fbpx

LA PETITE FRANCE À LUBLIN

15 grudnia 2019
1 361 Views

tekst i foto Klaudia Olender

Jak to mówią: do trzech razy sztuka. I w tym przypadku to powiedzenie ma sprawczą moc – trzecia wizyta Jean-Paula Lublinera w Polsce i Lublin jako trzecie miasto, w którym zaprezentowana została wystawa „130-lecie Wieży Eiffla”. Trzecie, ale podobno najważniejsze, bo od Lublina to wszystko się zaczęło…

 

Ma podwójne korzenie, z jednej strony żydowsko-polskie, jego ojciec był emigrantem, urodził się w Kielcach, dziadek pochodził z Lublina. Z drugiej strony matka była Francuzką z bardzo bogatej rodziny pochodzenia ormiańskiego. I ze spotkania tych dwóch kultur zrodził się Jean-Paul Lubliner, w samym sercu Francji – w Paryżu. Podróż do Polski wywarła na nim ogromne wrażenie, zwłaszcza Lublin – miasto przodków. 

To bardzo wzruszające odczuć, jak mogłaby wyglądać i czym była wspólnota żydowska w Lublinie dawno temu, zrozumieć szaleństwo tej dziwnej epoki i to, co stało się później. U was, w Polsce, wydaje się, że to jeszcze świeża sprawa, we Francji już o tym się nie mówi, ale ta świadomość i pamięć są bardzo ważne. Zwłaszcza teraz, kiedy w całej Europie narody zamykają się w sobie, podkreśla się różnice między ludźmi, tworzy się podziały. Można odnieść wrażenie, że jesteśmy na progu trzeciej wojny światowej. Musimy walczyć o wolność słowa, o demokrację, pamiętać o przeszłości i nie popaść w to szaleństwo – mówi z przejęciem Jean-Paul Lubliner.

 

Przyjaźń francusko-polska

 

Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się właśnie od przyjaźni… francusko-polskiej. Do wizyty namówiła go przyjaciółka, polsko-francuska aktorka, miłośniczka sztuki i kuratorka Elisabeth Duda. To ona jest pomysłodawczynią i sprawczynią wystawy, a także całego tournée Lublinera po Polsce. I to dzięki niej Lubliner pogodził się z własną historią. 

Elisabeth Duda jest pierwszą zagraniczną absolwentką PWSTviT w Łodzi, którą ukończyła z wyróżnieniem. Ma na swoim koncie wiele filmów, wcieliła się m.in. w rolę Marie Curie-Skłodowskiej, Cosimy Wagner czy Ifigenii w Taurydzie. Powróciła 6 lat temu do Francji, mieszka w Paryżu, ale dużo podróżuje i raz w miesiącu odwiedza Polskę. Bierze udział w wielu projektach jako aktorka, konferansjerka, ambasadorka, nagrywa słuchowiska w Teatrze Polskiego Radia, w telewizji, organizuje wiele wydarzeń, dzięki którym we Francji przybliża kulturę polską, a w Polsce tę francuską.

Korzenie polsko-francuskie to najpiękniejsze korzenie, jakie można sobie wymarzyć. Jest ta polska kobiecość, delikatność, dla mnie język polski to język bajki i dzieciństwa, z kolei francuski – romantyczny, zmysłowy, ale też język buntu i rewolucji, voilà! – mówi Elisabeth.

Elisabeth i Jean-Paul poznali się w Paryżu na imprezie sylwestrowej w jego trzypiętrowym domu na górze Montmartre. Kiedyś przyznał się, że ma polskie korzenie i nigdy nie był w kraju przodków. Elisabeth zaproponowała, że zorganizuje mu wystawę w Polsce, Lubliner zgodził się i tak rozpoczęło się to Tournée en Pologne. Artysta na początku nie chciał przyjechać do Polski, nie był na to gotowy. Ale kiedy dowiedział się, że będzie w Lublinie, poczuł potrzebę poznania historii dziadka, swojej rodziny. 

– Przedwczoraj po przylocie do Warszawy zapytałam Lublinera, czy przygotował jakieś nazwiska. Odpowiedział bez entuzjazmu: słuchaj, zobaczymy. Ale jak już uświadomił sobie, że jest w Lublinie, jak zobaczył napis „Lublin” i poczuł magię tego miasta, to wtedy dopiero to w nim ożyło – muszę dowiedzieć się, gdzie my mieszkaliśmy, co robiliśmy. On dopiero to teraz odkrywa, jestem tego świadkiem i jest to niesamowite – opowiada wzruszona.

