fbpx

Pirat śródlądowy: Lepiej, czyli gorzej

23 grudnia 2015
Comments off
1 112 Views

Paweł Chromcewicz na stronęCzy lepiej być zdrowym i pięknym, czy może jednak odwrotnie? A może lepiej biednym niż bogatym? Czy lepiej mieszkać wygodnie, czy byle jak i byle gdzie? Czy mądrzej jest budować niż burzyć? Wszystkie te pytania, jak się wydaje z gatunku retorycznych, nasuwają mi się po lekturze doniesień o kłopotach firmy Polski Bus, która z Lublina (i do Lublina) chce na trasach dalekobieżnych wozić pasażerów w warunkach komfortowych, ale nie bardzo może. Nie może, bo lokalni urzędnicy, wbrew zdrowemu rozsądkowi, robią wszystko, by wspierać równie lokalnych jak oni przewoźników, którzy ludziom proponują podróż do Warszawy, Krakowa i Rzeszowa ciasnymi, wręcz niebezpiecznymi busikami, za kierownicami których zasiadają osobnicy o instynktach samobójców.

Polski Bus już musiał zlikwidować jazdy na odcinku Lublin – Rzeszów, cieszące się wzięciem także mieszkańców Podkarpacia, bo w pierwotnej wersji autobusy kursowały z Warszawy przez Lublin do Rzeszowa właśnie. Zmniejszona została także liczba kursów Warszawa – Lublin, a dosłownie kilka dni temu, na skutek protestów i toczących się postępowań, w centrali Polskiego Busa postanowiono zawiesić trasę do Krakowa (na szczęście od 11 stycznia, więc na święta i Nowy Rok jeszcze będzie). A żeby – mając wybór – z Lublina pod Wawel, zamiast komfortowym autokarem, z wygodnymi siedzeniami, z dostępem do Internetu i sympatyczną obsługą, wybrać się busem jakiejś firemki, to albo trzeba mieć nóż na gardle, albo skłonności masochistyczne i destrukcyjne, co wprawdzie ostatnio zdarza się nad wyraz często, ale przecież nie jest jednak naturalne. Niestety, wkrótce – mam nadzieję, że chwilowo, jak i w wielu innych kwestiach – wyboru już nie będzie. Podróżni dostaną wyrok: kilka godzin w celi busa.

Skąd busiarze, jak ich się pogardliwie (i słusznie) nazywa, mają taką siłę przebicia? Bo nasi, a nie jacyś wredni i obcy, i dlatego są preferowani? Być może Polski Bus, który ani lubelskich, ani nawet polskich korzeni nie ma, właśnie dlatego stoi na straconej pozycji. Tym bardziej teraz, kiedy decydenci wszystkich szczebli ustawiają się frontem do obowiązującej już na całego „dobrej zmiany”. Może Polski Bus, po wyczerpaniu drogi prawnej w wersji samorządowej, powinien po prostu pójść do sądu. Bo, przynajmniej jak na razie, sądy wydają się wciąż być niezależne i przestrzegające litery i ducha prawa. I oby tak zostało.

A przy okazji, skoro dzisiaj – jak się okazuje – obowiązuje wykładnia, że lepiej jest podróżować ciasno i niebezpiecznie zamiast komfortowo i bez stresu, to może i inne pytania z początku felietonu nie mają wcale tak oczywistych odpowiedzi?

Jeśli są ludzie, którzy mieszkają w ciasnocie, albo nie na swoim, a inni mają nawet całkiem wolne pokoje, to może czas to zmienić, reaktywując instytucję kwaterunku. I zgodnie ze sprawdzoną ideą sprawiedliwości społecznej poprawić jednym, żeby pogorszyć drugim. Pamiętam to z autopsji, z domu rodzinnego, do którego dokwaterowano dwie rodziny. Wszystkim nam, zgodnie z tą właśnie wykładnią, było lepiej. Bo ciaśniej.

Jest jeszcze parę innych jedynie słusznych pociągnięć. Na przykład tak dowalić obrzydliwym (bo obcym) sieciom, żeby wyniosły się, skąd przyszły. A przy okazji zmniejszyć pokusy, które Bogu ducha winnym ludziom każą wybierać między setkami gatunków sera i wędlin (jakież to trudne i stresujące). Kiedyś wystarczał ocet i pasztetowa. A jak przy tym było prosto i miło…

Miło, życzliwie i przyjaźnie bywa też w święta. Dlatego ich nie lubię. Bo tak jest tylko w święta. Codzienne warczenie na siebie, zawiść i zemsta, stały zastrzyk nienawiści na trzy dni znowu ulegnie cudownej przemianie w miłość, serdeczność i empatię. Może w ramach tego chwilowego uczłowieczenia nawet busiarze, gdyby mieli okazję, łamiąc się opłatkiem, złożyliby najlepsze życzenia ludziom Polskiego Busa?

Ja natomiast cudownej przemiany (a przy okazji mądrości oraz budowania zamiast burzenia) życzę Państwu nie tylko na święta, ale i na cały przyszły rok. I na kolejny, i na jeszcze jeden. I jeszcze…

Paweł Chromcewicz

Comments are closed.