O tym, który słucha tych, którzy nie chcą za dużo
Tekst i foto Grażyna Stankiewicz
Ktoś powiedział, że na żydowską modlitwę dobre jest każde miejsce, ale najlepszy jest Leżajsk. Do zabytkowego miasta położonego na Podkarpaciu w odległości 50 km od Rzeszowa każdego roku kilka tysięcy chasydów przyjeżdża na grób cadyka Elimelecha w rocznicę jego śmierci. Wierzą, że tego dnia cadyk zstępuje z nieba, by zabrać ze sobą do Boga ich prośby o pomyślność, zdrowie, miłość, mądrość albo szybką śmierć. Dlatego grób cadyka pokrywają setki kwitełe, czyli karteczek z napisanymi życzeniami. Tradycja przetrwała z czasów działalności Elimelecha, kiedy nie proszono cadyka wprost o wstawiennictwo do Boga, tylko pisano swoje prośby właśnie na karteczkach. Proszący wiedzą, że spełniane są życzenia tych, którzy nie proszą o nazbyt dużo.
Niekiedy jest ich nawet 10 tysięcy. Swoim wyglądem uosabiają ponad dwustuletnią tradycję, ale i nowoczesność. Przylatują z Izraela, Stanów Zjednoczonych i Europy. W Rzeszowie, Krakowie, Warszawie i Lublinie przesiadają się do taksówek i autokarów. Najmłodsi mają po kilka lat. Jak w kalejdoskopie migają w oczach charakterystyczne kapelusze, czarne długie chałaty i białe koszule. Niekiedy towarzyszą im kobiety. Również ubrane na czarno, w nakryciach głowy, nad wyraz powściągliwe w zachowaniu podążają kilka kroków za braćmi, mężami czy ojcami. Nie mają wstępu tam, gdzie modlą się mężczyźni. Dla nich wydzielone jest miejsce za przepierzeniem. Ale modlą się równie żarliwie.
Kilka sennych zazwyczaj ulic w Leżajsku na kilka marcowych dni zamienia się w chasydzki festyn z muzyką, hałasem i koszernym jedzeniem. Jak w przedwojennym sztetl, plac wokół kirkutu, na którym znajduje się grobowiec cadyka, staje się ruchliwym i głośnym miejscem, z niespotykaną tu na co dzień plątaniną języków jidysz, hebrajskiego, niemieckiego i angielskiego. Chasydzi wdają się w dysputy, gestykulują, kąpią się w mykwie, tańczą, rozmawiają przez telefony komórkowe, ze zdumieniem odnajdują znajomych znajomych dalekich znajomych lub dawno niewidzianych krewnych. Sprawiają wrażenie społeczności, która trwa tam, gdzie postawi walizki. Ale przede wszystkim w skupieniu modlą się w środku grobowca cadyka Elimelecha i wokół niego. Leżajsk jest dla nich przystankiem w podróży, ale przystankiem bardzo ważnym. To miejsce symboliczne, do którego pielgrzymuje się nawet za cenę wzięcia pożyczki lub na koszt sponsora.
Elimelech, żydowski rabin, który zmarł w 1786 roku, był pierwszym cadykiem na świecie i najbardziej wpływowym chasydem. To on stworzył teorię, według której cadykowie byli wzorem pobożności, pokory i sprawiedliwości. Cadyk z Leżajska znany był z powściągliwego trybu życia, umiarkowania w jedzeniu i piciu alkoholu. Nauczał radości w modlitwie i cieszenia się każdą chwilą życia na ziemi. Stąd charakterystyczne dla chasydyzmu tańce w kręgu i melodyjny grupowy śpiew.
To za życia cadyka z Leżajska na znaczeniu traciła ortodoksja, a do głosu dochodziła mistyka, mesjanizm i kabała. Jego dwór (grono uczniów) sukcesywnie się powiększał, szukając wraz ze swoim duchowym i intelektualnym przywódcą bliskości w poszukiwaniu Mesjasza. Z pokolenia na pokolenie są przekazywane opowieści o niezwykłych zdarzeniach, będących udziałem Elimelecha – rozmawianiu ze zwierzętami, uzdrawianiu, a nawet zmianie wyroków bożych.