 

No Name

 

Po przyjeździe do Lublina Elisabeth zabrała Jean-Paula do Ośrodka „Brama Grodzka – Teatr NN”. I od razu obudziły się wspomnienia, które sprawiły, że to miejsce stało się dla niego bardziej bliskie i wyjątkowe. Kiedy zobaczył przy wejściu napis „Teatr NN” i odkrył, że NN znaczy „No name”, z wrażenia ugięły się pod nim kolana. Bo Lubliner stworzył kiedyś czasopismo kulturalne, które nazywało się „No Name” („Sans Nom”). Do pracy nad nim namówił go właśnie ojciec – również artysta, malarz. Po śmierci ojca Jean-Paul przynosił nowe egzemplarze na grób, żeby w ten symboliczny sposób podziękować za wsparcie, jakie od niego otrzymał. 

 

Lubliner Art 

 

Paul-Jean Lubliner urodził się sercu Francji, w miejscu, gdzie tworzył Picasso, Dali, impresjoniści, z twórczości których do dziś czerpie inspiracje. Ukończył Państwową Wyższą Szkołę Architektury w Paryżu La Villette. Wraz z Jean-Francois Bizotem założył francuskie Radio Nova; utworzył słynne czasopismo poświęcone modzie i trendom sztuki „Citizen K”, wcześniej czasopismo „Sans Nom”, wraz z Kapov i Vincentem Bergeracem. Otworzył biuro architektoniczne Lubliner Art, a w samym sercu wzgórza Montmartre, w odnowionej starej stolarni, prowadzi autorską galerię sztuki, do której sprowadza ciekawych artystów z różnych części świata. Mówi o sobie, że jest miłośnikiem sztuki. Za osiągnięcia z dziedziny fotografii otrzymał nagrodę Fuji Award dla najlepszego fotografa, a minister kultury przyznał mu prawo posługiwania się znakiem tego resortu.

 

J-365

 

31 grudnia 1998 roku, w sylwestra, po bolesnym rozstaniu z dziewczyną, Jean-Paul Lubliner wykonał pierwsze zdjęcie z cyklu wieży Eiffla. Na drugi dzień powrócił w to samo miejsce. Na wieży Eiffla wyświetlił się napis J-365, zrobił kolejne zdjęcie i pomyślał w duchu: „Ty mnie uratujesz od smutku, będę przychodził codziennie robić zdjęcia wieży Eiffla”. I jak pomyślał, tak rzucił się w ten projekt. Można powiedzieć, że była to pewnego rodzaju terapia poprzez sztukę. 365 zdjęć wieży Eiffla w 1999 roku, dzień po dniu w różnych barwach, nastrojach, porach roku, o świcie, w południe czy w nocy, w słońcu, deszczu, mgle, z odmiennych perspektyw, uchwycając w rozmaitych kontekstach oblicze Żelaznej Damy. Powstały zdjęcia niepowtarzalne, analogowe, bez przeróbki i na każdym z nich widnieje podświetlany napis w formie szyldu, odliczający dni do 2000 roku, czyli wejścia Paryża w koleje milenium. Realizacja tego projektu była bardzo czasochłonna, pełna wyrzeczeń, wymagająca stałej obecności, kreatywności i zaangażowania fotografa. Ten system tworzenia przypomina trochę podejście Jaques’a Jouet’a z eksperymentalnej grupy literackiej OuLipo, który codziennie przemieszczając się paryskim metrem, pisał jeden wiersz pomiędzy dwoma przystankami. 

 

Żelazna Dama

 

Na każdym zdjęciu pojawia się wieża Eiffla, wiktoriańska struktura ekspresjonistyczna, smukła, o nieco wysublimowanej urodzie, ale jakże mocnej stalowej konstrukcji, składającej się z 18 tysięcy metalowych części i 2,5 miliona nitów, ważąca ponad 10 ton. Co 7 lat konserwatorzy malują na brązowo jej „suknię”, której odcień podobno zmienia się w zależności od wysokości. Niektórzy mówią o niej Żelazna Dama, choć mimo swojej mocnej postury jest wrażliwa na zmiany temperatury – gdy jest ciepło, rozszerza się, a gdy zimno, „kurczy”. Po zmierzchu świeci, mieni się tysiącami drobnych światełek. Wznosi się nad brzegiem Sekwany, nad koronami drzew Pól Marsowych, w tle zostawiając stylowe kamienice. Bywa muzą i natchnieniem dla wielu artystów. I jak przystało na paryską damę, jest bardzo kosztowna. Opublikowanie jej zdjęcia wymaga specjalnej licencji, a 15 sekund wieży Eiffla w filmie to koszt ok. 100 tysięcy euro.

