Tradycja i niełatwy los rzemieślnika
Ojciec Zenona Śledzia jeszcze w czasie II wojny światowej zdobył wykształcenie rzemieślnicze w Białej Podlaskiej, tzw. termin. Potem pracował i służył w wojsku. W czasie „odwilży” w 1956 r. rozpoczął działalność wraz z trzema partnerami, jako spółka, ponieważ indywidualnie prywatnie bardzo trudno było wówczas pracować. Po kilku latach mógł już działać sam. Otworzył zakład w Białej Podlaskiej. Zajął się naprawą maszyn rolniczych, później, gdy pojawiły się motocykle i samochody, rozszerzył działalność. Doszło też ślusarstwo. Gdy wyposażono mieszkania w instalacje wodnokanalizacyjne, ojciec naszego bohatera zajął się również hydrauliką. Wraz z instalowaniem urządzeń gazowych firma kolejny raz zmieniła branżę. Cały czas, podobnie jak potem syn, trzymał rękę na pulsie. Niestety czasy nie sprzyjały prywatnej inicjatywie. Rzemiosło było ciężkim kawałkiem chleba. Ojciec Zenona Śledzia, podobnie jak wielu mających prywatne zakłady, obciążony został podatkiem, tzw. „domiarem”.
Przestępstwem była niewłaściwa proporcja prac wykonywanych dla jednostek uspołecznionych w stosunku do tych dla jednostek prywatnych. Ówczesne państwo uważało, że rzemieślnicy powinni funkcjonować tylko na potrzeby usług indywidualnych. Natomiast ojca wzywano do awarii, ponieważ był dobrym fachowcem. Zajmował się naprawą instalacji, kotłów centralnego ogrzewania, pękających zimą, m.in. w szpitalach. Konieczna była szybka naprawa, pracowało się więc nocami. Była to karkołomna robota, bo brakowało materiałów, składało coś ze starych części. Tych prac było dużo, więc w wyniku kontroli naliczono podatek. Tysiące ludzi zostało w ten sposób ukaranych.
Zmiana planów
Zenon Śledź nigdy nie sądził, że będzie musiał prowadzić życie rzemieślnicze. Jeszcze przed pójściem do wojska pracował w wielkiej firmie państwowej Hydrocentrum, działającej w branży sanitarnej. Duże budowy były dla ówczesnego młodego człowieka szansą na wybicie się z małej miejscowości. Pracowali w różnych miejscach kraju, była możliwość zarobku i awansu.
W 1977 r. ojciec Zenona Śledzia zmarł. 3 czerwca 1978 r., będąc jeszcze w wojsku, na prośbę matki, przejął tę firmę i zarejestrował ją, by mogła dalej działać. Podjął tę decyzję z pewnymi oporami, ponieważ wiedział, jak wygląda życie rzemieślnika. Nawet po śmierci ojca podatek, którym go obciążono, „ścigał” rodzinę i trzeba było go spłacić. Na szczęście w tej trudnej sytuacji zawsze mógł liczyć na wsparcie najbliższych. Podkreśla też, jak ważna dla niego zawsze była i jest więź środowiskowa, rzemieślnicza. Z uwagi na braki materiałowe firma ograniczała się do robót konserwatorskich i napraw instalacji hydraulicznych i kanalizacyjnych. Firmę, Zenon Śledź. Zakład Instalatorstwa Sanitarnego, przy ul. Długiej 56A, udało się postawić na nogi. Jest z tego dumny.
Waga odpowiedzialności
Zmienił się ustrój i warunki. Teraz firma Zenona Śledzia robi wszystko. Są fachowcy, maszyny, urządzenia, by wykonywać wszelkie prace z branży sanitarnej. Zainwestował też w duży sprzęt, m.in. koparki na potrzeby robót ziemnych i sieci układanych w terenie. W tym się specjalizuje, choć przyjmuje również zlecenia wykonania instalacji wewnątrz. Obecnie największe zapotrzebowanie jest na przyłącza gazowe. Nie ma już trudności znamiennych dla poprzedniego ustroju, jednak niewielu jest chętnych do otwierania zakładów rzemieślniczych.
