„Chcemy być nowocześni […]. Zbyt szary jest zewnętrzny obraz naszego społeczeństwa na co dzień. W swoim ciężkim i ofiarnym wysiłku społeczeństwo zasługuje na piękno, czystość, jasność i barwę” – tak w 1956 roku pisał Jerzy Hryniewiecki, polski architekt i urbanista. Jego artykuł pojawił się w pierwszym numerze miesięcznika „Projekt”. Tekst przybrał formę manifestu – przedstawiał marzenia i dążenia kolejnych pokoleń, a sam magazyn szybko stał się ważnym medium prezentującym nowe idee rodzące się w sztuce. Na jego łamach zaczęły pojawiać się realizacje z całej Polski, a wśród nich także te z Lublina.
Potrzeba zmiany była ogromna, pomysły buzowały w głowach projektantów, a kiedy na przełomie lat 50. i 60. pojawiła się możliwość ich realizacji, zaczęła powstawać wyjątkowa architektura, wzornictwo i urbanistyka. Czuć było ducha modernizmu, nowoczesności, zmiany. Właśnie po to, by przywołać tę niesamowitą, twórczą atmosferę tamtych dekad, powstały Lubelskie Dni Modernizmu.
Funkcja, forma, konstrukcja
Nowocześnie, to znaczy jak? Czym właściwie jest modernizm? Wielu osobom błędnie kojarzy się on z szarym PRL-em i osiedlami z wielkiej płyty, ale żeby zrozumieć jego istotę, warto spojrzeć o wiele głębiej. To nurt, który powstał już na początku XX w. w odpowiedzi na szybką industrializację oraz przemiany społeczne. Przyszła era maszyny, a świat zacząć pędzić w niewyobrażalnym dotąd tempie. Miejsce dyliżansu zajął samochód, panie pozbyły się krępujących ruchy gorsetów, skróciły włosy i sukienki, a w kolejne stulecie wkroczono w rytmie jazzu. Architektura także się rozwijała dzięki nowym rozwiązaniom technicznym i użyciu żelbetu. Najważniejsze przy tworzeniu budynków stały się trzy elementy: funkcja, forma, konstrukcja.
Europa zaczęła się zmieniać. Modny styl pojawił się również w Polsce i trafił na podatny grunt. Odbudowujące się po latach zaborów państwo potrzebowało rozwiązań dopasowanych do aktualnych potrzeb i standardów. Modernistyczne podejście było widoczne nie tylko w formach i estetyce budynków, ale również układach powstających miast i osiedli (m.in. Gdyni czy Osiedla Dyrekcja w Chełmie). Dążenie do nowoczesności przerwała II wojna, zaraz po niej klimat polityczny również nie sprzyjał rozwojowi, a w architekturze i innych dziedzinach sztuki rządził socrealizm, konsekwentnie unikający eksperymentów. Dopiero lata 60. przyniosły zmianę. Na świecie to dekada postępu, czas rozwoju skomplikowanych technologii, nowych materiałów, podboju kosmosu. W Polsce już od jakiegoś czasu czuć twórczy ferment i potrzebę modernizacji. Na ulice wkracza moda mini, z radia płynie protest song – „Dziwny jest ten świat” w wykonaniu Czesława Niemena, czytelnicy rozchwytują świetnie zaprojektowany przez Romana Cieślewicza i innych znakomitych grafików miesięcznik „Ty i ja”, w którym stałą pozycję ma dział wzornictwa przemysłowego i kultury mieszkania. Wraz z odwilżą polityczną wszystko nabiera rozpędu. Następuje nadrabianie zaległości w różnych aspektach życia, przede wszystkim w architekturze. Twórcy nareszcie mogą realizować pomysły, które rodziły się w ich głowach jeszcze w latach 20.
Nowe spojrzenie
Dziś wciąż mamy mylny obraz tamtych czasów. Właśnie po to, by pokazać prawdziwą wartość sztuki połowy XX w., organizowane są Lubelskie Dni Modernizmu. Jak mówi pomysłodawczyni i dyrektor festiwalu Izabela Pastuszko, wydarzenie powstało, by „odczarować wyobrażenie o architekturze i urbanistyce, budować świadomość, co to jest modernizm i o co w nim chodzi”.
Pierwsza edycja odbyła się w maju zeszłego roku. Program skierowano do szerokiego grona odbiorców. Był bogaty i różnorodny: wystawy, projekcje filmów, warsztaty, nawet teleturniej sprawdzający wiedzę mieszkańców z osiedli im. A. Mickiewicza i im. J. Słowackiego. Zorganizowano spacery tematyczne, a wydarzenia odbywały się w różnych przestrzeniach miasta. Na jeden dzień reaktywowano nawet kawiarnię, mieszczącą się dawniej w kultowym budynku Empiku na LSM-ie. Wszystko dopracowane zostało w każdym detalu – od plakatów tworzonych w estetyce tamtej epoki po towarzyszącą wydarzeniu publikację. Festiwal zorganizowano bardzo profesjonalnie i z dużym rozmachem. Chociaż poprzeczka została ustawiono bardzo wysoko, w tym roku sukces udało się powtórzyć.
