Zapinasz na sobie uprząż łączącą cię z leżącym za tobą, np. na trawie jakiegoś placu, elastycznym skrzydłem o wadze 4‒8 kg. Po rozłożeniu w powietrzu osiągnie powierzchnię od 20 do 30 m2 i będzie przypominać współczesny spadochron. Chwytasz w dłonie spięte zakończenia jego linek. Bierzesz rozbieg ze wzgórza i po chwili lecisz. Pod niebem, jak ptak. Paralotnia wywodząca się od tzw. „spadochronów szybujących” (nie mylić z lotnią ani też motolotnią, które mają sztywne skrzydło o innym kształcie) uniesie cię coraz wyżej i wyżej. A jeśli mieszkasz na nizinach, dodatkowo dopinasz do uprzęży na plecach silnik dwusuwowy ze śmigłem obudowanym specjalnym koszem. Biegniesz kilkanaście metrów i także wznosisz się do królestwa ptaków. Możesz też do specjalnego wózka z napędem i śmigłem domontować odpowiednio większe skrzydło, tworząc motoparalotnię. Ale efekt podniebny będzie taki sam.
Zanim to jednak zrobisz, musisz ukończyć odpowiedni kurs i uzyskać świadectwo kwalifikacji pilota paralotniowego. Powinieneś mieć także ważne ubezpieczenie OC. Rzadko, co prawda, dochodzi do kontroli tych dokumentów, przecież startować można i spod własnego domu. Niczego to jednak nie zmienia. Licencję trzeba mieć.
Na Lubelszczyźnie nie ma zbyt wielu miejsc umożliwiających latanie swobodne (bez napędu) dzięki prądom wznoszącym na zboczu górskim. Ale można startować np. ze skarpy w Janowcu nad Wisłą, ze stoku narciarskiego przy drodze do Kazimierza Dolnego czy też z urokliwego stoku w miejscowości Gliniska koło Uchań. Start za wyciągarką jest już bardziej możliwy w każdym płaskim terenie. Bardzo często paralotniarze robią to w okolicach Fajsławic. Bywa także, że korzystają z lotniska PWSZ w Chełmie w miejscowości Depułtycze Królewskie czy też w Radawcu pod Lublinem. Natomiast do startu z napędem silnika wystarczy często każda niezadrzewiona łąka. Trzeba jednak wiedzieć, że prawo nie dopuszcza do startowania z każdego miejsca w pobliżu miast, lotnisk i rejonów, w których nie dopuszcza się lotów. Tak więc przed lotem należy sprawdzić miejscowe ograniczenia dotyczące przestrzeni powietrznej.
Nie lecisz szybko, około 35 km na godzinę. Z silnikiem możesz w trzy godziny pokonać około stu kilometrów. A przy swobodnym locie, wykorzystując kominy powietrzne, nawet dwieście. Sterujesz, pociągając dłońmi za uchwyty połączone z linkami z tylną częścią skrzydła. Pomagasz skrętom, balansując ciałem. I masz czas na przyjrzenie się tym okolicom na ziemi, po których pewnie niejednokrotnie chodziłeś, ale nigdy tak dokładnie i z taką głębią nie mogłeś ich dostrzec.
Wie o tym doskonale Piotr Bakun ze Stołpia niedaleko Chełma. Jest nauczycielem informatyki w miejscowym gimnazjum. Ma szczęśliwą rodzinę. Ale gdy tylko po południu zauważy, że jest pogodnie i bezwietrznie, zabiera ze sobą aparat fotograficzny, przypina się do swojej paralotni z silnikiem i leci nad lubelskim Roztoczem, aby zatrzymać w kadrze jego piękno widziane z góry.
– Są to niezapomniane chwile, o których marzyłem od dziecka – opowiada. – Zanim poznałem pierwsze tajniki takiego latania u moich przyjaciół z Krasnostawskiego Stowarzyszenia Paralotniarzy i nim uzyskałem niezbędną licencję paralotniarza, wspinałem się po skałkach w Kobylanach pod Krakowem. Ale teraz wiem, że wybierając podniebne wędrówki, zrobiłem słusznie. I nie ma chyba silniejszych emocji od tych, jakie przeżywam w trakcie lotu. Wtedy wszelkie kłopoty pozostawiam na ziemi, a odprężenie, jakie przychodzi tuż po wylądowaniu, pozwala mi pozytywniej spojrzeć na problemy dnia codziennego. Proszę mi wierzyć, że zobaczyć swój dom i rodzinę z góry, to jest naprawdę coś.
Nie tylko, bowiem połączenie dwóch pasji: paralotniarstwa i fotografiki to jest coś o jeszcze większym wymiarze. Fotogramy Piotra Bakuna, jednego z dziesięciu chełmskich paralotniarzy, znajdą się niebawem w albumie jego autorstwa. Kilka z nich prezentujemy na naszych łamach. Poza tym jego fotografie z lotu są nieocenioną pomocą dla archeologów pracujących na tym terenie. I często odkrywają im ślady historii, których inaczej dostrzec nie sposób.
– Uwielbiam fotografowanie z lotu ptaka – podkreśla. – Zwłaszcza jesienią. Wtedy najmocniej dostrzega się w złocieniach jej kolory i dymy snujące się ponad ziemią. Delektuję się nimi. Mnie się nigdzie nie śpieszy. Myślę, że niedługo dokonam przelotu nad doliną Wieprza. Ta rzeka wijąca się zakolami jest wspaniała i zarazem jakże dumna. Chciałbym zatrzymać to w kadrze.
Piotr Bakun, podobnie jak inni paralotniarze, połączył w sobie dwa światy: podniebny i ziemski na tyle silnie, że bez nich nie wyobraża sobie życia. I wcale nie buja w obłokach, ale zawsze lata rozważnie i bezpiecznie. Wie przy tym, że w razie awarii silnika wyląduje, jak na paralotni, bez napędu. Będąc także na wysokości ponad stu metrów, ma również możliwość skorzystania ze spadochronu zapasowego. A ryzyko? Zawsze istnieje, ale jest niewiele większe od np. żeglowania, rejsu statkiem, jazdy samochodem czy też rowerem po drodze publicznej. Wszystko zależy, w tym przypadku, od lotniarza. I dla osób, które już w swojej naturze mają łamanie zasad bezpieczeństwa, każdy lot będzie niebezpieczny. Ci zaś, którzy przez lata rozsądnie podchodzą do praw natury i czują nieopisaną swobodę przy podniebnym locie, wiedzą jedno, że nie sposób żyć bez tej porcji adrenaliny, jaka ich wtedy ogarnia.
—————————————————————–
Paralotniarstwo to jeden z najpopularniejszych sportów lotniczych, w szczególności w Europie oraz Ameryce Północnej. Można uprawiać go turystycznie i wyczynowo, biorąc udział w mistrzostwach Polski, Europy, świata i na lotniczych igrzyskach olimpijskich. Nowy sprzęt do jego uprawiania: skrzydło, napęd, kask, odpowiednie obuwie, radio, przyrządy lotnicze itp. może kosztować nawet około 20–30 tysięcy. Używany w dobrym stanie ok. 10 tysięcy złotych.
Tekst Maciej Skarga
Foto Piotr Bakun