydawało się być pryszczem, zwłaszcza że były tylko ciut za długie. Wzięłam nożyczki i szast-prast! Ciach i po krzyku. O, niedobrze! Z lewej ciut krzywo. Dawaj wyrównywać… Co już z lewej było równo, to potem z prawej szwankowało i odwrotnie. Równałam te włosy i równałam, aż mama się zniecierpliwiła. W końcu, dumna ze swego wiekopomnego dzieła, obwieściłam, że zadanie wykonane. Mama dotknęła włosów nad karkiem, a ja zamarłam w oczekiwaniu na nagrodę, że oto stanę się drugim Antoinem Cierplikowskim. Jej wściekłość nakazała mi szybką ewakuację. Następnym razem podreptała do fryzjera, a ja, pomna swego beztalencia, nie obcinałam włosów nawet własnemu dziecku.
Znać klucz do nożyczek
Dlatego lubię patrzeć, z zazdrością, nie powiem, jak pan Tadeusz, czyli Tadzio, sprawnie śmiga nożyczkami wokół głów klientów. Te ruchy mają w sobie coś ujmującego, magnetycznego, że patrzeć tak można bez końca. Owszem, Tadek używa czasem maszynki do strzyżenia, teraz w zakładzie fryzjerskim bez tego ani rusz, ale prawdziwy spektakl zaczyna się w momencie, kiedy chwyta za nożyczki. Z wielkiego chaosu po chwili wyłaniają się zgrabne fryzury, które dodają klientom blasku. Siada sobie taki delikwent w wygodnym fotelu, patrzy w lustro, czasami, jeśli jest tu pierwszy raz, rozgląda się ze skrywanym zaciekawieniem po nowym miejscu. W zasadzie nie ma tu nic nadzwyczajnego, żaden tam styl glamour, raczej mocne retro, ale oprawy dodają kwiaty. Ja na przykład lubię kwiaty, każdemu pomieszczeniu nadają akcent swojskości i bliskości. Na lustrze wisi tabliczka z napisem „Tadek”, zatem jest to spersonalizowane stanowisko pracy. Początkowo się dziwiłam, ale po kilku latach pracy „w rzemiośle” tego typu oznaczenia przestały już na mnie robić wrażenie. To żadne wywyższanie się, to jest warsztat pracy, a fryzjer swój warsztat pracy i swoje narzędzia traktuje w sposób niemal mistyczny. Tadek mówi, że nożyczki przyzwyczajają się do ruchów jednej ręki, że po latach będą dobrze strzyc, jeśli ktoś będzie znał do nich klucz, kiedy znajdą się w dłoni prawowitego właściciela. Posiadacz kodu potrafi potem z nieładu włosów nadać im sens, a spod jego palców wychodzi całkiem udana fryzurka, podkreślająca walory klienta. Fryzjer, ten prawdziwy, nie dotknie narzędzi drugiego, mówi Tadek, ani swoich też nie pożyczy. Z pietyzmem będzie jeździć na Lubartowską albo w inne tajemne miejsca, żeby tylko te nożyczki i brzytwy naostrzyć.
Jak „Jezioro łabędzie”
Ręce Tadka tańczą wokół głowy: Proszę się trochę pochylić, o tak, świetnie! Proszę trzymać głowę prosto. Proszę się teraz obrócić trochę w lewo. Tadek widzi odbicie twarzy klienta w lustrze, próbuje dowiedzieć się, jakie wymagania są szanownej pani lub szanownego pana, ale przecież i tak już wie. Po tylu latach pracy w zakładzie fryzjerskim wystarczy, że rzuci okiem na twarz, ubranie, kształt głowy klienta i błyskawicznie dobiera fryzurę do typu osobowości, sposobu bycia, ubierania się, wyglądu, rysów twarzy.
Tadek częściej zajmuje się mężczyznami. Nie dlatego, że my, kobiety, jesteśmy bardziej nieznośne lub zbyt wymagające, ale dlatego, że w dobie powszechnego używania maszynek do strzyżenia samodzielne wymodelowanie fryzury li i jedynie z pomocą nożyczek stanowi nie lada wyzwanie! I sztukę przez duże „s”. Ręce Tadka tańczą swój hipnotyczny taniec, a nożyczki ciach, ciach! Tyk, tyk, tyk! Szczękają cichutko, idą w ruch grzebienie. A potem Tadek bierze do ręki brzytwę… Pewnymi pociągnięciami ścina niewidoczne dla mnie nierówności lub włosy. Krytycznie, spod przymrużonych powiek, przygląda się swemu dziełu, odchodząc na krok od fotela. Prawie dobrze, mówi do siedzącego jak na tronie klienta, wciąż usuwając niedostrzegalne dla innych drobne niedociągnięcia.
Ja ich naprawdę nie widzę, chociaż wsadzam nos prawie tuż pod ostrza, wisząc znad Tadkowego ramienia, i usilnie próbując spojrzeć na włosy jego oczami. Nie ma sensu. Pewnie dawno bym już odpuściła albo poszła na łatwiznę i wyciągnęła maszynkę. Rach-ciach i po krzyku, a tu tyle ruchów, tyle wygięć palców, jak w balecie, jak na scenie, jak „Jezioro łabędzie”. Tańczą te dłonie, trzepoczą, nadając bezmiarowi chaosu sens i kształt. Po mistrzowsku.