Powstają raczej spółki o różnych zachodnio brzmiących nazwach. Natomiast rzemiosło wyróżnia się tym, że to rzemieślnik firmuje działalność swoim nazwiskiem. Ja zawsze występuję jako Zenon Śledź, na wszystkich przetargach. Kiedyś Biała Podlaska miała około 1000 rzemieślników, mimo to stanowili wielką rodzinę. Teraz obserwuje się pęd ku karierze, wielu koncentruje się na sobie. Czasy to wymusiły czy poddaliśmy się temu trendowi?
Nadzieją dla przyszłości rzemieślnictwa są m.in. uczniowie. Jeszcze ojciec Zenona Śledzia wyszkolił kilkudziesięciu uczniów. On sam w ciągu swojej działalności miał podobną liczbę, najlepsi pracują w jego zakładzie. Jego wychowankowie pracują zarówno w Polsce, jak i za granicą. Otrzymuje od nich sygnały, że dobrze sobie radzą. Rzemiosło przygotowuje do wykonywania zawodu i zapewnia fachowość na najwyższym poziomie. Począwszy od młodzieńczych lat, ważna była dla niego kwestia ochrony środowiska naturalnego. Dlatego właśnie zdecydował się na technologię wody. W Policealnym Studium Budowlanym w Lublinie poznał zagadnienia dotyczące oczyszczania ścieków i dostarczania właściwej jakości wody do gospodarstw domowych. Od najmłodszych lat widział jak wyglądają rzeki. Przez jego rodzinną Białą Podlaską przepływa rzeka Krzna. Jako dziecko, razem z innymi, kąpał się w niej. Pół miasta siedziało na kocykach, korzystając z uroków tego miejsca. W latach 70., wraz z rozwojem infrastruktury, nieopodal w Łukowie powstała fabryka wędlin i od tamtej pory nikt przez kilkadziesiąt lat nie mógł wejść do tej rzeki, ponieważ tak bardzo była zanieczyszczona. Obecnie, jak sam przyznaje, m.in. na forach społecznościowych, jakość wody w Krznie poprawia się, można już zobaczyć rybaków na brzegu.
Temu właśnie służą prace moje i ludzi tej branży. Jeżeli ktoś wcześniej odprowadzał ścieki do szamba, a podłącza się do sieci miejskiej, jeżeli brał niezbadaną wodę z gruntu, a zdecydował się korzystać z sieci miejskiej i jeśli zastępuje tzw. kopciucha siecią gazową – stan środowiska naturalnego poprawia się. Nasze wody i powietrze są teraz lepsze niż jeszcze kilka lat temu.
Im lepiej, tym mniej
Obecnie znalezienie fachowca w swojej dziedzinie nie jest łatwe. Jedna z klientek naszego bohatera, nim do niego trafiła, przez dwa lata miała problemy ze znalezieniem wykonawcy przyłącza wodnokanalizacyjnego – wszyscy, do których się zgłosiła, twierdzili, że nie da się z uwagi na jego długość i skomplikowanie. Warto przytoczyć jej wypowiedź.
W końcu znajomy powiedział dosłownie: Idź do Śledzia, jeśli on powie, że nie da się, to rzeczywiście nie da się. Ekipa pana Śledzia już zakończyła pracę. Mnie samej nic nie obchodziło – urzędy, pozwolenia – wszystko załatwili sami. Teren (kostka i droga) po położeniu instalacji doprowadzony do stanu pierwotnego, a nawet lepiej. Termin wykonania prac – miał być tydzień, był tydzień. Jestem zachwycona. Pełny profesjonalizm, dotrzymywanie terminów i dbanie o klienta – to są zalety zakładu pana Śledzia.
