fbpx

Pirat śródlądowy: Czyj koniec, czyj początek

19 maja 2017
774 Views

Jestem stałym gościem na polskich lotniskach. Z racji zamieszkania od kilku lat najczęściej bywam w porcie lubelskim, jako pasażer bądź osoba witająca/odprowadzająca kogoś z rodziny. Tak się bowiem składa, że regularnie wszyscy latamy do Anglii. Ostatnia moja wizyta na lotnisku wydała mi się jednak inna niż dotąd, bo też kompletnie odmienne niż zazwyczaj były reakcje i rozmowy podróżnych i osób im towarzyszących.

Było już po Brexicie. Gdzie ucho nie przyłożyć, tam słyszałem rozmowy na ten temat. Co dalej? Jak długo jeszcze? Co się zmieni? Takimi rozważaniami zaprzątali sobie głowy ludzie, dla których Wielka Brytania stała się miejscem pracy i drugim domem.

Mało kto chyba spodziewał się, że do tego dojdzie. Wprawdzie wszyscy, łącznie z politykami i komentatorami, liczyli się z wyjściem Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej, dla większości wyniki referendum z 23 czerwca były jednak szokiem. Zdaje się, że szokiem są również dla samych Brytyjczyków, w tym i tych, którzy głosowali za wyjściem z UE. Potwierdzają to dane udostępnione przez wujka Google, że dzień po referendum w UK na czołowych miejscach w wyszukiwarce pojawiały się pytania: „Co oznacza wyjście z Unii Europejskiej?”, a nawet „Co to jest UE?”.

Trochę po czasie, ale tak bywa, gdy zamiast rozumem głosuje się rozgrzanymi emocjami. Niestety, rozum jest zwykle w ostrym deficycie, za to emocji nie brakuje nigdy i nikomu. Nigel Farage, lider brytyjskich separatystów i nacjonalistów, potrafił perfekcyjnie te emocje podkręcić, a premierowi Cameronowi, który to wszystko krótkowzrocznie zaczął, nie udało się już pędzącego szaleństwa zatrzymać. Jak widać ukończenie Eton i Oxfordu nikomu, nawet premierowi wielkiego państwa, rozsądku i przenikliwości nie gwarantuje.

Farage zagrał na nacjonalizmie, rozbudził antyimigranckie nastroje, niestety, w dużym stopniu wymierzone w nowych przybyszów, a więc głównie w Polaków na Wyspach. Któryś z polskich komentatorów walnął nawet analizę, że to Polacy w największym stopniu przyczynili się do Brexitu. Gruba przesada, chociaż bez wątpienia swój wkład mają. Gdy widzę osiłków paradujących po angielskich ulicach w koszulkach z symbolem Polski Walczącej czy hasłami typu Bóg, Honor, Ojczyzna, ledwie dukających po angielsku, za to z wprawą rzucających ku..ami i z pogardą odnoszących się do gospodarzy, nazywanymi pie…..mi Angolami lub Brytolami, to potrafię zrozumieć mechanizm powstawania antypolskich nastrojów.

Bo że takie nastroje są, nie ulega wątpliwości. Teraz, po Brexicie, nadal, a może nawet jeszcze bardziej, rozbudzają je prymitywne angielskie tabloidy, typu „The Sun”. Inna sprawa, że wszystkie tabloidy, w tym nasze, są prymitywne i grają na najgorszych emocjach, mając swój niemały wkład w odradzanie ksenofobii i wzajemnej niechęci. Po latach wspólnotowej koegzystencji w wielu krajach niepokojąco mocno odżyły nacjonalizmy, radykalizmy i wszystkie inne „izmy”. Widać to właściwie wszędzie, łącznie z piłkarskimi Mistrzostwami Europy, gdzie radosne kibicowanie wielu zastąpiło kibolską rozróbą podszytą faszystowską ideologią. A przy okazji zdarzeń towarzyszących Brexitowi może warto zastanowić się (o ile ktoś taką zdolność posiada), jaki w Polsce dominuje stosunek do obcych i czy różni się on od tego wyrażanego przez część brytyjskiego społeczeństwa? Zmartwienia brytyjskich Polaków, tych, którzy pojechali tam spokojnie żyć i uczciwie pracować, dziwić nie mogą. Oni wybrali Europę, a Brytyjczycy wręcz przeciwnie. Chociaż…

Zachwycony Farage cieszy się, że zaczął demontaż UE. Oby się mylił, a Brexit paradoksalnie Unię wzmocnił. Za to być może właśnie nastał początek końca Zjednoczonego Królestwa. Bo Szkoci i Irlandczycy z północy, którzy opowiedzieli się za Unią, już teraz mówią o niepodległości. Zamiast do Londynu może więc wkrótce częściej i bez obaw będziemy latać do Glasgow i Belfastu.

Żeby tylko naszym mężom stanu nie odbiło i nie poszli w ślady swojego przyjaciela Camerona.

 

Paweł Chromcewicz

Leave A Comment