fbpx

Po drugiej stronie góry

23 września 2015
Comments off
1 533 Views

portret 33Zapowiadane przez cały miniony rok zakończenie kariery Budki Suflera miało być dla każdego z członków zespołu początkiem drugiego życia. Jednak wokalista Budki Krzysztof Cugowski nadal jest jednym z najbardziej zapracowanych muzyków, a kalendarz z projektami muzycznymi, w których bierze udział, ledwo się dopina. 40 lat kariery zespołowej i solowej, miliony sprzedanych płyt, kultowe utwory śpiewane przez kolejne pokolenia fanów, występ w Carnegie Hall – to i wiele innych sytuacji już za nim. Co przed nim? W najbliższym czasie między innymi występ w Hali Stulecia we Wrocławiu w duecie z najbardziej znaną na świecie polską śpiewaczką operową Aleksandrą Kurzak, a także kolejna życiowa wolta.

Rodzice byli urzędnikami. Mama przyjechała zza Buga z Włodzimierza Wołyńskiego. Tata pochodził z Końskich, zaciągnął się jako ochotnik i brał udział w Bitwie Warszawskiej w 1920 roku. Zmarł w wieku 95 lat. Krzysztof Cugowski wychował się na lubelskich Starych Bronowicach. Do dzisiaj stoi budynek dawnego pałacyku, w którym zamieszkała rodzina Cugowskich. Przed wojną należał do właściciela gwoździowni, która znajdowała się na miejscu późniejszej Lubelskiej Fabryki Wag. Wydział do spraw kwaterunku zadbał, aby 20 rodzin zamieszkało w kilku pokojach. Był jedynakiem, ale nigdy nie brakowało mu rodzeństwa – na Łęczyńskiej dużo się działo. – Nie potrzebowałem ani brata, ani siostry, nie czułem się z tego powodu nigdy samotny, bo miałem duże towarzystwo rówieśników, z którymi naprawdę się nam nie nudziło – wspomina artysta. Swoją edukację rozpoczął od podstawowej szkoły muzycznej w Lublinie. Do jednej klasy chodził z Romualdem Lipko, instrumentalistą i późniejszym kompozytorem większości utworów Budki Suflera. To były też jego pierwsze doświadczenia wokalne z powodu udzielania się w szkolnym chórze. W dziewiątej klasie razem z rodzicami podjął decyzję o przeniesieniu się do liceum ogólnokształcącego. – Postanowiłem wtedy, że już nigdy nie dotknę pianina – wspomina artysta. Ten okres życia wokalisty charakteryzował się raczej krótkodystansowymi zadaniami. Dostał się na socjologię, ale finalnie wylądował na pół roku w wojsku w podwarszawskich Białobrzegach. Nie udało się też ze studiowaniem prawa, więc bez większego żalu swoją naukową karierę Cugowski zakończył w 1973 roku. Nie wytrwał również w uprawianiu sportów, choć były przymiarki i do boksu, i do żużla i do kulturystyki. Decyzji o porzuceniu studiów nigdy nie zaakceptowała mama artysty, która marzyła, że jej jedynak zostanie pianistą albo prawnikiem. – Zmarła, kiedy miałem 54 lata. Jeszcze przed śmiercią prosiła, żebym porozmawiał ze swoimi kolegami profesorami w sprawie studiów wieczorowych. Bo co prawnik, to prawnik. Tylko raz była na moim koncercie w Sali Kongresowej w Warszawie, który zresztą zagraliśmy przy pełnej widowni. Ale nie zrobiło to na niej większego wrażenia. Nigdy nie pogodziła się z tym, że zostałem piosenkarzem.