On sam twierdzi, że im lepiej wykonana jest praca, tym mniej ją widać – rezultatem jest po prostu sprawnie działająca instalacja. W Białej Podlaskiej nie ma prawie ulicy, przy której jego zakład nie uczestniczyłby w robotach instalacyjnych.
Promocja dźwignią rzemiosła
Zenon Śledź działa nie tylko w cechu bialskim. Przez dziesięciolecia był delegatem na Kongres Rzemiosła Polskiego w Warszawie. Od początku działalności rzemieślniczej jest też w komisji egzaminacyjnej Izby Rzemiosła i Przedsiębiorczości w Lublinie. W prasie i innych mediach również stara się przekonywać o tym, jak ważną dziedziną życia społecznego i gospodarczego jest rzemiosło. Prace wykonane przez rzemieślnika nie pochodzą ze sztancy. Zakład Zenona Śledzia używa nowoczesnych narzędzi oraz najnowszych technologii, jednak każdy produkt nadal jest tworem indywidualnym. W jego wykonaniu biorą udział ręce rzemieślnika, jego wiedza, a nawet pomysłowość, potrzebna mimo posiadania projektu. Działając w bialskim cechu, promuje rzemiosło oraz jego naukę, opartą na najwyższych wartościach. Podkreśla, że jego rodzimy cech jest jednym z najlepszych w Polsce. Dobrze wykształcony uczeń może później bez problemu legitymować własnym nazwiskiem rzetelność swojego zakładu.
Rodzice byliby dumni
Biorąc wszystko powyższe pod uwagę, nie może dziwić, że Zenon Śledź został odznaczony Szablą Kilińskiego, czyli najwyższym odznaczeniem rzemieślniczym, ustanowionym w 1998 r. Pierwszą Szablę nadano w 1999 r. papieżowi Janowi Pawłowi II. Odznaczenie Zenona Śledzia nosi numer 732. Uhonorowano też jego pracę w organach zarówno w Cechu Rzemieślników i Przedsiębiorców w Białej Podlaskiej, jak i w Izbie Rzemieślników i Przedsiębiorców w Lublinie, w której obecnie jest w Zarządzie. Od 1990 r. jest delegatem na Kongres Rzemiosła Polskiego w Warszawie. Doceniono również działalność rzemieślniczą jego zakładu, utrzymywaną na najwyższym poziomie, przy czym on sam podkreśla wkład rodziny, pracowników oraz uczniów. Uhonorowano jego pracę społeczną, do której zamiłowanie przejął od rodziców. W czasie gdy prowadzili rodzinny zakład, budowany był Dom Rzemiosła w Białej Podlaskiej, dzięki składkom społecznym rzemieślników oraz pracom wykonywanym w czasie wolnym. Fundusze zbierano podczas bali. Organizując je, dzielono się funkcjami. Raz jego mamie przypadło zadanie sporządzenia 30 litrów sałatki warzywnej. Sam pomagał w jej robieniu i do tej pory pamięta ogromne ilości składników, przede wszystkim marchewki i cebuli. Dom Rzemiosła otwarto w 1965 r. Zenon Śledź wraz z żoną kontynuują również zwyczaj ubierania przez rzemieślników jednego z ołtarzy kościoła na Boże Ciało, co przez lata robiła jego matka.
Zenon Śledź i inni rzemieślnicy z Białej Podlaskiej nadal uczestniczą w życiu cechu i udzielają się społecznie. Spotykają się z władzami, biorą udział w różnych uroczystościach. Najważniejszym jest święto patrona rzemieślników św. Józefa, obchodzone w kwietniu. Zenon Śledź jako członek delegacji rzemieślników jeździ również na tę uroczystość do Lublina. Znajduje czas na działalność charytatywną. Pomaga Parafii Wniebowzięcia NMP przy ul. Długiej w Białej Podlaskiej. Wcześniej było tam przedszkole, które wspierał swoją fachowością. Teraz prowadzona jest tam działalność dla seniorów i jego pomoc jest nadal mile widziana. Najważniejszym dla Zenona Śledzia osiągnięciem na polu tej działalności jest charytatywny Koncert Pastorałek z udziałem Skaldów. Skontaktował się z Janem Budziaszkiem i razem zorganizowali to wydarzenie.
