fbpx

Integracja: Łukasz

19 maja 2017
1 936 Views

Łukasz Siatkowski ma 31 lat i pochodzi z Lublina. Od urodzenia porusza się na wózku. W wyniku błędu lekarskiego podczas porodu doznał dziecięcego porażenia mózgowego. Pomimo niepełnosprawności ukończył licencjat z kulturoznawstwa na KUL. Do tego dołożył magisterium z teologii. Przede wszystkim ma jednak duszę artysty: grał w zespole, pisał poezję, ale najlepiej komunikuje się ze światem, rysując.

Zaczepiam go na portalu społecznościowym. Jeszcze nikt nie odpowiedział mi tak szybko. Oferuje też pomoc w dotarciu do innych potencjalnych bohaterów tego działu. Sprawia wrażenie osoby odpowiedzialnej, otwartej i słownej. Deklaruje, że w imię integracji odpowie na każde pytanie.

Jego żona Joanna mówi, że nie widać po nim niepełnosprawności i często o niej zapomina. Te słowa mogą dziwić, ale kiedy poznaje się jej męża, faktycznie najpierw dostrzega się jego poczucie humoru i pozytywne nastawienie do życia i własnej niepełnosprawności. Już w pierwszych słowach naszej rozmowy Łukasz zaskakuje jednym stwierdzeniem: – Nie chciałbym powiedzieć, że na nią cierpię, bo choroba w zasadzie dużo mi daje. W tym, co go najbardziej zajmuje, czyli w rysowaniu, wyraża siebie, a choroba to część jego osoby. Wierzy, że to, co w efekcie powstaje na papierze, wygląda tak, a nie inaczej, właśnie dzięki temu, że jest tym, kim jest.

Łukasz w ogóle nie narzeka na los. Nie przechodził okresu buntu czy żalu. Takie nastawienie zawdzięcza rodzicom, którzy pomogli mu utwierdzić się w poczuciu własnej wartości. Nie spotykał się też z brakiem akceptacji ze strony otoczenia. Nie odczuwa wykluczenia społecznego – jeśli już, źródła lekkiego wyalienowania doszukiwałby się raczej w swej introwertycznej naturze, nie w uwarunkowaniach fizycznych.

Od zawsze ważna była dla niego wiara. Także w jego szkicach można dostrzec motywy religijne. To koronkowa robota. Autor stara się zagospodarować całą przestrzeń arkuszy, pełno na nich detali. Na pierwszy rzut oka wyglądają abstrakcyjnie, lecz gdy się przyjrzeć, rozpoznaje się elementy krajobrazu. Tak Łukasz widzi świat. Choć podstawowym kolorem prac jest czerń, nie przygnębiają. Wplata w nie czasem żartobliwe treści. Wystarczy zwykły długopis żelowy, kartka z bloku i góra dwa dni i powstaje kolejna praca. Nawet w tym, jak tworzy, widać, jak bliska jest mu filozofia minimalizmu. Z drugiej strony to zwolennik twórczego chaosu. Nie dziwi więc, że swoją działalność artystyczną Łukasz nazywa „karambolizacją przestrzeni”. – Lubię karambolizować. Zderzać rzeczy ze sobą – tłumaczy. Przyznaje, że nawet gotując, miesza wszystko ze wszystkim.

Zdarzało mu się prowadzić warsztaty rysunku, gdzie przy relaksującej muzyce dzielił się z uczestnikami tajnikami swej techniki. Marzy, by jego działalność zyskała wymiar komercyjny i by mógł z niej żyć. Już teraz udaje mu się sprzedawać swoje grafiki. Podkreśla, że chce być kowalem własnego losu. Najważniejsza jest dla niego rodzina. Założył ją w ubiegłym roku, teraz pragnie utrzymać. Poza tym do szczęścia potrzeba mu niedużo. Żartuje, że chętnie zamieszkałby w lepiance z dala od cywilizacji, bo przyzwyczajanie się do luksusu jest zgubne.

Czuje się artystą i podchodzi do tego poważnie. „Być totalnym w tym, co się robi” to jego motto. Dla Łukasza istotna jest również muzyka. Był członkiem zespołu Strefa Pracy Żurawia, ale pociąga go twórczośćsolowa. Zależy mu, aby projektować przestrzeń wokół po swojemu. Dlatego woli sam odpowiadać za kształt utworów. Kiedyś pisał wiersze, ale dziś tego nie robi, bo – jak żartuje – Poezja jest dla zakochanych, a ja jestem już po ślubie. Żonę poznał na wykładzie motywacyjnym, który prowadził. Joanna pokazuje zmarszczki, jakich się przy nim nabawiła od śmiechu. Przy nikim nie czuła takiej pewności siebie.

Mężczyzna ujmuje silnym poczuciem sprawiedliwości. Chce być traktowany tak jak inni. Nie lubi taryfy ulgowej, podwójnych standardów, nie popiera postaw roszczeniowych. – Nie tędy droga – twierdzi. – Do czego samemu się dojedzie, to się ma. Łukasz zdecydowanie protestuje przeciwko specjalnemu uprzywilejowaniu niepełnosprawnych. – Odrzućmy zbiorowe poklepywanie się po plecach. Do niczego dobrego to nie prowadzi. Przyzwyczajamy ludzi tylko do tych granic. Potem buduje się podjazdy po schodach dla nikogo, bo nikt nas nie poznał, nie zobaczył tego naszymi oczami. Jeśli chcemy, by nas zrozumiano, dajmy im nasze oczy.

Tekst Monika Murat, foto Marek Podsiadło

Leave A Comment