fbpx

Jazz i wino: O mgle i winach z Piemontu

23 grudnia 2015
Komentarze wyłączone
849 Wyświetleń

baroloBywają ludzie niemający wewnętrznej potrzeby autopromocji. To coraz rzadsze zjawisko, presja „dobrego sprzedania” siebie staje się wszechobecna, wykracza poza tradycyjne szlaki biznesowe, wchodzi w budowanie zwykłych ludzkich relacji, czego najlepszym dowodem jest rządzony potężnymi mechanizmami próżności i zazdrości facebookowy szał. Niewielu może pozwolić sobie na komfort, by być sobą i robić swoje, ze spokojem uznając, że marketingowy cyrk nie jest potrzebny, by być dostrzeżonym, docenionym i last but not least – wynagrodzonym.

Z winami jest zupełnie jak z ludźmi. Bywają winiarskie regiony wykładające góry pieniędzy na reklamę, dziennikarskie rauty, organizowanie targów, festynów i jak to się ładnie po staropolsku mówi – eventów; bywają jednak i takie, które choć nie rezygnują z promocji, robią to ciszej, mniej kompulsywnie, ze spokojem uznając, że mają czas, a wartość, jaką prezentują, nie potrzebuje sztucznego pompowania.

Barolo i Serralunga d’Alba – dwa piemonckie miasteczka, stanowiące kręgosłup królewskiej apelacji Barolo, kojarzą mi się z takim właśnie osnutym ciszą i mgłą mistycznym spokojem. I nie jest to winiarska egzaltacja. Na początku października, w trakcie i zaraz po zbiorach gęsta mgła otula winnice, stając się niejako konstytutywnym elementem wina. Stąd nazwa szczepu, z którego produkuje się tutaj najważniejsze butelki, to Nebbiolo, co w wolnym tłumaczeniu można oddać jako „mgliste”.

Mgle towarzyszy cisza, bo choć Piemont jest jednym z najzamożniejszych regionów Italii, to w apelacji Barolo po zbiorach wiele miasteczek i wsi wygląda na opuszczone, jakby na jałowym biegu, w przedzimowej drzemce. Życie zdaje się zostać przechowane w gronach, które wrzucone do kadzi zaczynają fermentować i przerywać mglistą piemoncką ciszę delikatnym pyk, pyk, pyk – jeśli tylko przyłożyć do kadzi ucho i dobrze się wsłuchać. Ta muzyka nie jest niepokojona niecierpliwością. Barolo potrzebuje czterech lat dojrzewania, by mogło trafić do rąk konsumenta, tak naprawdę jednak, by w pełni dojrzeć, potrzebuje ich znacznie więcej. Nowy rocznik 2011 dobrze będzie zacząć pić za pięć – sześć lat i dać mu się rozwijać kolejne kilkanaście. Czas! Z ludźmi jest zupełnie jak z winami, jednym i drugim straszliwie brakuje czasu. Wiele doskonałych butelek wypijamy o wiele za wcześnie, a kiedy już je otwieramy, to pijemy je za szybko.

mgla_2I znów, jak to często bywa w świecie wina, nie wiedzieć, kto kogo formuje – wina ludzi czy ludzie wina, bo winiarze z Barolo są uprzejmi, komunikatywni, ale zarazem cisi, o pół kroku w tył, w dystansie, potrafiący milczeć, mający pod podszewką silne poczucie wartości win, dalekie jednak od pychy czy próżności. Guido Porro, jeden z najskromniejszych winiarzy, jakich znam, jest ich najlepszą egzemplifikacją, niemal ucieleśnieniem platońskiej idei. Porro to szczęśliwy posiadacz winnic czołowego w regionie cru Lazzarito w okolicach Serralunga d’Alba, który charakteryzuje się południowo-zachodnią ekspozycją i amfiteatralnym, dającym osłonę od wiatru ukształtowaniem. Jancis Robinson, Robert Parker, Antonio Galloni – czołówka światowej krytyki winiarskiej – rozpływa się nad jego winami, jego butelki pod skrzydłami najważniejszego w USA merchanta Kermita Lyncha robią zawrotną karierę, a on pozostaje niewzruszenie prostolinijny, skromny, jakby chciał się schować za brzydkimi etykietami swoich butelek, we mgle, w ciszy, skupić się na najważniejszym – na winie.

Łukasz Kubiak

Foto arch

Komenatrze zostały zablokowane