fbpx

Mali geniusze

24 października 2019
1 523 Wyświetleń

Urodził się 28 grudnia 1962 roku w Orange we Francji z wrodzoną chorobą powodującą kruchość kości (osteogenesis imperfecta), a w jego przypadku karłowatość. Choroba powodowała, że do ukończenia osiemnastu lat kości ulegały złamaniu około 100 razy. Cierpiał i odczuwał ból przez całe swoje życie. Pochodził z muzycznej rodziny, ojciec Tony grał na gitarze, a brat Louis na kontrabasie, on sam początkowo na perkusji. Instrument porzucił i uwolnił się od „opieki” ojca, by zacząć grać na fortepianie. Do dzisiaj wszyscy, którzy mieli okazję posłuchać go na żywo, zadają sobie pytanie, jak możliwe było z tak poważną chorobą zachować taką muzyczną witalność, tak orzeźwiającą świeżość brzmienia, łagodność w kształtowaniu melodii oraz swobodę i rozmach improwizatorski. MICHEL PETRUCCIANI, genialny karzeł o chwiejnym chodzie, wsparty o kule, w okularach z grubymi szkłami, z niedużymi dłońmi, wprawiał w ekstazę i podziw słuchaczy, kiedy tylko zaczynał grać. Pewnego razu znakomity Clark Terry powiedział po koncercie Michela – Kiedy usłyszałem go grającego, o ludzie, był krasnoludem, ale grał jak olbrzym. – Był niesforny, kapryśny i pewny swego. Był w tych swoich pragnieniach człowiekiem nie do zatrzymania. – Chciałbym mieć pięć kobiet na raz i zarobić milion dolarów w jedną noc! – mówił. Jego filozofią było mieć dobre życie i by nikt mu w tym nie przeszkadzał. Był zachłanny na popularność, sławę, akceptację. Otaczał się przyjaciółmi, znajomymi i znajomymi znajomych. Seks, wino były tylko erzacem, bo tak naprawdę zależało mu na tym, by nikt nie traktował go jako kalekę. Od 1984 roku mieszka w Nowym Jorku, koncertuje, udziela wywiadów i żyje. Był to okres najbardziej płodny i produktywny w jego karierze pianistycznej. 22 lutego 1985 roku w Town Hall w Nowym Jorku od lat milczący wybitny saksofonista Charles Lloyd wnosi na rękach Michela i sadza na stołku przy fortepianie. I tak rodzi się legenda oraz powstaje film pt. „One Night with Blue Note” w reżyserii Johna Charlesa Jopsona. Bo nieco wcześniej Petrucciani pojawia się w domu Lloyda i wspina się na fotel za fortepianem i zaczyna grać. Po chwili Charles znika i wraca z saksofonem, po który nie sięgnął od dekady. Wraca także z nowym zespołem i nowym genialnym pianistą. Płyta z Waynem Shorterem i Jimem Hallem „Power of Three” trafiła do fanów jazzu. Michel miał zaledwie 24 lata i za sobą kontrakt płytowy z Blue Note i znaczące koncerty. Petrucciani nagrywał ze wszystkimi gigantami jazzu, ale stale i uporczywie powtarzał: – Naprawdę wierzę, że pianista nie jest kompletny, dopóki nie jest w stanie grać solo. Poprosiłem mojego agenta, by odwołał występy mojego trio na rok, tak bym mógł grać tylko recitale solowe. Doceniamy wirtuozerię wykonawczą porównywaną do maestrii Oscara Petersona i wrażliwości Keitha Jarretta. Mówił, że kiedy gra, to sercem, głową i duszą. – Nie gram dla ludzkich umysłów, ale dla ich serc. – Lubił koncertować, występy publiczne, ale nie lubił oklasków, wydawały mu się takie staroświeckie. Jego życie osobiste to opowieść na film tylko dla dorosłych, eksperymenty z kokainą, alkohol. Pięć związków z kobietami, w tym dwa małżeństwa, syn i pasierb. Bardzo dużo pracował – dał ponad 140 występów.

 

Zmarł 6 styczna 1999 roku w wieku 37 lat na zapalenie płuc (świętował Nowy Rok). Kawaler Legii Honorowej. Pochowany o jedną kwaterę dalej od grobu innego wybitnego pianisty Fryderyka Chopina. Zbyt wiele wymagał od siebie, ale jak dużo ofiarował innym.

 

Jakże podobne życie miał jeden z moich ulubionych malarzy, zmarły w 1901 roku 37-letni Henri de Toulouse-Lautrec, koszmarne dzieciństwo, choć z tytułem hrabiowskim, kalectwo (1,52 cm wzrostu). Zostawił przebogatą spuściznę ponad 300 akwarel, 700 obrazów, 5000 plakatów i rysunków. Uznawany za ojca plakatu reklamowego. Miłośnik rudych kobiet, szampana Moet et Chandon i wielu innych trunków. Z zamiłowaniem wąchał kobiece pachy (szczególnie starszych kobiet). Ekscentryk, wybitny artysta, który w naturalny – naturalistyczny sposób opisywał życie widziane z jego perspektywy. To Henri powiedział: – Drogi Panie, malarstwo jest jak gówno, to się czuje, ale nie tłumaczy. 

 

Mali wielcy artyści, petit Geant.

 

Wojciech A. Mościbrodzki

(foto https://jazz.pl/michel-petrucciani-michel-plays-petrucciani-blue-note-records/)

 

 

 

 

Zostaw komentarz