fbpx

Koledzy z boiska

21 lipca 2015
Komentarze wyłączone
1 255 Wyświetleń

IMG_1798Sobotnie czerwcowe przedpołudnie. Przed wciąż zamkniętą bramą jednego z lubelskich „orlików” ustawiają się pierwsi zawodnicy. Nie są to jednak uczniowie. Niektórzy z pewnością już dawno skończyli 20 lat, inni od jakiegoś już czasu mają na karku czterdziestkę. Punktualnie o 10.00 obiekt zostaje otwarty i drużyny po krótkiej rozgrzewce mogą rozpocząć rywalizację. Każda z nich w jednolitych klubowych strojach. Nad prawidłowym przebiegiem gry czuwa sędzia oraz delegat organizatorów. Jest terminarz rozgrywek, oficjalna tabela, strona internetowa i fanpage na Facebooku, gdzie relacjonowane są mecze i wybierani najlepsi zawodnicy minionej kolejki. Czy to tylko zabawa dorosłych chłopaków, którzy realizują w ten sposób namiastkę marzeń z dzieciństwa o byciu królem boiska, czy może jednak coś więcej?

Pierwszy gwizdek

IMG_1737Początki zazwyczaj są podobne. Grupa znajomych spotyka się regularnie, żeby pokopać piłkę. Znają się z podwórka, ze szkoły, z pracy. Niektórzy – jak w przypadku Amator Team – przyjechali z jednej miejscowości. Bywają drużyny, w których dużą część składu stanowią rodziny. W drużynie 716 Fabryka Pizzy jest czterech braci Kwiatkowskich i trzech Wosiów, a w Huraganie Trynitar występuje zarówno Janusz Tatara, jak i jego syn Ernest. W składach innych drużyn znajdziemy uczniów, studentów, pracowników fizycznych, naukowców, adwokatów czy informatyków. Regularna gra jest początkowo wyłącznie towarzyską zabawą. Na jeden z treningów ktoś przynosi informację o tym, że w Lublinie są amatorskie rozgrywki piłkarskie i można zapisywać się na nowy sezon. A oni niczego bardziej nie chcą, jak sprawdzić się na tle innych, poczuć dreszczyk rywalizacji, awansować do wyższych lig, tak żeby na boisku mierzyć się z jak najlepszymi. Są drużyny składające się z niemal samych gimnazjalistów i licealistów, jak choćby Coco Dżambo i Forbo, są takie, które same z przymrużeniem oka lokują się raczej „w ligach dla oldbojów” (Atletico Lublin), wreszcie i takie, które „łączą pokolenia” (w drużynie SCRAP najmłodszy zawodnik ma 17 lat, a najstarszy 54). Część z nich kończy swoją działalność po jednym roku, inne – jak na przykład Malagenia – trwają przez lata pomimo tego, że w międzyczasie wymienił się niemal cały skład (ze składu z pierwszego meczu drużyny, który odbył się w 2007 roku, pozostało jedynie dwóch zawodników). Aby uczestniczyć w tych rozgrywkach, potrzebne są: nazwa, stroje oraz – w przypadku niektórych lig – pieniądze na wpisowe do rozgrywek. Niektóre drużyny idą dalej i projektują swój herb. Część w swoich nazwach umieszcza sponsorów, inne traktują siebie z przymrużeniem oka. Przeglądając ligowe tabele, możemy znaleźć takie perełki jak: Kozaki w Kaloszach, Podwodni Spawacze Części Drewnianych, Adenozynotrifosforan Lublin, Nafukańce czy Wściekłe Psy. Jeśli chodzi o stroje, to część drużyn od razu inwestuje – samodzielnie albo przy pomocy sponsora – w profesjonalnie wyglądający IMG_2061komplet, często markowej firmy. Inne poprzestają na tym, że w szafie albo lumpeksie znajdą koszulki w podobnym kolorze. Koszt zakupu strojów to wydatek rzędu 50–100 złotych na osobę. Do tego dochodzi wpisowe, które wynosi od zera do 400 złotych w zależności od ligi oraz poziomu rozgrywek w przypadku rozgrywek wiosenno-jesiennych. Droższe są rozgrywki na hali z uwagi na kosztowne wynajęcie obiektu, wtedy uczestnictwo w rozgrywkach może sięgać nawet 1000 złotych. Takie koszty powodują, że dla niektórych drużyn priorytetem staje się pozyskanie sponsora. Inni zwracają się do szefów przedsiębiorstw, w których pracują, albo wysyłają oferty sponsorskie. Jeśli obie strony dojdą do porozumienia, to współpraca często nie ogranicza się jedynie do spraw czysto finansowych. Sponsor bywa na meczach, kibicuje i śledzi poczynania swojej drużyny i daje jej cenne wskazówki, jak w przypadku LKMP ZON Admina czy 716 Fabryka Pizzy.