Wydarzenia oparto na trzech filarach: architekturze, designie i urbanistyce, ale największą jego siłą okazali się ludzie. Atrakcji nie brakowało, a podczas tej edycji duży nacisk postawiono na spotkania, debaty, wymianę doświadczeń. Na modernizm starano spojrzeć się z różnych perspektyw, poznać jego codzienne oblicze, porozmawiać o poszczególnych realizacjach, ale także o sztuce, która im towarzyszyła.
Nad całością czuwali organizatorzy. Dyrektor festiwalu – prawnik, historyk sztuki i menadżer kultury – Izabela Pastuszko oraz rada programowa, w skład której wchodzą: historyk prof. Jan Pomorski, historyk sztuki prof. Lechosław Lameński oraz architekt prof. Bolesław Stelmach. W rozmowie dyrektor Lubelskich Dni Modernizmu wielokrotnie podkreślała, jak bardzo ceni sobie wsparcie, pomysły i ich ogromną wiedzę, dodaje – „dobrze się nam współpracuje”, podobne spojrzenie na modernizm i wspólne cele to bardzo ważne przy organizowaniu tak dużego przedsięwzięcia.
Festiwal to także świetni, zaangażowani w sprawę wolontariusze – młodzi ludzie, studenci z różnych uczelni i kierunków oraz starsi mieszkańcy miasta, którzy doskonale pamiętają, jak kilka dekad temu wyglądał Lublin. Chętnie dzielą się swoimi wspomnieniami i zdjęciami. Są też nieocenieni pracownicy bibliotek, którzy pomagają to wszystko spisać i zbierać. Żeby o modernizmie mówić w szerszym kontekście, do udziału w wydarzeniu zapraszani są specjaliści z całej Polski. W tym roku pojawili się historycy, historycy sztuki, architekci, wybitne postaci zajmujące się badaniem tamtego okresu, m.in. dr Mariusz Mazur, prof. Marek Budzyński, prof. Waldemar Baraniewski, prof. Andrzej Szczerski. Całość spaja Izabela Pastuszko. Modernizm był początkowo tematem jej pracy dyplomowej, następnie książki (opisującej Miasteczko Akademickie UMCS), częścią doktoratu, w końcu stał się sposobem na życie i przede wszystkim ogromną pasją. Dzięki swojej otwartości i pozytywnej energii przyciąga, łączy i zaraża nią innych.
Architektura
Spróbujmy odczarować modernizm. Na początek budynki, bo tworzona wtedy architektura zasługuje, by spojrzeć na nią nieco inaczej, bardziej przychylnym okiem. W modernizmie to właśnie ona stała się głównym środkiem wyrazu, choć niestety talent architektów i konstruktorów, którzy ją tworzyli, wciąż nie jest dostatecznie doceniany. A w Lublinie nadal mamy wiele świetnych przykładów z lat 60. – osiedla i wypełniające je obiekty wcale nieodbiegające od tych europejskich. Realizowane tu projekty znalazły się w publikacji Ryszarda Nakoniecznego „Słynne wille polskie” oraz na kartach książek Filipa Springera – reportażysty zafascynowanego architekturą tego okresu. Wiedzą o nich badacze modernizmu, warto, by lepiej poznali je także mieszkańcy. Lubelskie ulice wypełniają nadal liczne realizacje Tadeusza Witkowskiego, wśród nich jest Biblioteka Międzywydziałowa UMCS czy Powszechny Dom Towarowy – to doskonale zaprojektowana forma i świetnie rozplanowana funkcja. Budynek stał się w tamtym czasie jednym z najnowocześniejszych obiektów handlowych w Polsce. Wkład architekta w rozwój miasta docenili ostatnio nawet radni, nadając placowi przed tym gmachem imię jego twórcy.
Warto zwrócić też uwagę na projekt Krystyny Różyskiej: budynek Dawnego Domu Usługowego Studenta, słynną „Chatkę Żaka” – to ona w tym roku stała się prawdziwą bohaterką festiwalu. Choć elewacja poddana współcześnie remontom straciła nieco ze swojego pierwotnego wdzięku, forma i wnętrze nadal zachwycają. Skala, otwartość na otoczenie, układ pomieszczeń sprawiają, że budynek nadaje się do wielu funkcji. Podczas tej edycji organizowano w nim warsztaty dla dzieci, uroczystą galę, spotkania z ekspertami, a we wszystkich rolach sprawdził się znakomicie. – To najlepszy przykład architektury z tego okresu, bardzo racjonalnie zaplanowany. Na pewno potencjał tego budynku wykorzystamy także w kolejnych latach – zaznacza Izabela Pastuszko.