Wbrew prawom matematyki
– Wcale na początku nie chciałem być fryzjerem – mówi Tadek. – Skończyłem studia inżynierskie w Krakowie na Akademii Górniczo-Hutniczej, a potem stwierdziłem, że to nie jest to, że nie widzę w tym siebie. – I tak po prostu zostałeś fryzjerem? – I tak po prostu zostałem fryzjerem.
Rzeczywiście Tadek to lubi. Rozmawia z klientami, stałych bywalców jest całe mnóstwo, a wciąż pojawiają się nowi. Bycie fryzjerem daje satysfakcję. Teraz mówi się z angielskiego „barber”, ale Tadek woli mówić, że po prostu jest fryzjerem. Męskim fryzjerem. Delikatnie omiata z twarzy, szyi i ramion klienta obcięte kosmyki włosów, precyzyjnie, prawie nie patrząc, odkłada kolejne narzędzia na właściwe miejsce. Nie, wcale nie jest pedantem, przyzwyczajenie drugą naturą, ale porządek musi być. Wprawdzie zakład fryzjerski to nie sala operacyjna, ale analityczny i uporządkowany umysł nie zniósłby bałaganu. To wbrew prawom matematyki.
Ale fryzury, dzieła Tadka, wcale nie są kostyczne jak matematyczne regułki. Idealnie pasują do rysów twarzy. – Czy kiedyś zdarzyło ci się nie trafić? – Nie. Wystarczy spojrzeć na twarz i ją przeanalizować, spojrzeć jak na bryłę, którą trzeba upiększyć dobrze zrobionym strzyżeniem.
– Czy to prawda, że znasz wszystkie najbardziej pikantne plotki z osiedla? – pytam. A czy to do końca są plotki? Tadek twierdzi, że każdy z klientów zostawia u niego trochę własnego ja, trochę siebie. Przez te kilkanaście minut tworzą zgrany duet, uzupełniają się. W końcu mają wspólny cel. – Ja jestem tą częścią aktywną, ktoś w moje ręce powierza swoją głowę, a osoba siedząca na fotelu odgrywa rolę pasywną, acz to właśnie ona, przynajmniej teoretycznie, jest sterem i okrętem. Teoretycznie? Czasami tak. Zachłanne i ślepe podążanie za modą nigdy nie kończy się dobrze, trzeba też chwilami pozbyć się samouwielbienia. Szczypta narcyzmu nie zaszkodzi, ale nadmiar już tak. Bez względu na płeć. Panowie coraz bardziej zaczynają dbać o swoje głowy, zarost na twarzy. I nie jest to wcale przejaw zniewieścienia, tylko dbałości i o własne ciało, i o komfort psychiczny. – Wymóg czasów? Chwilowy trend, który przeminie? – Nie, wyższy stopień świadomości. Żyjemy w kolorowych czasach, zostawiliśmy za sobą te wszystkie szare lata żelaznej kurtyny, doceniamy wygodę, ale równocześnie stajemy się coraz bardziej sybarytami, lubimy otaczać się pięknem i luksusem, sami też chcemy być piękni i luksusowi, a zadbane włosy i dobrze dobrana fryzura to podstawa sukcesu. Chcemy być podziwiani, indywidualni, mieć swój własny styl, wyróżniać się z tłumu, a ja lubię w tym pomagać. Wiadomo, jak cię widzą, tak cię piszą – mówi Tadzio. Śmieje się, poprawia okulary na nosie, żegna się wesoło z klientem i zaczyna sprzątać. Zanim przyjdzie kolejny.
Uniwersum
Tadek jest bardzo przywiązany do miejsca, które stworzył tu, przy Romera w Lublinie, jest ono swojskie, przytulne. Lubi też działać. Od kiedy został przewodniczącym branżowej komisji fryzjerskiej przy Izbie Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie, ma przed sobą wciąż nowe wyzwania. I jak najbardziej umie im sprostać. Teraz przygotowuje się do kolejnych Mistrzostw Fryzjerstwa. – Myślisz, Tadziu, że ludzie przyjdą? Że będzie zainteresowanie? –Tadek uspokajająco klepie mnie po ramieniu. – Tak, przyjdą, będą zachwyceni. Jak zwykle. Bo Mistrzostwa Fryzjerstwa w wykonaniu Tadka to przede wszystkim show. Jako konferansjer nie ma sobie równych, jest perfekcyjny aż do bólu, ale przy okazji zabawny, spontaniczny, dowcipny. I umiejętnie wprowadza w tajniki zawodu fryzjera. A jako wieloletni nauczyciel zawodu potrafi pokazać te najbardziej spektakularne czynności, dzięki którym stajemy się piękni i atrakcyjni. Takie na przykład strzyżenie albo modelowanie. A plecionki? Bajka! Dzieciaki go uwielbiają, kursantki wręcz biją o praktyki u niego. Ale Tadek udziela się też społecznie, nie tylko na polu edukacji zawodowej, jest przecież również przewodniczącym komisji egzaminacyjnej. I jednocześnie członkiem Rejonowego Cechu Rzemiosł Różnych w Lublinie, gdzie zasiada w Komisji Rewizyjnej.
Lubię Tadka. Lubię jego kojący głos. I te sprawne, szybkie ruchy, dłonie, które tańczą wokół głowy. Mamy plany. – Wiesz, mówi Tadzio, zróbmy ogromny, międzynarodowy kongres rzemiosła, to będzie hit. Rzemiosło jest uniwersum, wszędzie takie same, to dialog międzykulturowy, ponad granicami. – Dobrze, Tadziu, zrobimy kongres. A możesz podciąć mi włosy?