Sen o dolinie

Powiodło się za to w muzyce. Krzysztof Cugowski próbował swoich sił jako artysta estradowy już w wieku 19 lat, w założonym przez siebie zespole Budka Suflera, aby na jakiś czas związać się z zespołem Romualda Lipki pod wdzięczną nazwą Stowarzyszenie Cnót Wszelakich. Jednak Budka Suflera okazała się nazwą bardziej uniwersalną i tak już zostało. Zespół ćwiczył w domu kultury w Milejowie. Muzycy dojeżdżali ze Świdnika i Lublina, a potem jeszcze 4 km szli pieszo. Dzień w dzień. – Każdy w zespole grał na jakimś instrumencie, więc automatycznie rola wokalisty mi przypadła – wspomina. Byli dwudziestolatkami chodzącymi w spodniach dzwonach i długich włosach, stylizującymi się na hippisów, którzy koniecznie chcieli grać rock. Tym, co pozwoliło Budce zaistnieć, był pomysł zaprzyjaźnionego z muzykami lubelskiego dziennikarza radiowego Jerzego Janiszewskiego. To on zaproponował, aby Budka Suflera nagrała polską wersję utworu „Ain’t no Sunshine” z repertuaru Billa Withersa. Nagranie, które miało miejsce w pewną zimową noc 1974 roku w studio Radia Lublin, zaowocowało 20 różnymi wersjami, nagłą sławą i propozycją nagrania płyty od największej wówczas polskiej wytwórni płytowej „Polskie nagrania” oraz serią koncertów. Kilka miesięcy później zespół nagrał utwór „Cień wielkiej góry” zainspirowany tragedią w Himalajach, w której zginęli Zbigniew Stepek i Andrzej Grzązka. Wkrótce pod tym samym tytułem ukazał się debiutancki album. Longplay w charakterystycznej białej okładce sprzedał się w ciągu kilku dni, a Budka Suflera zdobyła miano Polskiego Zespołu Roku na liście przebojów Rozgłośni Harcerskiej, jedynej niepublicznej stacji radiowej w całym bloku państw socjalistycznych. Rok później Krzysztof Cugowski znalazł się na drugim miejscu na liście „Wokalista roku” magazynu muzycznego „Non Stop”. Trzy lata po radiowym debiucie Krzysztof Cugowski rozstał się z zespołem, z którym wrócili do siebie w 1984 roku.

American dream

Druga połowa lat 80. to wydane wspólnie trzy albumy studyjne, ale przede wszystkim marazm polityczny i gospodarczy, który dotknął również rynek muzyczny, oraz dotkliwie odczuwany brak pieniędzy. – Było niezbyt bogato, ale za to dużo graliśmy, po kilka koncertów dziennie, co dawało 300–400 koncertów rocznie. Za występ dostawaliśmy równowartość kilku butelek wódki. W szczytowym okresie PRL-u jednym koncertem zarabiałem na 4–5 butelek. Zaczynałem od trzech, bo dostawałem wówczas 300 zł za koncert, a flaszka kosztowała 102 zł. Inne stawki były dla artystów ze stolicy. Dla tych spoza Warszawy zawsze to było nieproporcjonalnie mniej.

Zaczęły się podróże zarobkowe. W Europie głównie do Holandii, gdzie pracował w ogrodnictwie. Jako jedni z ostatnich polskich muzyków pojechali do USA. W ciągu 6 lat Budka Suflera była więcej w Stanach Zjednoczonych niż w Polsce. Głównie w Nowym Jorku i Chicago, gdzie występowali dla Polonii, np. w słynnej Maryla Polonez. – Kiedyś to miejsce tętniło życiem. Rok temu z trudem znalazłem fragment napisu na elewacji – opowiada Krzysztof Cugowski. – Prawdę mówiąc, wolałbym być wtedy w kraju, obejrzeć na własne oczy całą tę transformację, ale w Polsce nie było pracy. Jak polski zespół wracał z USA, to pisano w prasie „wykonawca po sukcesach za oceanem”, tyle że nikt nie mówił, co to były za sukcesy. A my występowaliśmy w weekendy w domach parafialnych i w salach w polskich dzielnicach. Pozostałe dni były wolne. Pracowałem na budowie, woziłem taczkami piach.

Do Polski zespół na dobre wrócił w 1992 roku. Do USA wyjeżdżali jeszcze kilkakrotnie, razem i osobno, ale już na innych zasadach. W 1999 roku Budka Suflera wystąpiła w Carnegie Hall dla ponad dwóch tysięcy widzów. – Czułem się trochę jak w Sali Kongresowej w Warszawie. Białe drewno i czerwone fotele. Świadomość miejsca robiła wrażenie. Co zaśpiewaliśmy jako pierwsze? Oczywiście „Sen o dolinie”.

Wielki powrót

IMG_6869Zwrotnym momentem w życiu zespołu było wydanie w 1997 roku albumu „Nic nie boli tak jak życie”, który sprzedał się w ponad milionie egzemplarzy i do dziś należy do najlepiej sprzedającej się płyty w historii polskiej muzyki. Piosenka „Takie tango” zdeklasowała wszystkie inne utwory w tym czasie. Otrzymała nagrodę Fryderyka i przez wiele miesięcy utrzymywała się na pierwszych miejscach list przebojów. Piosenkę nucili niemal wszyscy. Powrót do Polski i sukces nowej płyty to również czas zmian w życiu osobistym Krzysztofa Cugowskiego. Niezależnie od bycia na szczycie muzycy nadal czuli się związani z Lublinem. – Przez 40 lat staraliśmy się być wizytówką Lublina. To jest miasto prowincjonalne i wielu artystów od swoich miejsc urodzenia odcina się. Ale my zawsze podkreślaliśmy tę naszą lubelskość. Lublin jest miastem peryferyjnym, ale to nam tylko pomogło – podkreśla artysta.