Rywalizacja

IMG_2105Większość drużyn trenuje razem regularnie. Oczywiście nie są to jednak profesjonalne treningi, a raczej – jak określa to Marcin Czopek z RKS Perła Lublin – „luźne gierki”. Spotykają się raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu. Czasem zapraszają inną drużynę na sparing, czasem grają wyłącznie między sobą. Wielu zawodników przyznaje, że uczestnictwo w tych rozgrywkach zmobilizowało ich do częstszej aktywności fizycznej oraz do bardziej intensywnej pracy nad formą i wytrzymałością, a przy okazji do biegania lub jazdy na rowerze.

Punktem kulminacyjnym są mecze. – Gramy, ponieważ dla każdego z nas piłka nożna jest czymś specjalnym i wyjątkowym – mówią zawodnicy klubu Turcja. Dla większości najważniejsze jest mieć „fun”, jednak wielu przyznaje, że oprócz tego liczy się wynik. – Dobra zabawa, spotkanie ze znajomymi są oczywiście ważne, ale zawsze celujemy w zwycięstwo – zaznacza Maciej Janowski z zespołu FC Primavera Lublin, a Mateusz Zienkiewicz, kapitan zespołu RedBull Lublin, deklaruje z absolutną powagą: – Naszym celem jest awans na Mistrzostwa Polski.

Rywalizacja jest poważna, ale zdarzają się również i sytuacje komiczne. Jakub Stachyra z Sezonowców opowiada anegdotę za anegdotą – o tym, jak podczas jednego z meczów po niezbyt udanym strzale piłka przeleciała ponad ogrodzeniem boiska i wpadła przez otwarte okno do pobliskiego mieszkania. Czy o tym, jak inny mecz musiał zostać przerwany, ponieważ zarządzający obiektem przez przypadek wyłączył światło na boisku, oparłszy się o wyłącznik.

IMG_2057Tak jak w profesjonalnej piłce, gdzie – głównie za sprawą kibiców – między niektórymi klubami toczą się waśnie albo zawiązują przyjaźnie, również w amatorskich ligach część zespołów przyznaje, że niektóre rywalizujące z nimi drużyny są im bliższe, a inne – określając to delikatnie – nie tak bliskie. – Jest to przede wszystkim zwykła, zdrowa rywalizacja. Ale wiadomo, że są drużyny które się lubi bardziej albo mniej – przyznaje Przemysław Grabowski (KS Ruta).

Drużyny mają swoich wiernych fanów, ale kibicowanie nie ogranicza się wyłącznie do przychodzenia na mecze. Przenosi się to również do mediów społecznościowych, np. Facebooka i Twittera, na których to drużyny prowadzą swoje profile. Znajdziemy na nich zarówno poważne opisy meczów, jak i prześmiewcze relacje, zdjęcia i zabawne filmiki. W komentarzach udzielają się nie tylko kibice, ale i zawodnicy. I nie zawsze jest to zwykła polemika, bywa i gorąco. Co wcale nie dziwi, w końcu mówimy o prawdziwych sportowych emocjach.

