Coraz mniej czytam, oglądam i słucham. To nie znaczy, że w ogóle przestaję czytać lub patrzeć w ekran telewizora. Po prostu, ostro selekcjonuję dostarczany materiał już na etapie wstępnym. Ostatni raz świadomie włączyłem program informacyjny bądź tzw. publicystyczny (gadające głowy) w roku 2010. Stuka mi więc właśnie malutki jubileusz wolności od głupoty, pomówień, nienawiści i małostkowości, bo tym żyje nasz medialny świat.
I jest mi z tym dobrze. Bardzo dobrze! Oczywiście, cały czas wiem, co dzieje się na świecie. Bo jest Internet (też poddany mocnej selekcji). I są media zagraniczne. Zresztą, żeby wiedzieć, co wydarzyło się na świecie właśnie, nie da się korzystać z żadnych Wiadomości, Faktów czy innych Republik, trzeba przejść na BBC World, Euronews, ZDF, Deutsche Welle albo France 24, w zależności od tego, kto w jakim języku coś kuma. Bo w naszych serwisach od – kluczowej dla cen ropy – królewskiej zmiany w Arabii Saudyjskiej czy wymordowania w pień kilku wiosek w Nigerii ważniejsze jest, że Pani Elbanowska, ta od 6-latków, usiadła w Sejmie nie tam, gdzie powinna, albo że Pan Prezydent powiedział w Japonii coś podobno obraźliwego. Oczywiście, media wszystkich opcji przy tej okazji nie piszą „per Pan Prezydent”, lecz „per Komorowski” (dobrze, że nie „Komoruski”). Elegancja, dla której niedościgłym wzorem jest zapewne publicysta Łukasz Warzecha o Pani Premier mówiący „słabo myślący babsztyl, który przypadkiem rządzi moim krajem”. Przy okazji przepraszam wszystkich rzetelnych publicystów – usprawiedliwiam się tym, że tak właśnie Pana Warzechę nazywają media. W takiej oto medialnej rzeczywistości w zdumienie wprawiła mnie lektura obszernego, jak na dzisiejsze standardy, tekstu o Panu Profesorze Tomaszu Trojanowskim, wybitnym polskim neurochirurgu, kierowniku Kliniki Neurochirurgii i Neurochirurgii Dziecięcej szpitala SPSK 4 w Lublinie. Jeszcze bardziej zdumiałem się tym, że portal gazeta.pl dość długo trzymał ten artykuł na swojej czołówce, chociaż przecież mógł tam umieścić inną ważną wiadomość typu „Fatalne oceny Kickera dla Lewandowskiego” albo nie mniej wiekopomną pt. „Wiecznie wściekła matka, ojciec pijak, kradzieże… A potem super kariera. Nadchodzi kres Ibrahimovicia?”. Ta ostatnia naprawdę była czołówką w dniu, w którym pisałem felieton.
To doprawdy szok, że znakomitość medyczna, na dodatek przedstawiona pozytywnie (przy okazji niskie ukłony i wyrazy szacunku dla Pana Profesora), dość długo wygrywała z doniesieniami o gwiazdach boiska i estrady czy z kolejnymi „mądrościami” wyplutymi przez polityków. Ale równie dużego szoku doznałem, gdy zajrzałem do komentarzy pod artykułem o Panu Profesorze. Dwa przykłady, z wielu podobnych:
„(…) dla takich ludzi powinny być otwarte serwery i portale tv i Internetu, wtedy Polska byłaby lepsza, mądrzejsza, szlachetna”.
„I co? nie można częściej wrzucać takich interesujących tekstów o interesujących ludziach, zamiast tych samych mord idiotów, którym z otworów gębowych wydobywa się gó…”
Mocne. A były jeszcze mocniejsze i wszystkie obsypane morzem plusów przez innych internautów. Okazuje się więc, że ludzi, którzy mają dość bzdur, głupot i nienawiści w mediach i wokół nas jest cała masa.
W 2002 roku pracowałem w „Kurierze Lubelskim”. I gdy wówczas zmienialiśmy jego format, wygląd i zawartość, postanowiliśmy, że więcej będzie w nim wiadomości dobrych i pożytecznych. Na otwarcie odnowionej gazety daliśmy materiał o rynku pracy i podpowiadaliśmy, gdzie i jak jej szukać. Potem jeszcze wielokrotnie szukaliśmy „ciepłych” tematów. Z powodzeniem.
Jednak minęło 13 lat i dziś właściwie wszystkie polskie media pływają w plotkach, bzdurach i infantylności, wręcz topią się w gó…, że przywołam internautę z powyższego cytatu.
Gdyby z naszych serwisów wycisnąć tę miałkość, głupotę i nienawiść, to co by pozostało? Może tyle, ile w angielskiej anegdocie, wedle której przed mikrofonem BBC siada nienagannie ubrany spiker i serwis zaczyna tak: „Dzisiaj nic ważnego się nie wydarzyło”…
Niestety, kluczowa dla wielu mediów i polityków reguła: „im gorzej, tym lepiej”, u nas ma się szczególnie dobrze. Cieszę się, że – jak widać – wiele osób ma już tej zasady serdecznie dość.
Paweł Chromcewicz