 

Trudno wyobrazić sobie pejzaż Paryża bez wieży Eiffla nad Sekwaną, choć jej historia nie była usłana różami. Na początku okrzyknięto ją „wieżą Babel” – architektonicznym szkaradztwem, bo dla XIX-wiecznych Paryżan, przyzwyczajonych do tradycyjnego budownictwa, widok stosu żelaza oszpecał panoramę miasta i budził wiele kontrowersji. Miesiąc po rozpoczęciu prac budowlanych dziennik „Le Temps” opublikował „Protest artystów” przeciwko powstaniu „odrażającej kolumny”, który podpisali oburzeni przedstawiciele francuskiej elity ze świata literatury i sztuki, m.in. Léon Bonnat, Alexandre Dumas, Guy de Maupassant czy Charles Garnier. 

Twórcą projektu był wolnomularz Gustave Eiffel (może stąd Wielka Dama z żelaza ma kształt litery „A”, przypominający symboliczny cyrkiel?), autor m.in. słynnej konstrukcji Statuy Wolności w Nowym Jorku, ponadstumetrowego wiaduktu Garabit nad rzeką Truyère we Francji czy mostu kolejowego w Przemyślu nad rzeką San. Żelazną Damę zbudowano w ramach Paryskiej Wystawy Światowej w 1889 roku, z okazji setnej rocznicy Rewolucji Francuskiej, stanowiła przykład wizjonerstwa projektowania, przekraczającego ówczesne czasy, symbol potęgi gospodarczej i technicznej Francji. Projekt zakładał demontaż wieży po 20 latach, jednak za sprawą umieszczenia na jej szczycie anteny, powstaniu pierwszego radia i telegrafu optycznego, stała się idealnym miejscem do transmisji sygnału i najpotężniejszą anteną na świecie. To dzięki niej podczas I wojny światowej udało się francuskiej armii przechwycić tajną informację o niemieckiej ofensywie i tym samym doprowadzić do zwycięstwa Francuzów nad Marną w 1914 r., co miało ogromne znaczenie dla dziejów świata. Przez ponad 40 lat, aż do 1929 roku, była najwyższą budowlą świata, później jej wysokość zmieniała się w zależności od zamocowanej anteny, dziś liczy 324 m wysokości.

Wieża Eiffla stanowi symbol Francji, ale i całej Europy, wolności i demokracji. Co roku odwiedza ją ponad 7 milionów turystów z różnych części świata.

 

Un voyage immobile

 

Przy oglądaniu zdjęć rodzi się pytanie, czy wieża Eiffla jest tłem do tego, co się dzieje dookoła, do paryskiej codzienności, czy ta codzienność jest tłem do wieży Eiffla?

Pierwszy raz ktoś zadaje mi takie pytanie. To bardziej wieża Eiffla otoczona codziennością. Musiałem wybrać punkt widzenia. Widzisz, jesteśmy przy oknie, tu, na parapecie. I zostajemy przy oknie cały rok, nie ruszając się w ogóle. Codzienność poza oknem toczy się dalej, żyje. Ale my nie możemy, nie jesteśmy w stanie zobaczyć tego przechodzącego życia. Z kolei to przechodzące życie na ulicy, w pobliżu okna, nie zauważa nas. Każdy ma swoje obowiązki, więc nie zwraca uwagi na to, co dzieje się za szybą, obok – opowiada fotograf.

Inspiracja zrodziła się, gdy miał 22 lata. Był to czas wolności, szalonych lat 70., słuchał wtedy Pink Floydów, Beatlesów i jeździł Renaultem 4-L. Należał do grupy refleksyjnej, dużo rozmyślali m.in. nad Krishnamurti („prawda jest krainą bez dróg”). Pewnego dnia wracał ze spotkania koła – była 1 w nocy, z jednej strony merostwo Paryża Hôtel de Ville, BHV i sygnalizacja – czerwone światło. Na fasadzie budynku merostwa znajdowały się wnęki, a w nich rzeźba Eugène Viollet-le-Duc’a, która, wydawało się, że obserwuje to, co dzieje się wokół. Wtedy zrodziła się myśl: „to niesamowite, że ten Viollet-le-Duc, który tak stoi, patrzy i się nie rusza, zna więcej świata niż ja, który biegam we wszystkie strony”. I ta idea powróciła 30 lat później podczas realizacji zdjęć wieży Eiffla. Projekt nosi nazwę „Nieruchoma podróż” (Un voyage immobile) – wieża Eiffla stanowi centrum uwagi, i choć wystawa podróżuje po całym świecie, to jest to jakby podróż bez ruchu. C’est tout Le Monde qui passe à côté de Tour Eiffel.

Lubliner dzięki kadrom, ujęciom, historiom, które opowiada, ożywia wieżę i przenosi ją w przestrzeni. Czas upływający u stóp wieży Eiffla ma wymiar niezwykle symboliczny.