Osiągając w swojej karierze niemal wszystko, w 2005 roku Krzysztof Cugowski ku zdumieniu swoich wielbicieli zaangażował się w politykę. Zarzucano mu, że zdecydował się kandydować do senatu ze względu na dopilnowanie lokalizacji obwodnicy Lublina, tak aby nie przechodziła obok jego domu. – To bzdura. Rzeczywiście byłem wtedy w komitecie ludzi, których obwodnica pozbawiła domów, ale jej trasa była wytyczona już w latach 80. Szkoda, że nie została finalnie poprowadzona tak, jak zostało to zaplanowane wtedy, bo ta nowa za kilka lat będzie otoczona osiedlami mieszkaniowymi. To jest dowód na to, że politycy przede wszystkim są postrzegani przez pryzmat mediów. Tymczasem jest wiele osób, które chcą jak najwięcej zdziałać dla miejsc, z których się wywodzą i to jest najważniejsze w tego typu aktywności – zaznacza. Krzysztofowi Cugowskiemu bliskie są idee prawej strony sceny politycznej, choć podkreśla, że w swoich poglądach jest niezależny. Nie zgadza się z koncepcją, że senat ma być przedłużeniem działalności sejmu. Według niego wyższa izba parlamentu powinna być miejscem refleksji, czymś w rodzaju forum mędrców, a nie gronem głosujących w zgodzie z dyscypliną partyjną. Według artysty w tym roku do wyborów parlamentarnych szykuje się grupa takich właśnie kandydatów. Dlatego, pomimo deklaracji sprzed kilku lat o definitywnym porzuceniu polityki, postanowił spróbować jeszcze raz.

Z punktu widzenia człowieka doświadczonego

Uważa, że kiedy kończy się 60 lat, to każdego dnia odczuwa się żal za czymś. Według niego ostatnim dobrym momentem w smakowaniu życia była pięćdziesiątka. – Ale już wiek starczy jest do chrzanu. Rzeczywiście jest w człowieku duże doświadczenie, więc też inaczej patrzy się na świat. I to jest chyba największy walor dojrzałego życia – odpowiada zapytany o to, jak się czuje ze swoimi latami. Ale nie wygląda na zmęczonego życiem. I jak na sześćdziesięciopięciolatka, który dopiero co zakończył rozdział pt. „Budka Suflera”, utrzymuje niezwykłą aktywność zawodową. Występuje z synami z pierwszego małżeństwa Piotrem i Wojciechem, którzy poszli w muzyczne ślady ojca. Występują solo i w duecie w założonym przez siebie zespole „Bracia”. Krzysztof Cugowski nie odmawia udziału w koncertach charytatywnych. Wyśpiewana przez niego „Georgia” podczas koncertu na rzecz barda Marcina Różyckiego wzrusza do teraz, choć minęły 4 lata. Mieszka pod Lublinem z żoną Joanną, nastoletnim synem, dwoma psami, kotami i papugą. W tygodniu jego stałym miejscem przebywania poza domem jest Radio Lublin, gdzie przez 40 lat Budka Suflera miała próby i w mieszczącym się tam Studio Hendrix nagrała kilka płyt. W radiowym barku ma swój ulubiony stolik tuż obok lady. Do ludzi odnosi się z dużym szacunkiem. Zawsze wita się z portierami, a kobiety całuje w rękę. Chodzi, drobiąc kroki, co przy jego wzroście i posturze zwraca uwagę. Od lat jest zaangażowany w sprawy dawnego Teatru w Budowie w Lublinie oraz lobbowanie na rzecz tantiem od utworów muzycznych wykorzystywanych w Internecie. Jeszcze we wrześniu wystąpi w Hali Stulecia w duecie z najbardziej znaną na świecie polską divą operową Aleksandrą Kurzak. Koncert zapowiadany jako spotkanie dwóch żywiołów odbędzie się z towarzyszeniem 120 artystów. Na razie trwają próby i podróże do Wrocławia. No i nieustające powroty do Lublina.

 

Tekst Marta Mazurek

Foto Marek Podsiadło, Krzysztof Stanek

Comments are closed.