W zachodniej części Himalajów Wysokich, na obszarze Kaszmiru, w północno-wschodnim Pakistanie, w czarodziejskim przepychu swej niezrównanej piękności stoi Nanga Parbat. Ta bezczelna, arogancka góra sięgająca dachu świata jest jednym z dwóch niezdobytych zimą ośmiotysięczników. Wyobraźmy sobie: śnieg, mróz, temperatura poniżej 20 stopni, a nade wszystko ten wyjący wiatr ścinający z nóg i spychający w czeluść przepaści. Od kilku tygodni perłę w Koronie Himalajów próbowało pokonać dwóch polskich himalaistów: Jacek Czech i Adam Bielecki. Pierwszego nie znam, o drugim zaś słyszałam w kontekście dramatycznej wyprawy na Broad Peak (tragicznie zginęli wówczas Maciej Berbeka i Tomasz Kowalski). Zawsze się zastanawiałam, dlaczego ci ludzie są tak opętani górami, co ich pcha na niebotyczne szczyty i każe ryzykować życiem. Wdech, wydech (…). Potem znów krok. W sztywnych od lodu ubraniach, w goglach pokrytych skorupą śniegu (…) wędrują z trudem przez pole firnowe. Tracą czucie w stopach, wyczerpani, z poważnymi odmrożeniami przedostają się na stronę żyjących, zostawiając tych, którym zabrakło sił. Jesteśmy cząstką świata, w którym wszystko jest zorganizowane i który we wszystkim nas wyręcza. Jak pisał Simone Moro: Jeśli jest ci zimno, włączasz ogrzewanie. Jeśli jest ci smutno, włączasz telewizor i oglądasz zabawny program. Czasami, żeby nauczyć się siebie, musisz być daleko od miejsca, w którym czujesz się bezpieczny. Przebywanie w takim miejscu daje ci możliwość zrozumienia tego, czego się boisz, z czego jesteś dumny i świadomość tego, co możesz zrobić, a czego nie. A ja dorzucę jeszcze: aby zdobyć szczyt, musisz być zdeterminowany, uparty (w tym dobrym znaczeniu) i zmotywowany wewnętrznie. I tu Eureka! Nagi Archimedes wyskoczył z wanny. O, tacy uczniowie są moim marzeniem. Nie muszą wspinać się po niebezpiecznych stromych ścianach, nie chcę, aby zakładali kolejne obozy w rozrzedzonym górskim klimacie, zwisali na linach, szukając oparcia na wystających półkach. Chcę tylko, by im się tylko chciało: zdobywać niewielkie, lecz coraz wyższe pagórki, i aby temu towarzyszyły pasja, ambicja, samoświadomość i parcie naprzód. Wiem, że nie jest to takie proste, gdy w głowie zawsze maj, a hipokamp domaga się mocnych wrażeń, do których nauka niekoniecznie należy. Najtęższe umysły praktyków – nauczycieli, praktyków – rodziców zastanawiają się, w jaki sposób nakłonić młodego człowieka, by znalazł klucz Ignacego Balińskiego do potęgi, pozwalający być kimś w życiu, nie zginąć w tłumie (pamiętamy dobrze te wpisy w sztambuchach). Pozwolę sobie jeszcze raz przywołać Simone’a Moro: Potrzebujesz trenować 7 dni w tygodniu przez 365 dni w roku, jeśli chcesz mieć wystarczającą siłę, aby wspiąć się i wrócić bezpiecznie. 8-tysięcznik w zimie jest jak Igrzyska Olimpijskie. Myślisz, że jest możliwe wziąć udział w Igrzyskach z bieganiem 2 razy na tydzień? Nie nawołuję do katorżniczej pracy, ale skłaniam do systematyczności, pilności i wytrwałości. Pamiętam przy tym historię Kleofasa – szkolnego kolegi Mikołajka (tego od Sempégo i Goscinnego). Pieszczoszkiem pani jest Ananiasz – pierwszy uczeń, cudowne dziecko – jednym słowem prymus. O, ten wszystko umie i wie za wszystkich (ręka w górze), zna odpowiedzi na najtrudniejsze nawet pytania. W klasie jest też Kleofas – uczeń najgorszy (podobno dlatego musi nosić okulary) – zawsze, kiedy jest pytany, akurat myśli o niebieskich migdałach. Pewnego dnia pani nie przyszła do szkoły – okoliczności rodzinne wezwały ją na wieś. Na zastępstwo przyszła więc nieznana chłopcom bardzo wysoka i bardzo chuda madame Navarin. Nowa nauczycielka poprosiła o przyniesienie mapy Francji. Ananiasz jak zwykle wstał i służył swoją osobą. Jako najlepszy uczeń i pupilek zawsze przecież chodził po różne rzeczy, napełniał kałamarze, zbierał klasówki i ścierał tablicę. Nowa pani uznała go za niezdyscyplinowanego i o przysługę poprosiła Kleofasa, który z zadania wywiązał się znakomicie, a po powrocie powiedział wszystko, co wiedział o Sekwanie. Dostał zatem piątkę i oszołomiony wrócił do ławki. Natomiast Ananiasz zapytany o dopływy rzeki zaczął dukać, a nauczycielka stwierdziła, że zamiast wygłupiać się na lekcji, lepiej wziąłby przykład ze swojego kolegi. Tak Kleofas został najlepszym uczniem, a madame utarła nos Ananiaszowi i strąciła go z piedestału klasowej gwiazdy. Po tygodniu „właściwa pani” wróciła, wróciła też do normy poprzednia sytuacja: Ananiasz odzyskał nimb sławy geniusza, a Kleofas powrócił do pozycji bałwana. To opowieść o tym, że motywacja ucznia jest sprawą nader skomplikowaną.