Coś więcej niż piłka

IMG_2038Bycie w drużynie to nie tylko mecze. – Trzymamy się razem, imprezujemy, wszak nasza nazwa pochodzi od jednego z naszych ulubionych drinków – dodaje z uśmiechem Adam Bratkowski z zespołu Wściekłe Psy. Z kolei Mateusz Zienkiewicz, kapitan zespołu RedBull Lublin, opowiada o tym, że choć zaczęło się od wspólnego kopania piłki, to z czasem drużyna stała się grupą przyjaciół i prawie rodziną, w której wszyscy dbają o siebie nawzajem.

Zbudowane dzięki wspólnej rywalizacji i kibicowaniu relacje wykorzystuje się też poza sportem. Zarówno poszczególne kluby, jak i całe ligi zaangażowane są w działalność charytatywną. Stowarzyszenie Organizacja Aktywnych Klubów Piłkarskich organizuje co roku Puchar Dobroczynności, współpracuje z Fundacją „Krok do marzeń” i współorganizuje kilka innych turniejów charytatywnych. Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich natomiast bierze udział w akcji „Szlachetna Paczka” i poprzez bonusy zachęca do tego inne drużyny. Często daje to wymierne efekty. – Gdy zgłosiliśmy się do tej akcji, byliśmy przekonani, że nasz udział ograniczy się do tego, że kilka osób z drużyny rzuci po kilka złotych, może dorzucą coś nasze mamy. Gdy jednak zaczęliśmy promować tę zbiórkę wśród fanów naszej drużyny na Facebooku, jak również zachęcać ich, by wciągali w to swoich znajomych, to efekt szybko przerósł nasze oczekiwania: aktywne działania podjęło kilkadziesiąt osób i udało się zebrać wszystkie rzeczy, na które rodzina zgłosiła zapotrzebowanie. Myślę, że nie bylibyśmy w stanie zmobilizować tylu osób bez tej całej zabawy piłką – wspomina kierownik jednej z drużyn – 716 Fabryka Pizzy – Leszek Kwiatkowski. Z kolei Wojciech Oszajca oraz Robert Rzeźniczuk z ekipy WNWA United przyznają, że udział w turniejach charytatywnych i opłaty z tym związane to jedna z „najprzyjemniejszych rzeczy dla drużyny”.

IMG_1915Organizacja ligi wymaga dużej ilości pracy, w końcu w samym Lublinie zespołów jest ponad sto, a udział bierze w nich więcej niż tysiąc osób. Trzeba zarezerwować boiska, zorganizować sędziów, zapanować nad zgłoszeniami zawodników, prowadzić strony internetowe. Tu też potrzebne jest zaangażowanie.Stowarzyszenie Liga Amatorskich Klubów Piłkarskich, któremu szefuje Adrian Mańko, organizuje Orlikową Ligę Szóstek, w której rywalizuje prawie 60 zespołów podzielonych na 5 klas rozgrywkowych. Adrian Mańko na co dzień jest blogerem i dziennikarzem sportowym. Kolejne 40 zespołów bierze udział w Superlidze, która jest prowadzona przez Organizację Aktywnych Kibiców Piłkarskich, pod przywództwem sędziego i radnego dzielnicowego Damiana Kuźniaka. Ponad 100 zespołów rywalizuje w 4 klasach rozgrywkowych w Playarenie, nad funkcjonowaniem której czuwa zespół ambasadorów ze świeżo upieczonym maturzystą Jackiem Myną na czele. Każdy z nich podkreśla, że ma dużą satysfakcję z wykonywanej pracy, a zdobyte przy tym doświadczenie i kontakty można wykorzystać w innych obszarach życia. Dodają również, że nie byliby w stanie zapanować nad tym sami i dziękują osobom, które im pomagają.

Piłka nożna nazywana jest królową sportu, a zawodowym piłkarzem chce zostać niemal każdy dorastający chłopiec. Dla wielu naszych rozmówców udział w amatorskich rozgrywkach to namiastka realizacji tych dziecięcych marzeń. Słowo „namiastka” jest jednak niewystarczające, ponieważ radość z gry i satysfakcja ze współzawodnictwa smakuje równie dobrze, jak w piłce na najwyższym poziomie.

tekst Aleksandra Biszczad, Witek Grzeniowicz

foto Krzysztof Stanek

Komenatrze zostały zablokowane