Tekst Jola Szala
Foto Marek Podsiadło
Sukienka jest czymś niezwykłym w kobiecej garderobie ‒ to nie to samo, co bluzka ze spódnicą. To ona właśnie prostuje plecy, skraca krok, wymusza elegancję siedzenia i chodzenia. Dodaje odwagi, dowartościowuje i w dużym stopniu przyczynia się do akceptacji samej siebie. Bo aby włożyć sukienkę i atrakcyjnie w niej wyglądać, należy siebie lubić, nie skupiać się na mankamentach figury i czuć, że ma się na sobie ubiór, dzięki któremu wygląda się naprawdę kobieco. Nie od razu jest jak druga skóra, czasem trzeba ją kilkakrotnie włożyć, by się wpasowała, ułożyła, zasymilowała z sylwetką. Nie powinna być zbroją, bo jej naturą jest subtelność i piękno.
Do sukienki dojrzewa się, tak jak do marzeń, które zaczynają się spełniać.
Bo sukienka taką ma właśnie moc.
Od XV do XIX wieku w sukniach stosowano gorsety, krynoliny, turniry. Jednoczęściowe (bez przecięcia w talii) suknie pojawiły się pod koniec XVIII wieku. W XIX wieku doskonalono formę, by jak najdokładniej dopasować sukienkę do figury. Początek XX wieku rozpoczął zmianę w wyglądzie kobiecej sylwetki, zaczęto stosować nowe techniki krojenia materiałów, używać delikatniejszych tkanin, które nadały sukniom lżejszy wygląd. Przełomu dokonała francuska projektantka Madeleine Vionnet, nazywana też architektem mody, która jako pierwsza zastosowała cięcia ukośne, dzięki którym suknia zaczęła przylegać do sylwetki.
Krótka i bardzo krótka, ale też do połowy łydki i maksi to długości zarezerwowane dla sukienek, ale też do sytuacji, w jakiej się ją nosi.
Z rękawem prostym i kimonowym, maleńkim, biżuteryjnym lub bez ‒ to wszystko zależy od upodobań, stylu i mody. Sukienki szmaragdowe, czerwone, w kolorze śliwki, amarantu czy fuksji, romantyczne, zwiewne lub powściągliwe w swym wyrazie, asymetryczne, przejrzyste, o różnych długościach zmieniają się zgodnie z modowymi trendami. Z jednym jedynym wyjątkiem…
Kobieta kreatorka, rozumiejąca potrzeby innych kobiet, podarowała światu niezwykłą sukienkę, która należy do najbardziej ulubionych strojów większości pań. Bez niej trudno się obejść. To ona, Coco Chanel, zmieniła charakter czarnej sukni, która przez lata noszona była przez kobiety, okazujące w ten sposób żałobę lub inne tragiczne wydarzenia. Skracając ją, ozdabiając, nadając jej prosty wygląd, używając nowych materiałów, powołała do życia, w latach 20. XX wieku, sukienkę określaną „sukienką wszech czasów”, a również „małą czarną” czy „małą czarną Chanel”.
To niezwykłe, jak mocno została zaakceptowana i pokochana przez kobiety na całym świecie. Dlaczego? Ponieważ nie przemija dzięki swojej wyrafinowanej prostocie i klasie, a również dlatego, że jest klasyczna i jest kwintesencją dobrego smaku. Jest bezpieczna i stosownie ubiera kobietę w każdej sytuacji. Mała czarna to sukienka kameleon, swoista baza, która dzięki różnym dodatkom zmienia swój nastrój w jednej chwili. Wystarczy zmienić broszkę, naszyjnik, apaszkę, szal, dopięty kwiat, a także buty i torebkę, by zobaczyć, jak się przeobraża… Mała czarna dodaje pewności siebie, bo w niej zawsze wygląda się stosownie i atrakcyjnie. Nic więc dziwnego, że badania niezmiennie pokazują, że właśnie ta sukienka wiedzie prym wśród dziesięciu najbardziej pożądanych przez kobiety ubiorów.
Można jej nie mieć? Pewnie tak, ale świat przez to jest na pewno nieco uboższy.