Dziury. Małe i duże, dziura na dziurze. Te dobrze zaplanowane i te, które nigdy nie spełniły swojej roli, bo ponoć źle mierzę. Szpachla, duuużo szpachli, bo trzeba te moje błędne pomiary i złe wybory zatuszować. Tyle poświęcenia w słusznej sprawie, aby ściany nie straszyły pustką. Absolutnie kocham „ubrane” ściany, golasy mnie nie kręcą. Plakaty, obrazy, talerze, rękodzieło. Wieszam wszystko, ale zawsze według jakiegoś klucza. Zapewne niejedna osoba, zobaczywszy moją ścienną galerię, pomyślała „o matko i córko, co to za bałagan?!”, „ale sobie nawieszała”. No, nawieszała, a ile się przy tym napracowała.
W gruncie rzeczy stworzenie takiej galerii to nie jest bułka z masłem. O ile powieszenie dwóch dzieł nie stanowi większego problemu, o tyle stworzenie całości może być męczące. Męczące podwójnie, kiedy taka galeria zmienia się kilka razy w roku. Tak, jest to możliwe, w moim przypadku nawet koniecznie. Powodów może być wiele, np. zmieniające się pory roku, okazje, no i oczywiście nuda. Jak mi się coś opatrzy (dzieje się to szybko i często), jedyne co mi pozostaje, to zakasać rękawy, chwycić młotek, wziąć przybornik z gwoździami i jazda! Przy okazji popełnię jeszcze jakieś przemeblowanie i w zaledwie kilka godzin siedzę w nowym pomieszczeniu pełnym sztuki.
No właśnie, czym jest lub czym może być ta sztuka. Tutaj ogranicza nas jedynie wyobraźnia, bo tak naprawdę wszystko, co można powiesić, może pięknie stanowić bądź uzupełniać naszą domową galerię. Jestem zwolenniczką dużych plakatów, preferowana tematyka to fauna i flora, Nowy Jork, napisy. Chętnie wieszam też plakaty o tematyce humorystycznej. Tworzenie galerii zaczynam od wieszania największych dzieł i mam na myśli tu ich rozmiar, bo niestety nie dorobiłam się jeszcze Picassa czy Moneta. Tymi najmniejszymi uzupełniam puste miejsca i gotowe. Najważniejszym elementem w utworzeniu takiej galerii jest określenie tego, co byśmy chcieli, żeby się w niej znalazło, czyli co lubimy, patrzenie na co sprawia nam ogromną przyjemność. To powinno być coś, co nas w jakimś stopniu charakteryzuje, określa nasze zainteresowania, pokazuje, jakimi ludźmi jesteśmy. Wtedy ta galeria będzie naprawdę nasza, prawdziwa.
Tak sobie myślę, że może do tematu zwykłej galerii ściennej doprawiam za dużo ideologii, ale połowę życia spędzamy w domu. Milej wraca się do miejsca, które daje spokój i ukojenie. Mnie pozytywnie nastrajają oczy lamy, uśmiecham się do żyrafy z gumą balonową i wspomnieniami wracam do NY, patrząc na schody jednej z brooklyńskich kamienic. To bardzo ważne, by taka galeria wzbudzała w nas pozytywne emocje, kojarzyła się z dobrymi rzeczami.
Mój pierwszy plakat przedstawia czarno-czerwony alfabet. Przywiozłam go z warszawskiej Ikei w czasach, kiedy Ikea była dla mnie odległym kontynentem, a nie drugim domem, do którego jadę 7 minut. Wcześniej ten plakat widziałam jedynie w katalogach i nie wiedząc czemu, kilkadziesiąt literek tak mnie kręciło. Dziś już literki wyblakły, plakat lekko pożółkł, ale już zawsze będzie mi przypominał o tym, jak jechałam z tym kolosem 200 km i całą drogę cieszyłam się, że w końcu go mam.
Wyjątkowe miejsce w mojej galerii zajmują rzeczy, które podarowały mi insta koleżanki, dobre dusze. Portugalskie talerzyki dostałam od wspaniałej Moni (zajrzyjcie do niej na insta, warto: @mvo.interior), która jak tylko je zobaczyła, pomyślała o mnie. Napis BAR zrobił dla mnie mąż Martyny (@martyna_nas_urządzi), mojej bratniej duszy, insta bliźniaczki (urodziłyśmy się w tym samym roku, tego samego dnia). No i oczy, piękne oczy (@na_ha_ku) wykonane przez Agę (@na_czwartym), z którą miałam przyjemność spotkać się fejs tu fejs przy okazji jej wizyty w Lublinie.
Właśnie takie historie, ludzie czy przedmioty przyczyniają się do tworzenia moich galerii, nadając im charakter i niepowtarzalny wygląd. Wyjątkowość takiej galerii podkreśla fakt, że nie da się stworzyć drugiej identycznej, bo tak jak każdy człowiek jest inny, tak jego wspomnienia, pragnienia i radości też będą inne. Do dzieła!
tekst i foto Magdalena Krut