fbpx

Psia huśtawka, Fajna robota

29 sierpnia 2013
Komentarze wyłączone
980 Wyświetleń

Tekst Maciej Skarga

„Śpiewać każdy może, trochę lepiej lub trochę gorzej, ale nie o to chodzi, jak co komu wychodzi”. Parafrazując ten prześmiewczy cytat z tekstu Jonasza Kofty, można powiedzieć, że pisać i publikować na łamach prasy także.

I mamy oto takie perełki: kierowca pojazdu wpadł w poślizg podczas zakrętu, pijany bez prawa jazdy uderzył w drzewo, mechanik samochodowy wykonał remont po najmniejszej linii oporu, a pasażer autobusu zbeształ z błotem kontrolera biletów.

Nikt już oczywiście nie wyjaśnia, na czym ów biedny kierowca tak się ślizgał na siedzeniu samochodu. Wychodzi na to, że pijany nie palnąłby w drzewo, które akurat ktoś posadził na jego drodze, gdyby miał prawo jazdy. Mechanikowi, który zgubił gdzieś linię w swoim zakładzie, pozostał tylko opór do swojej roboty. A pasażer nie chciał zmieszać kogoś z błotem, żeby samemu się nie upaprać.

Piszącym takie informacje zupełnie to jednak nie przeszkadza. Przecież dziennikarzem dzisiaj może być każdy. To otwarty zawód. Jeśli nie masz co robić, skończyłeś nawet studia, ale żadnej roboty nie masz, wal do mediów i pisz. Jakoś to będzie. W końcu jak nie będziesz dziennikarzem profesjonalnym, to na pewno obywatelskim zostaniesz. Oczywiście w interesie społecznym, chociaż często zdarza się, że niejednokrotnie we własnym. A to komuś przysolić, kto nam podpadł, a to z kolei zrobić nieco zamętu w sprawie, w której tak naprawdę problemu nie ma.

Kiedyś zaczynający w tym zawodzie nocami siedział na dyżurze w drukarni i mozolnie na bieżąco uczył się pisania informacji. Teraz siada w towarzyskim gronie i bez zastanawiania się nad tym, co tam słownie wypichcił na łamach, ogłasza: jestem niezatapialny, bo medialny.

Co gorsza, odkąd prawa biznesu dyktują rynek, bywa, że i w niektórych redakcjach nie weryfikuje się treści oraz poprawności języka nadsyłanych materiałów. I koło się zamyka. Dziennikarze przestali się zastanawiać nad tym, jak i do kogo się zwracają. Nawet nie chcą zakładać, że czytelnik dość często jest mądrzejszy od nich. Informacja stała się tylko towarem, który przynosi największe zyski. Bez względu na to, czy jest mniej lub bardziej wiarygodna. Ważne, że jest i szokuje. Przestała być utożsamiana z prawdą.

– Co będziecie teraz robić? – spytałem niedawno kilku młodych ludzi na absolwenckim bezrobociu. – Jak nic nie wyjdzie, to się pewnie załapię w jakiejś prasie – odpowiedziała jedna z dziewczyn. – Zrobię kilka fotek, nagram na dyktafon i coś tam mi wydrukują. Teraz to modne. Płacą niewiele albo wcale, bo to praca społeczna. Ale będę dziennikarzem, a dzięki temu może szybciej do innej dobrej pracy się wkręcę. Fajna robota.Ale w sumie trudna i bywa skomplikowana – dodałem. – E, tam. Jakoś pójdzie  – odpowiedziała z absolutną wiarą w swoje powodzenie.

Rzeczywiście, jakoś pójdzie i może w dzisiejszej powodzi informacyjnego szumu medialnego niewielu bzdurę czy błąd zauważy. Ale gdzie tu miejsce na doświadczenie oraz szacunek, zarazem do czytelników, jak też i do tych, o których się pisze?

Często, tu i ówdzie, słyszy się żartobliwe powiedzenie, że zanim pojawił się Internet, ruch na ulicach był większy, bo dziennikarze tłumnie szukali na nich tematów. Wielu z nich do dzisiaj na szczęście stanowi podstawowe grono redakcji. I wielka szkoda, że rozpoczynający pracę w tym zawodzie nie zawsze chcą brać z nich dobry przykład.

Jeden z największych magnatów prasowych w historii prasy William Randolph Hearst zwykł powtarzać, że „informacja to jest to, co ktoś próbuje przed dziennikarzem ukryć; wszystko inne jest reklamą”. Warto o tym pamiętać.

Człowiek sięga po gazetę, przegląda portale, żeby się czegoś dowiedzieć. Chce wyrobić sobie jakiś pogląd. Otóż to. Tylko coraz rzadziej i trudniej, zwłaszcza w młodzieńczej powodzi medialnej dziwnomowy, można go sobie wyrobić.

Kiedyś mieliśmy taki okres, że jedni mieli poglądy, ale głosu nie mieli, a inni musieli mieć poglądy, bo inaczej głos stracą. Obecnie wszyscy jakby mają głos, zwłaszcza ten medialny, ale dzięki temu poglądów jakoś nam nie przybyło. Przy tym mieć jakikolwiek pogląd, niekoniecznie oparty o znajomość rzeczy – staje się powoli modą dwudziestego pierwszego wieku.

I dalej wychodzi na to, że niewiele od dawnych czasów się zmieniło. Nierzadko kupując jakieś czasopismo, przeglądając portale internetowe, czy też oglądając TV – kupujemy kota w worku. Efekt zaś dalej jest taki sam. Kot szybko wieje, a dziurawy worek – niestety na nasze pieniądze – pozostaje.

Komenatrze zostały zablokowane