W świat daleki i bliższy
Zenonowi Śledziowi całe życie towarzyszy sport. Postępuje zgodnie z powiedzeniem „w zdrowym ciele zdrowy duch”. Kiedyś wszystko spoczywało na jego barkach, teraz ma pracowników, on sam zarządza firmą. Może więc złapać oddech. Jego ulubionymi dyscyplinami są tenis ziemny i koszykówka. Realizuje się też w jeździe na motocyklach. To marzenie jeszcze z dzieciństwa, kiedy stryj za przysłowiowe wyczyszczenie motoru pozwalał mu na krótkie przejażdżki. Jednak dopiero w późniejszym wieku mógł pozwolić sobie na spełnienie marzenia i kupił motocykl Yamaha Rider 1900 cm³ pojemności silnika.
Uważam, że jest zdecydowanie lepszy i piękniejszy od każdego Harleya. Yamaha to doskonała japońska produkcja. Nie rozsypuje się jak Harley. Na swoim motocyklu odbyłem wiele podróży. W pewnym momencie przesiadłem się jednak z tego dużego i ciężkiego motocykla na motocykl BMW 1200RT, szosowo-turystyczny, który jest zdecydowanie wygodniejszy. Teraz tym jeżdżę w podróże, natomiast Yamahę zostawiam na zloty i święta narodowe. Z innymi motocyklistami przyjeżdżamy na obchody święta 34. Pułku Piechoty w Białej Podlaskiej. Składamy kwiaty pod pomnikiem przy ul. Warszawskiej, by uhonorować żołnierzy, którzy stacjonowali tu przed II wojną światową i we wrześniu poszli na front.
Zenon Śledź z kolegami motocyklistami wyjeżdżał do wielu krajów na wyprawy motocyklowe. Wspomina, że będąc w Staniach Zjednoczonych, jechał słynną Route 66. Wówczas prowadził Harleya. Będąc za oceanem, wypożyczają motocykle na miejscu. W zeszłym roku był w Nowej Zelandii. Wówczas już zaczynała się pandemia. Zaczęły dochodzić informacje o zbliżającym się zagrożeniu. 4 lutego wrócił do Polski. Zaczęto wprowadzać ograniczenia. Zenon Śledź trzyma z całą wielką bracią motocyklową, jeździ natomiast najczęściej z kolegami z grupy motocyklowej „Ten Members” z Białej Podlaskiej. Łatwiej i przyjemniej jest jechać w grupie, ponieważ każdy przyjmuje na siebie część obowiązków. Jazda motocyklem to również niezła dawka adrenaliny, ponieważ w odróżnieniu od prowadzenia samochodu, co robi się już właściwie odruchowo, tu trzeba cały czas kontrolować się, uważać na manewry jadących obok kolegów i innych uczestników ruchu drogowego.
Jednocześnie nie chodzi o pęd po szosie, lecz podróż, zatrzymywanie się w ciekawych miejscach. Na pewno niejeden nasz rodak, podobnie jak Zenon Śledź, przekonał się w ostatnim czasie, jak wiele jest w Polsce interesujących miejsc do zobaczenia, postój warto robić niemalże co 100 km. Są piękne i odremontowane dwory, pałace, zamki, również w rejonie podlaskim, od Cieleśnicy przez Janów Podlaski, Drohiczyn.
Na co dzień relaks naszego bohatera wygląda inaczej. Z uśmiechem stwierdził, że jego motocyklowa droga jest inna niż należałoby, ponieważ kupuje coraz lżejsze maszyny, a powinno być odwrotnie. Teraz kupił najlżejszy, motocross KTM, i po pracy, dla odpoczynku od codzienności, jeździ po nadbużańskich ścieżkach.
tekst Anna Ignasiak | foto Tadeusz Żaczek