fbpx

Kowno – mój dobry adres

26 października 2020
1 140 Wyświetleń

Pomysł wyjazdu na Litwę pojawił się spontanicznie i szczerze mówiąc, nawet nie był mój. Przyjaciele zapytali „a może do Kowna?”, podsuwając informację o naborze artystów na rezydencję. Wirus nie rozszalał się jeszcze na dobre, choć coś niepokojącego wisiało w powietrzu, spadając na nas zaledwie kilka dni po otrzymaniu informacji, że mój projekt zyskał aprobatę i jestem zaproszona do Kowna.

Walizkę i sprzęt fotograficzny spakowałam ostatecznie w pierwszej połowie lipca i ruszyłam w nieznane – dosłownie, bo o Kownie nie wiedziałam nic. Co innego Wilno – miejsce urodzenia mojej Babci, cel wyjazdów wielu osób, także spośród znajomych, którzy powtarzali: „do Kowna? Bo wiesz, Wilno takie piękne… Szkoda, że nie do Wilna…” Uzbrojona w wiedzę, że miasta te dzieli mniej niż 100 kilometrów, więc w razie czego będę uciekać do Wilna, ruszyłam w drogę. Po zaledwie kilku dniach w Kownie wiedziałam jednak, że póki co – zostaję.

Wypatrzone w mieście detale

Paradoksalnie – pierwsze dni nie rozpieszczały mnie pod żadnym względem. Założenie, że zaproszenie na rezydencję tradycyjnego fotografa jest równoznaczne z dostępnością potrzebnych mi materiałów, okazało się więcej niż błędne. Chwaliłam w duchu własną zapobiegliwość, która kazała mi zabrać zapas negatywów, dzięki czemu mogłam zacząć pracę, zaś mój projekt, skupiony wokół pamięci opowiedzianej poprzez wypatrzone w mieście detale, dał mi okazję do poznania Kowna w sposób, który lubię najbardziej i uważam za najwłaściwszy (a w moim przypadku także jedynie słuszny). Chodzenie po ulicach, zaułkach i podwórzach, notoryczne błądzenie, gubienie i odnajdywanie drogi, przypadkowe rozmowy, poznawanie ludzi, których twarze mignęły mi w przelocie, oraz tych, którzy zatrzymali się w moim życiu na dłużej – wszystko to złożyło się na trwający pięć tygodni, niezapomniany spacer. I jeśli zapytacie mnie o zdanie – właśnie tak polecam zwiedzać Kowno.

Mieszkając w sercu miasta, mogłam wybierać kierunek porannego marszu, a w każdym przypadku, zaledwie po kilku krokach, czekało mnie coś miłego. Idąc w lewo, dojść można na brzeg Niemna, choć szczerze mówiąc, mityczna wręcz rzeka w tym akurat miejscu nie jest specjalnie malownicza i musi ustąpić Wilii, nad którą znajdziemy się, idąc w prawo. Pogodzić obie rzeki można jednak łatwo. Przemierzając bowiem ścieżkę zgodnie z nurtem Wilii, znajdziemy miejsce, gdzie ich wody łączą się w jeden byt. Turyści wpadający do Kowna na chwilę, chyba nie docierają zbyt często do tego miejsca, będącego najlepszym tarasem widokowym szczególnie o zachodzie słońca. Nie dobiega tu miejski gwar, maleńkie połacie piasku, zbyt małe, aby zasługiwać na miano plaż, nie są przepełnione, dzięki czemu każdy znajdzie miejsce na spacer czy dłuższy przystanek, którego celem będzie choćby wpatrywanie się w nurt. Na poranny spacer polecam też ulicę Wileńską, która budzi się później, niż reszta miasta, dlatego to właśnie tu można poczuć miarowy oddech Kowna, siedząc przy kawie w jednej z wielu kawiarenek. Nie szukajcie proszę internetowych rankingów na najlepszą kawę, tylko idźcie od razu tam, gdzie napis w oknie kusi słowami Retro kavine, a wnętrze przypomina mieszkanie rodem z czasów PRL. Jeden z najlepszych ekspresów w mieście, a do tego wspaniała ekipa kafejki sprawiła, że poranek bez ich kawy był dla mnie porankiem straconym.

