fbpx

Kocia kołyska: O wyższości kaniołki nad naleśnikiem

19 maja 2017
658 Wyświetleń

Przedświąteczne zakupy w dużym sklepie spożywczym. Wśród kupujących głównie mężczyźni. Niektórzy z nich w uznawanych za modne tekstylnych naleśnikach z usztywnionym daszkiem na głowie. Wiek bliżej nieokreślony, między 35 a 60 lat. Spacerują alejkami sklepowymi, konsultując z żonami przez telefon listę zakupów. Zaprzątnięci sprawdzaniem metek z cenami nie zauważają, że tarasują ruch zostawionym na środku wózkiem. Ale to dopiero preludium. Prawdziwy spektakl zaczyna się przy kasie. Nie pakują zakupów na bieżąco, tylko czekają, aż kasjerka nabije wszystko na kasę. Jak zahipnotyzowani skinieniem głowy kwitują każdy wciśnięty klawisz klawiatury. Jakby sprawdzali kasjerkę, kody kreskowe i cały system przepływu informacji o cenach. Dla odmiany jeden z nich ma na głowie kaniołkę – skórzany wyrób czapkopodobny z zaokrąglonymi patkami zakrywającymi uszy, które w zależności od pogody można potraktować jako nauszniki i izolatory dźwięku lub ustawić ponad uszami, równolegle do płaszczyzny otaczającej kulistość czaszki. W niektórych przypadkach clou tej charakterystycznej wysmakowanej stylizacji jest wieńcząca całość niewielka antenka. Kolejka już jest delikatnie poirytowana, bo w myślach liczy czas, jaki marnotrawi gość przy kasie. Kiedy kasjerka kończy nabijanie cen i obwieszcza wynik końcowy, podając paragon, robiący zakupy mężczyzna sięga po torby zakupowe, które do tej pory ukrywał przed światem w kieszeni. Tak, to istotne. Nie po portfel, tylko po torby. Wyjmuje je z dużym zaangażowaniem własnego skupienia i powoli rozkłada. Jakby od tego zależało, czy wstanie jutro słońce. Nie spieszy się. Zupełnie inaczej niż kolejka, która zaczyna jakby szybciej oddychać. Klient z towarzyszeniem narastającej uwagi kolejkowej społeczności rozpoczyna rytuał pakowania. Wzrok stojących w ogonku do kasy śledzi każdy jego ruch. Mężczyzna robi to metodycznie, z namysłem, tak aby zakupione towary pasowały do siebie kształtem i ciężarem. Ale taka pedanteria wymaga czasu. Kolejka zaczyna znacząco pochrząkiwać. Uwaga, dobry znak – mężczyzna kończy pakować już trzecią torbę. Wśród kolejkowiczów pojawia się promyk nadziei. Kobieta stojąca za mną kiwa głową z aprobatą. Tymczasem klient odstawia zapakowane torby do wózka i sięga po portfel. Kolejka ożywa, niektórzy nawet zaczynają zapominać o uczuciu animozji sprzed chwili, można zauważyć delikatne podekscytowanie. Każdy z nas oczyma wyobraźni widzi własne zakupy na przesuwającej się do celu taśmie… A to duży błąd, bo portfel ma sporo przegródek. Znowu trochę to trwa, zanim jego właściciel zajrzy do tej właściwej. Robi to z godnym podziwu brakiem emocji. Inaczej podchodzi do tego pani, która stoi za mną. Chwilowy wyraz ulgi na jej twarzy ustępuje wzrokowi, który zabija. Tu, teraz i natychmiast. Najpierw słyszę za plecami poszczególne słowa wyrażające niedowierzanie, a potem zniecierpliwienie. Zaczynam się bać, że za chwilę irytacja zamieni się w eksplozję. Tymczasem klient przy kasie znajduje właściwą przegródkę i właściwy układ banknotów. Celebrując, wyjmuje kilka z nich i kładzie je na ladzie. Szybkość wydania reszty pozostaje w zdecydowanej opozycji do szybkości chowania jej do portfela. Duże monety do jednej przegródki. Średnie do drugiej i w końcu grosze do trzeciej. Ups, klient się pomylił. Przekładając grosz ze środkowej do trzeciej, chwilowo traci nad nim kontrolę. Złoty pieniążek spada na podłogę. Klient się pochyla i zaczyna go szukać. Jak ślepiec z obrazu Breughla, który prowadzi innych niewidomych tuż nad przepaścią. Robi się niebezpiecznie – i w metaforze i na żywo. Kobieta stojąca za mną właśnie osiąga stan wrzenia, z tyłu słyszę czyjeś jęczenie „Nie wierzę, zabiję faceta”. Klient znajduje grosz i z satysfakcją informuje znudzoną kasjerkę: – Mam. Niby tylko grosz, ale grosz tu, grosz tam i uzbiera się miarka. Kolejka faluje, sąsiadka zza pleców naciera na mnie swoim koszykiem, z kolei ja popchnięta przez kobietę, która już w myślach zabija delikwenta metodami voodoo, wpadam na klienta. Mężczyzna przy kasie, nie kryjąc oburzenia, obsztorcowuje mnie tak, aby każdy słyszał: – Trochę kultury, na panią też przyjdzie czas. Zdumienie paraliżuje mój aparat mowy. Zanim wyrzucę z siebie właściwe słowa, klient odchodzi z wózkiem, aby na dłużej zablokować przejście na trakcie, przy którym umiejscowione są kasy. No i trochę to potrwa. Musi przecież zapiąć wszystkie sześć guzików swojej kurtki i poprawić na głowie kaniołkę.

Zostaw komentarz