Odkąd pamiętam, na lubelskie Podzamcze jeździło się na targ. Nie na ul. Ruską, dokąd prawdziwy targ z czasem zepchnięto, lecz na Podzamcze właśnie, gdzie dziś stoi hala Nova i kramy z tandetą. To było miejsce, do którego waliły tłumy lublinian i cała podmiejska okolica. Przed Wigilią i Wielkanocą z trudem przeciskało się w tej ludzkiej ciżbie robiącej zakupy świątecznych surowców i specjałów. Bo był to targ warzywno-owocowy, kwiatowy, można powiedzieć: spożywczy. I miał charakter.
Dzisiaj charakteru nie ma ani to miejsce, gdzie kupuje się ten sam chiński szajs, co w tysiącach innych lokalizacji, ani projekt, który miasto opracowało dla zagospodarowania Podzamcza. Dobrze, że zabrano się za ten rejon, ale dlaczego z tak fatalnym skutkiem? Jakaś hala targowa przy Ruskiej, a w miejscu dworca i targu bliżej nieokreślone domy, żeby nie powiedzieć – bloki! Koszmar, który świetnie podsumował czytelnik „Gazety Wyborczej Lublin”, wpisując na forum taki tekst:
„Projekt miasta to:
1. weź obszar pomiędzy Lubartowską, Tysiąclecia i Ruską
2. podziel na kwartały upchane do granic możliwości (przy okazji pozwól na wyburzenie dawnego PZU)
3. opchnij deweloperom i zapomnij o kłopocie”.
Niestety, tego typu urzędnicze myślenie ma w Lublinie głęboko zakorzenioną tradycję. Jest coś niezwykłego w pasji lubelskich planistów w sprzedawaniu i zabetonowywaniu wszystkiego, co jeszcze betonem nie jest. Miasto nowoczesne to według nich miasto, w którym króluje kostka, blok i asfalt, gdzie nie ma miejsca na naturę, chyba że za takową uznać cherlawe drzewka sadzone tu i ówdzie bez ładu i składu. Niedawne wyrżnięcie drzew w ostatnim zielonym zakątku lubelskich Maków jest tego przykładem. I pomyśleć, że dawny Kośminek, choć zaniedbany i – jak się dziś mówi – zdegradowany, był jednak oazą zieleni. Latami „rewitalizując” tę dzielnicę, zrobiono ohydne blokowisko, któremu nadano jedynie ładną nazwę: Maki. I chociaż minęła dawna epoka, to stare myślenie najwyraźniej pozostało. W jego genezie znowu widać – o czym pisałem poprzednio – wybitnie lubelską frazę: chłop żywemu nie przepuści…
Żywy może być targ, tradycyjny, kolorowy i smakowity. I nie zepchnięty na ubocze, lecz właśnie stanowiący centralny punkt odnowionego Podzamcza. Czy naprawdę urzędniczy decydenci nie są w stanie tego pojąć? Zauważyli to architekci i członkowie Forum Kultury Przestrzeni, którzy mieli swój udział w powstaniu alternatywnego projektu nowego Podzamcza. Przewiduje on i ekologiczne – jak to nazwano – targowisko, i dużo zieleni, czyli ogólnomiejską przestrzeń społeczną, której ważnym elementem byłaby znowu odsłonięta rzeka Czechówka, a nawet niewielki staw z niej wypływający. Zamiast nijakich bloków architekci widzą okalające ten teren stylowe kamienice.
W stu procentach zgadzam się z red. Małgorzatą Bielecką-Hołdą, która w komentarzu na łamach GW Lublin znakomicie zderzyła ze sobą obydwa projekty, na oficjalnym nie zostawiając suchej nitki. Tak jak Pani Redaktor, i ja dostrzegam piękno w miejskim, położonym centralnie, klasycznym owocowo-warzywnym targowisku. Widzą to władze mnóstwa europejskich miast, gdzie w miejskiej przestrzeni od lat funkcjonują podobne miejsca, będące nie tylko świadectwem tradycji, ale też – paradoksalnie – nowoczesności, stanowiąc żywy element centrów wielu metropolii.
Jak trudno wyobrazić sobie Paryż bez Wieży Eiffla, Łuku Triumfalnego, Pól Elizejskich czy Luwru, tak nie można go zaakceptować bez klimatycznych targowisk położonych w sercu miasta. W całym Paryżu jest 71 targowisk „pod chmurką” i 11 hal targowych. Najstarszy, targ Maubert, został założony w 1547 roku w tym miejscu, gdzie jest dziś, przy reprezentacyjnym Bulwarze Saint-Germain! Wszystkie są tłumnie odwiedzane również przez turystów, bo są po prostu turystyczną atrakcją.
Cóż, nam, biednym lublinianom, zamiast atrakcji planiści chcą zafundować kolejny piękny kawałek betonu. Szkoda tylko, że – cytując zapomniany już zespół Niebiesko-Czarni – na betonie kwiaty nie rosną.
Do zrewitalizowania, czyli zabetonowania, jest jeszcze w Lublinie parę miejsc: oczywiście plac Litewski, ale i okolice Nałęczowskiej po zajezdni, no i cały teren Górek Czechowskich. Panowie Planiści, pamiętajcie koniecznie – wszystkie łakną waszej cywilizacji.
Paweł Chromcewicz