Nie tylko patrząc w chmury, widzimy znacznie więcej

Kowno zwiedzać można na różne sposoby, a jednym z nich są trasy wyznaczane przez murale. Kilka lat temu, chcąc ożywić miasto, zrealizowano projekt opatrzenia go wielkoformatowymi rysunkami, które stanowią niemałą atrakcję i doczekały się już swojego miejsca na każdej dostępnej mapie miasta. Jeśli krążąc między muralami, natkniecie się przypadkiem na funikular – zafundujcie sobie przejażdżkę bez wahania. Kowno jest miastem, gdzie często jest nam pod górkę – dosłownie. Niewielkie wagoniki pomogą dostać się na tarasy widokowe czy do wyżej położonych części.

Moje fotograficzne projekty zaprowadziły mnie na niezwykłe kowieńskie cmentarze, pozwoliły także poznać miasto jako przestrzeń, w której wiele jest śladów pamięci o ludności żydowskiej – do 1940 roku Kowno było stolicą litewskich Żydów. Do dziś znajdziemy tu synagogę chóralną oraz miejsce, w którym stała brama istniejącego w latach 1941-1944 getta. Odkrywanie pamięci o żydowskim dziedzictwie z każdym dniem napawało mnie jednak smutkiem, bo kamienica, u stóp której stały niegdyś bramy getta, jest jednym z niewielu zadbanych (także dzięki projektowi artystycznemu) miejsc. Żydowskie cmentarze w ogromnej części są zniszczone – zniszczeń tych nie dokonał jednak czas, a ewidentnie człowiek. Idąc w głąb dzielnicy Wiliampol, której ulice obramowane były kiedyś murami getta, dotrzemy do miejsca, które leży z dala od powszechnie znanych turystycznych atrakcji, zaś mnie zatrzymało w biegu na długi czas i nie daje zapomnieć o sobie do dziś. Na starych mapach getta łatwo zauważyć cmentarz. W rzeczywistości o mało nie przeoczyłam tego, w sumie dość rozległego miejsca – lecz w końcu pod wymalowanymi sprayem hasłami, rysunkami czy brakującymi fragmentami niszczejących i zdewastowanych murów zobaczyłam kształty, którym moja wyobraźnia nadała rysy i mimikę żydowskich twarzy. Okazuje się, że nie tylko patrząc w chmury, widzimy znacznie więcej.

Wspólny nurt Wilii i Niemna

Polecam Państwu Kowno, o którym szybko zaczęłam myśleć jak o „moim” mieście. To dobre miejsce do życia, a odkąd znalazłam swoją przystań we wspaniale urządzonej ciemni fotograficznej na Wydziale Artystycznym Uniwersytetu Nauk Stosowanych, z dumą podkreślam, że Kowno dało mi także niezwykłą możliwość i komfortowe warunki do pracy. Idźcie na kowieński spacer, popatrzcie na słońce, które wpada wieczorem we wspólny nurt Niemna i Wilii, posłuchajcie szumu rzeki i turkotu drewnianych wagoników funikularu. Spojrzyjcie z bliska na pomniki i balustrady mostów – w słońcu zobaczyć można istne galerie srebrnych pajęczyn – bo Kowno to zdecydowanie miasto pająków (a te ponoć z lubością zamieszkują przestrzenie tchnące spokojem). A jeśli jesteście sentymentalni, skręćcie na chwilę w lewo z Alei Wolności, głównej ulicy miasta, w zaułek z piwnym barem, w którego oknie stoi dumnie waga wyprodukowana w Lubelskich Fabrykach Wag.

Tekst i foto: Dorota Mościbrodzka

Część zaprezentowanych zdjęć powstała w ramach RE. Mémoire – Kaunas 2020, zaprezentowanego w Ars and Mundus Galerija w Kownie (12 VIII – 10 IX 2020)

Zostaw komentarz