 

Serce Paryża w centrum Lublina

 

Pierwsza wystawa projektu miała miejsce w Muzeum Człowieka na Trocadero w Paryżu podczas konferencji, której tematem przewodnim był upływający czas. Tam po raz pierwszy przedstawiono 365 prac. Teraz, ze względu na objazdową formę wystawy, prezentowana jest ich ograniczona ilość. Lublin jest trzecim miastem w Polsce, w którym można zobaczyć twórczość Jean-Paula Lublinera. 

11 października w Lublinie w Centrum Spotkania Kultur odbyło się otwarcie wystawy fotograficznej „130 lat Wieży Eiffla”. – To miejsce jest niesamowite, przypomina Beaubourg w sercu Lublina, zachwycająca architektura, wpisująca się w ideę wystawy, której inspiracją jest nowoczesność – komentuje fotograf. Wernisaż został poprzedzony krótkim recitalem piosenki paryskiej w wykonaniu Lydie Charlotte Kotliński. Zanim wystawa przyjechała do Lublina, można było zobaczyć ją w Warszawie i w Konstancinie-Jeziornie. W listopadzie zdjęcia zaprezentowane zostaną we Wrocławiu, później w Gdyni i Łodzi.

Każde ujęcie ma swoją historię, wiąże się z jakimś wydarzeniem, przypadkowym momentem. 

Widzisz tego dzieciaka? Od czasu do czasu czyszczą baseny koło wieży Eiffla, ten dzieciak nie widział, że ktoś go obserwuje, zachowywał się naturalnie, machał rękami – opowiada Lubliner.

Większość prezentowanych zdjęć powstała właśnie spontanicznie, znienacka. 

Na kolejnym zdjęciu widać lunapark, małe wesołe miasteczko, w tle karuzela, na pierwszym planie walka mężczyzn, handlarzy figurek wieży Eiffla. To są klany handlarzy, prowadzą między sobą wojnę, rywalizują o klientów-turystów. Jeden z nich ma nóż, drugi kij baseballowy. Na każdym zdjęciu musi być widoczny napis, a on jest tylko z jednej strony wieży Eiffla, więc musiałem przykleić się do tych kolesi i jak w amerykańskim filmie – jeden uderza drugiego kijem baseballowym, nawet widać, jak temu drugiemu wypadają zęby od uderzenia, upada na ziemię. Później zaczynają bić się na karuzeli, robię zdjęcia, oni początkowo w ogóle nie zwracają na mnie uwagi. Dopiero jak zobaczyłem, że patrzą na mnie, poczułem strach i uciekłem. To było bardzo niebezpieczne ujęcie – opowiada Jean-Paul. 

 

Kiedy mewy patrzą na ciebie

 

J-357 przedstawia mewy, oczywiście w otoczeniu wieży Eiffla. To jeden z tych obrazów, na tle którego każdy chciał selfie i który cieszył się największą popularnością na wystawie, nie tylko w Lublinie. To także ważne ujęcie dla Lublinera. Zrobiłem to zdjęcie 8 stycznia 1999 roku. Te trzy mewy patrzyły na mnie i wtedy zdałem sobie sprawę, że nie porzucę tego projektu – tłumaczy. Oczywiście zdarzały się i momenty zwątpienia, ostatni miesiąc był najtrudniejszy, żeby odkryć coś nowego, ale jednak za każdym razem motywacja zwyciężała. – Miałem tylko jeden dzień, żeby zrealizować pomysł, inaczej byłem stracony. To był instynkt. Czasami obraz przychodził trzy godziny wcześniej, nie mogę tego wytłumaczyć, to duchowa sprawa, natchnienie, wizja – wspomina.

Jak mawiał ojciec fotoreportażu Henri Cartier-Bresson – ważna jest intuicja i odpowiednia chwila, ten „decydujący moment”, bo w każdym ujęciu „sekretem jest czas”. 

Ten projekt jest ciekawy, wieża Eiffla zawsze wywoływała kontrowersje, jest takim niechcianym obiektem, ale równocześnie wzbudza fascynację. Wiem, że dużo Polaków nie ma okazji przyjechać do Paryża, więc Paryż przyjechał do Lublina! – podkreśla z entuzjazmem kuratorka.

Fotografie Jean-Paula Lublinera stanowią symboliczne przeniesienie w miejscu i przestrzeni, zmniejszają odległość między Lublinem a Paryżem, dzięki czemu wieża Eiffla wydaje się, że jest tuż obok, na wyciągnięcie ręki.

Dla mnie projekt „130 lat Wieży Eiffla” ma podwójne znaczenie. Chcę połączyć Francję i Polskę, i wszystkie kraje całej Europy, bo ta wystawa łączy granice. Wieża Eiffla to symbol całej Europy, pod jej stopami przechodzą paryżanie z bliska i z daleka, turyści z całego świata. Te fotografie dotyczą nas wszystkich – podsumowuje Lubliner.

Leave A Comment