Wzornictwo
Modernizm to także działania w mniejszej skali, a powstające od połowy XX w. przedmioty były równie nowoczesne, charakteryzują je śmiałe formy i nasycone kolory. Rok temu podczas festiwalu mogliśmy podziwiać porcelanę, tym razem szkło. Do rozmów, debat i dyskusji o designie zaproszono przedstawicieli różnych pokoleń, twórców oraz technologów i producentów, bez których realizacja żadnego z projektu nie byłaby możliwa. Nie zabrakło też prawdziwej ikony tamtego okresu, Jana Sylwestera Drosta – projektanta, który niegdyś pracował dla słynnej Huty Szkła Ząbkowice. Wraz z żoną Eryką Trzewik-Drost byli autorami zarówno unikatowych form, jak i szkła produkowanego seryjnie. Wzory takie jak Rotor, Cora czy Asteroid przez kilka dekad były podstawowym elementem wyposażenia niemal każdego domu. Dziś jedne z tych projektów ponownie wchodzą do produkcji, drugie, mniej dostępne, są prawdziwymi rarytasami dla kolekcjonerów. Wszystkie można było oglądać na wystawie zorganizowanej w Centrum Spotkania Kultur. Wybór tematu trafiony, co potwierdziły prawdziwe tłumy widzów goszczące na wernisażu.
Urbanistyka
– O modernizmie należy myśleć holistycznie – mówi Izabela Pastuszko. Dlatego nie możemy zapominać o urbanistyce, zwłaszcza że w Lublinie mamy świetnie zaplanowane przestrzenie. Uwagę zwracają układy osiedli, w których zapewniono wszystkie potrzeby – wprowadzano różne rodzaje usług, handel, myślano o miejscach odpoczynku, edukacji, kultury. Dzięki skumulowaniu funkcji mogły działać jak samodzielny mikroorganizm. Na uwagę zasługuje dzielnica uniwersytecka – jedyne takie założenie architektoniczno-urbanistyczne w Polsce. Nakreślona pod koniec lat 40. przez Czesława Gawdzika i Tadeusza Witkowskiego koncepcja była konsekwentnie realizowana w kolejnych dziesięcioleciach. Mamy też wyjątkowe osiedla wchodzące w skład Lubelskiej Spółdzielni Mieszkaniowej. To im. A. Mickiewicza, projektu Feliksa Haczewskiego, w większości składa się z bloków o niskiej zabudowie, wtopionych w zieleń i idealnie współgrających z mocno zróżnicowanym ukształtowaniem terenu. Szybko stało się ono jednym z najbardziej znanych w Polsce, wielokrotnie nagradzane, już kilka lat po realizacji przyciągało liczne wycieczki i zainteresowane osoby, które pragnęły sprawdzić, jak wygląda życie w nowoczesnej przestrzeni. Drugim znakomitym przykładem jest osiedle im. J. Słowackiego zaprojektowane prze małżeństwo Hansenów, wybitnych architektów i wizjonerów, którzy tu wcielili w życie teorię Formy Otwartej i koncepcję Linearnego Systemu Ciągłego. Całość założenia podzielono na strefy pełniące różne funkcje, a ruch kołowy z wnętrza wyprowadzono na obrzeża, tworząc w centrum osiedla przyjazne dla mieszkańców miejsce – tło do ich codziennych działań.
Podczas festiwalu urbanistykę poznawaliśmy przede wszystkim w praktyce, bo układy przestrzenne warto poczuć, zanurzając się między budynki. W programie znalazła się więc gra miejska i spacer, właśnie on cieszył się największym zainteresowaniem. Byli młodsi i starsi, jedni to miłośnicy modernizmu, inni – mieszkańcy, którzy tu spędzili większość swojego życia. Każdy napotykany obiekt budził wiele emocji i przynosił kolejne wspomnienia, mieszkańcy chętnie dzielili się swoimi historiami, anegdotami, a nawet zdjęciami sprzed kilku dekad.
Ducha tamtych czasów czuć było wszędzie, przed budynkiem zaparkowały samochody z epoki, organizatorzy zadbali o to, by na stołach podczas bankietu pojawiła się prawdziwa oranżada, a przysmaki takie jak zimne nóżki czy sałatka warzywna były serwowane w naczyniach projektowanych kilka dekad temu. Trwałą pamiątką tej edycji festiwalu będzie dekoracja ścienna odtworzona na osiedlu Krasińskiego, która swoją premierę miała właśnie podczas spaceru. Dni Modernizmu za nami, emocje opadają, a już powoli planowane są kolejne działania. Jak podkreśla Izabela Pastuszko, pomysłów jest tyle, że można nimi obdzielić jeszcze kilka takich wydarzeń. Na razie trwają obrady rady programowej. Organizatorzy już zapowiadają, że chcą wkroczyć nieco dalej, przybliżyć inne osiedla i zwrócić uwagę także na modernizm tworzony na początku XX w. oraz zainteresować nas architekturą powstającą również poza granicami Polski.
Tekst Marta Zawiślak, foto Marcin Pietrusza