tekst Marzena Boćwińska
Znacie dziewczynkę w szkarłatnej czapeczce – małą gadułę, która wypaplała dokąd idzie przez las, niosąc koszyk pełen smakołyków? Tak, to Czerwony Kapturek z baśni (nie z bajki!) pana Charlesa Perraulta. Nie słuchała mamy. Mimo jej przestróg gawędziła z nieznajomymi, nawiązywała z nimi rozmowy, podając obcym osobom ważne informacje. Zastanawiacie się, po co Wam o tym mówię? Może dlatego, że nie mogę zapomnieć wołania o pomoc Amandy Todd i tego, w jaki sposób zakończyła się jej historia. 15-letnia uczennica z Kolumbii Brytyjskiej w Kanadzie popełniła samobójstwo. Internetowe prześladowanie zniszczyło jej życie. Weszła w wirtualny ciemny las, na swej ścieżce spotkała Wilka – pedofila, który śledził ją w liceum, znał jej adres, szkołę oraz internetowe kontakty do jej rodziny i przyjaciół. Pozyskane informacje wykorzystywał do rozpowszechniania nagich zdjęć dziewczynki. Reputacja w szkole i w mieście zniszczona, na portalu społecznościowym pojawiają się złośliwe komentarze, kolejna zmiana szkoły nie poprawia sytuacji. Finał już znamy. Pytanie, jak do tego doszło? Amanda chciała zdobyć czyjeś zainteresowanie, obnażyła swoje skromne piersi i wpadła w pułapkę. Stała się obiektem kpin, odtrącili ją wszyscy „przyjaciele”. Pojawiły się narkotyki i alkohol, wyczerpaną stalkingiem dziewczynę przytuliła depresja. To smutne,
że nie znała innej metody, by zaimponować, zaistnieć w Sieci. Młodzi ludzie twierdzą, że rozmawiając z kimś w Internecie, są bardziej otwarci i odważniej podejmują rozmowę, zadają pytania na temat seksu, a ponieważ po drugiej stronie siedzi uważny słuchacz, rezygnują ze swej prywatności. Dlaczego nie dzielą się swoimi wątpliwościami z kimś bliskim? Rodzice niechętnie, ze strachu podszytego purytanizmem, unikają takich rozmów. Jak ognia boją się słów penis i wagina, choć są to zwyczajne organy, które mają wszyscy, i co gorsze, wszyscy o nich wiedzą. Druga kwestia to brak poczucia własnej wartości, niepewność siebie, które skutkują poszukiwaniem nowych znajomych i zbieraniem „lajków”. Dorastając, wciąż zadają sobie pytanie: „Kim jestem?”. Temu okresowi w życiu człowieka towarzyszy zagubienie, chaos w głowie i ciele. Nasze dzieci są jak Alicja w Krainie Czarów: a to za duże, a to za małe, nie mogą dopasować się do przedziwnych sytuacji w „świecie obłąkanych”, czyli w „świecie dorosłych”. Tkwią w cielesnej niestabilności i tak jak Alicja widzą głowę z uśmiechem albo uśmiech bez głowy. Ta niepewność i rozchwianie, przy braku wsparcia rodziców, wiodą je do wirtualnej chmury. Nie jestem tym zaskoczona. Skoro wcześniej uczyły się miłości do pokemona (przestrzegałam przed tym), zamiast opiekować się żywym stworzeniem, a po powrocie do domu były omiatane wzrokiem oraz krótkim zdawkowym: „Co w szkole?”, skutek może być jeden. Wciąż powtarzam: Rozmawiajcie ze swoimi dziećmi, bądźcie ich przyjaciółmi, kochajcie mądrze i odpowiedzialnie. Gdyby wszyscy słuchali podobnych rad, nie byłoby tak tragicznych przypadków. Częściej jednak wydaje mi się, że jest to głos wołającego na puszczy. Czytajmy więc baśnie, bo to nie tylko historyjki dla dzieci.